Tak, wiem, miały być dwa rozdziały przed świętami... Ale nade mną spoczęła chyba jakaś cholerna klątwa, która sprawia, że gdy tylko siadam do pisania, to dzieją się u mnie nieciekawe rzeczy. Połowę tego rozdziału miałam napisane znacznie wcześniej, ale przez wszelakie zbiegi okoliczności mogłam do niego powrócić dopiero niedawno, w nowym roku. Aż mi głupio znów przepraszać za swoją niepunktualność, bo ile można. Mam jednak nadzieję, że się na mnie nie pogniewaliście i po prostu, po ludzku, to rozumiecie. (PS. Od niepamiętnych czasów nie pisałam takich scen akcji, więc dajcie znać, czy Yasha się spisała xD). Przy okazji - na dobre myślę o wstawianiu rozdziałów wyłącznie na wtt. Już miałam to zrobić, w końcu odbiór tam mam znacznie większy niż tutaj, jednak to nie znaczy, że czytelnicy z blogspota są jacyś gorsi, nic z tych rzeczy! Mam więc ogromną prośbę - jeżeli dla kogoś czytanie tej historii na wattpadzie było problematyczne, proszę, niech da mi znać w komentarzu pod tym rozdziałem.
Kiedy Natsu wrócił do motelu w Hosence i sprawdził maila od Warrena, nie wiedział, od czego zacząć. W akompaniamencie narzekań Judego odnośnie samowolnego pożyczania jego ukochanego Audi i tego, jak zmarzł, czekając na niego na mrozie, zdążył zainstalować przeglądarkę TOR, pozwalającą przemieszczać się w sieci po deep webie. W mailu zawarty był dziwny link z końcówką „.onion”, który skopiował do paska adresowego, oraz login i hasło – jak się okazało – do przekierowanego forum o nazwie „Strefa Posejdona”. To, co tam znalazł, wprawiło go w osłupienie.
— Dragneel, słuchasz ty mnie?! — Jude, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, uniósł głos.
— Nie – wyznał szczerze Natsu, niebezpiecznie odchylając się na krześle do tyłu. Nie bacząc na niezadowolenie prokuratora, złapał się dwoma palcami w okolice kości nosowej, jakby dopadła go migrena.
— Dragneel? A tobie co jest?
— Niech pan sam zobaczy.
Policjant odsunął na bok laptopa, by Heartfilia mógł łatwiej spoglądnąć na monitor. Prokurator przez dłuższą chwilę wytężał wzrok w skupieniu.
— To jest... Trochę trudno mi się tu połapać. Możesz mi to jakoś wyjaśnić, bo nie bardzo wiem, czego szukać – wyznał nieco zmieszany Jude. — Nie przypomina to typowej strony. Albo, jeśli już, to zrobionej przez jakiegoś laika.
— Nie zaglądał pan nigdy do TOR-a?
— Do czego? — Heartfilia uniósł brwi, na co Dragneel machinalnie posłał mu lakoniczny uśmiech zrozumienia.
— Okej, już wszystko tłumaczę – zapewnił Natsu, odpalając papierosa i przysuwając laptopa z powrotem w swoją stronę. Zaciekawiony Jude zaszedł go od tyłu na tyle blisko, że policjant niemal czuł jego oddech na karku. Nie było to zbyt komfortowe, jednak postanowił to przemilczeć. — Większość stron w torze tak wygląda. W sensie nie są zbyt estetyczne, a zamiast normalnego adresu strony jest taki ciąg liczb i liter...
— Prosząc cię o wyjaśnienia, miałem na myśli czego dokładnie szukać na tym forum. Nie potrzebuję poradnika dla przedszkolaka, Dragneel!
— Jasne, jasne. — Odwrócony do prokuratora tyłem, wywrócił oczami i przejechał po myszce scrollem do góry. Ich oczom ukazał się brzydki baner „Strefa Posejdona”. — Żeby w ogóle wejść na to forum, Rocka musiał wykupić dostęp, a i tak nie możemy zrobić nic więcej, jak tylko je przeglądać.
— Dlaczego? — dociekał Jude.
— Bo napisanie posta jest równoznaczne z dokonaniem zamówienia, które kosztuje od dziesięciu tysięcy wzwyż.
— A co tu się zamawia?
— Dziewczyny. Kupujesz taką i czekasz na odzew od administratora.
Prokurator nieco się wyprostował i spojrzał z niepokojem na partnera.
— Nie rozumiem... – wyznał Jude.
— Nie zamawiasz tu jednej z dostępnych dziewcząt. To ty piszesz, jaką chcesz, a oni ci taką zapewnią. Wystarczy rysopis, można wpisać tu różne wymagania, czy choćby dane prawdziwej osoby. Choć to oczywiście jest znacznie droższe.
— To jest porwanie!
— Tak, ale to nie wszystko – dodał Dragneel, zaciągając się papierosem i przejeżdżając niemal na sam dół forum. — Jest tu regulamin, w którym jest coś na wzór cennika dodatkowych usług? Nie wiem jak to nazwać. Za każdą z nich musisz uiścić dodatkowe koszty. Najdroższe jest chyba spowodowanie śmierci; ogarną cały problem bez twojego udziału za bagatela piętnaście tysięcy. Oczywiście wszystko w bitcoinach, więc ich konto jest nie do namierzenia. Na szczęście jest to. — Natsu wskazał palcem na niewielką mapkę, będącą screenem z google street view. Umieszczona na niej pinezka wskazywała ścisłe centrum Hosenki.
— Przecież przez trzy jebane tygodnie sprawdzaliśmy wszystkie kluby w Hosence. To niemożliwe! — żachnął się oburzony Jude.
— Dokładny adres zapewne podają po wpłaceniu przelewu, a poza tym... Sprawdziliśmy wszystkie kluby, prócz jednego. Została nam „Syrenka” na obrzeżu miasta. Warren prawie wycyckał nas z funduszy przeznaczonych na to śledztwo, wykupując dostęp do tego forum, więc jeśli to kolejny ślepy traf, to jesteśmy w dupie – jęknął cicho Natsu. — Ale taki zbieg okoliczności jest w ogóle możliwy? To musi być tam.
— Jeśli jakimś cudem nie znajdziemy tam zaginionych dziewczyn, to „TO”... — Prokurator wskazał z odrazą na monitor. — Jutro z samego rana jedziemy do tutejszej prokuratory zobaczyć się z Aguirą. Trzeba jej to pokazać i przygotować się do obławy na „Syrenkę”. Brawo, Dragneel, nieźle się spisaliście z Rocko. — Niespodziewanie Heartfilia poklepał Natsu po ramieniu i odszedł, upijając solidny łyk swojej herbaty, która zdążyła już ostygnąć.
***
Po krótkiej rozgrzewce Cana zaczęła pokazywać podstawowe chwyty i pozycje na rurce statycznej. Początkowo Heartfilia była sceptycznie nastawiona do pomysłu instruktorki tańca, lecz kiedy pewniej chwyciła za drążek, wykonując pierwsze polecenia Alberony, na jej ustach zagościł figlarny uśmieszek. Trudno było Lucy traktować tę sprawę poważnie, szczególnie po kilku łykach Jacka Danielsa. Zamiast tego zaczęła się dobrze bawić, a wykonując kolejne, coraz bardziej wymyślne figury, przy czym odczuwała narastającą, wręcz dziecięcą radość. Miała wrażenie, że cofnęła się parę lat wstecz i niczym kilkulatka wygłupiała się na drabinkach.
Dziewczyny spędziły kilka dobrych godzin w atmosferze pełnej śmiechów i dobrego humoru, choć nie obyło się także od niewielkich kontuzji, czy mocniejszego upadku Lucy na podłogę. Mimo to Cana nie mogła nadziwić się poczynaniom Heartfilii, twierdząc, że licealistka nie ma wyłącznie dobrych proporcji, a także mocne kończyny, gibkość ciała oraz wyjątkowe wyczucie, idące w parze z mocną determinacją.
— Jakbyś była do tego stworzona – Alberona skwitowała pochwały. — Nawet mi w pierwszym dniu nie poszło tak dobrze.
Zmęczona Lucy puszczała jej komplementy mimo uszu. Była tak spragniona, że duszkiem opróżniła połowę bidonu Cany ze świeżą, przyjemnie zimną wodą. Zziajana, siedziała po turecku na podłodze i zerknęła na swoje lekko roztrzęsione dłonie, na których zaczęły pojawiać się pęcherze.
— Nie sądziłam, że to takie fajne, a zarazem wyczerpujące. Ręce całe mnie pieką – wyznała Heartfilia.
— Pęcherze i siniaki to nieodłączny element tego tańca, szczególnie u początkujących osób. Poćwiczyłabyś parę razy i na pewno...
— O nie, nie! — wtrąciła Lucy, serdecznie się przy tym śmiejąc. — Było naprawdę ekstra, ale nie jestem tym zainteresowana na dłuższą metę. Więcej nie dam się namówić na kolejną lekcję.
— U mnie i tak byś jej nie brała. W styczniu przenoszę się do stolicy – wyjaśniła Cana, widząc zaskoczenie na twarzy blondynki. — Mój narzeczony otwiera w Crocus nowy klub. Będę tam menadżerką. I stąd też u mnie ta wielka impreza sylwestrowa. To dla mnie także impreza pożegnalna...
Melancholijny wzrok Alberony spoczął gdzieś w bok, lecz po kilku sekundach młoda kobieta powróciła do swojej typowej wersji siebie, na nowo tryskając energią. Lucy z uwagą słuchała podekscytowanej Cany, która zaczęła rozwodzić się na temat swojego ukochanego, Bacchusa. W pewnym momencie, sama nie wiedząc kiedy, poczuła przypływ zażenowania. Choć usprawiedliwiała się swoją niewiedzą oraz wczorajszym zachowaniem Alberony, zaczęło do niej docierać, jak absurdalny był jej przejaw zazdrości wobec instruktorki tańca. Aż zaczęła żałować, że nowo poznana koleżanka niebawem wyprowadza się z miasta – akurat, gdy zaczęły nawiązywać solidną nić porozumienia.
***
Tak, jak Jude zarzekł wczorajszego wieczoru, z samego rana wraz z Natsu udali się do prokuratury w Hosence. Heartfilia wcześniej poinformował prokurator Sorano o ich niecierpiącej zwłoki wizycie, więc Dragneel z początku nie rozumiał, dlaczego ich widok tak zdziwił kobietę. A dokładniej, właśnie jego widok. Przypatrywała się mu nawet wtedy, kiedy Jude w geście przywitania ucałował kobiecie dłoń.
Natsu wstrzymał się od tak kulturalnych reweransów i powściągliwie ścisnął wyciągniętą ku niemu, wątłą dłoń. Sądząc po krzywym uśmiechu Aguiry, chyba jej się to nie spodobało, ale nie przejmując się tym, od razu przeszedł z Heartfilią do rzeczy.
Podczas krótkiego, aczkolwiek rzeczowego wstępu Judego, Natsu nieco przyjrzał się kobiecie, zasiadającej po drugiej stronie biurka. Choć niczego jej nie brakowało, niczym się także nie wyróżniała. Przeciętna babka przed trzydziestką – doszedł szybko do wniosku – choć białe włosy do ramion i równo ścięta grzywka tuż nad samymi brwiami niekorzystnie dodawały jej lat. Jedynym, co zwróciło uwagę Dragneela, było spojrzenie pani prokurator. Próbując go raczej unikać i tak nie mógł pozbyć się wrażenia, że w oczach Aguiry wręcz tańczą zadziorne diabliki, mocno kontrastujące z jej oziębłą postawą.
— Natsu, możesz?
Policjant zerknął na Heartfilię, który znacząco wskazał podbródkiem na plecak, postawiony między ich krzesłami. Dragneel bez słowa wstał z miejsca i wyjął z torby swojego laptopa.
— Przepraszam – wydukał pomrukiem, zdejmując z blatu figurkę białego, porcelanowego aniołka, by zrobić miejsce na komputer. Umieszczając go ekranem do lekko skonfundowanej kobiety, musiał się nad nią pochylić, by go włączyć czy cokolwiek wpisać. Na dźwięk cichego, lecz głębokiego westchnienia Aguiry, mimowolnie zmarszczył brwi i odchrząknął. — Proszę spojrzeć.
Pokazując forum na deep webie, szczegółowo wyjaśniał pani prokurator swoje spostrzeżenia. Zainteresowana, bacznie wysłuchała wszystkich tez Dragneela, jawnie wskazujących na sutenerstwo, kuplerstwo, porwania, zatajanie morderstw. Jedynym problemem było...
— Brak adresu, brak nazwisk... I co ja mam niby z tym zrobić? — spytała Sorano, zamykając laptopa, po czym przekierowała swoje diabliki w oczach na stojącego za nią Natsu. — Jak mniemam, podejrzewacie, że zaginione, których dochodzenie prowadzicie, zostały uprowadzone właśnie przez tych ludzi, ale nie wiemy kim oni są, ani gdzie ich szukać. Pinezka na mapie, wskazująca centrum Hosenki to żaden trop.
— Przez trzy tygodnie sprawdziliśmy niemal wszystkie lokale w okolicy – wyjaśnił z pewnością Dragneel. — Został nam ostatni klub na obrzeżu Hosenki. Poza tym wie pani, kim był Posejdon? Dziwnym zbiegiem okoliczności jest fakt, że ostatni z tych klubów nosi nazwę „Syrenka”. Tylko głupi nie dostrzegłby tu zależności.
— Te dziewczęta równie dobrze mogą być przetrzymywane w czyimś domu albo piwnicy. Mogą być w innym mieście, ba, w innym kraju! — Aguira dalej brnęła w zaparte, ale na jej ustach zaczął pojawiać się nieudolnie poskramiany półuśmiech, jakby przekomarzanie z policjantem sprawiało jej satysfakcję, a wręcz przyjemność. — To, że zaginione pochodzą z tego miasta, nie znaczy, że wciąż tu są. Nie macie dowodów, że w ogóle zostały porwane. Równie dobrze mogły po prostu uciec z domów.
— Heh...
Jude, słysząc prychnięcie Natsu, nerwowo poruszył się na krześle i posłał podwładnemu karcące spojrzenie. Niestety Dragneel tego nie spostrzegł, skupiając całą swoją uwagę na pani prokurator.
— Zabrzmiało to, jakby wątpiła pani w nasze kompetencje, pani Aguiro. — Natsu rzucił oskarżenie, bezczelnie zadzierając podbródek. — Rzetelnie sprawdziliśmy każdy możliwy trop i możemy zapewnić, że w większości z tych przypadków nie ma innej możliwości, jak stwierdzenie porwania. Owszem, zaginione mogą nie przebywać już w Hosence, czy choćby Fiore. Mogą równie dobrze nie żyć, ale by cokolwiek dowieść, musimy je wpierw znaleźć. Żywe bądź martwe. — Niespodziewanie Natsu zabrał laptopa z biurka i zasiadł naprzeciwko Aguiry. — Sprawa jest prosta. Składamy zawiadomienie w sprawie klubu „Syrenka” i wnosimy o dokonanie zatrzymania właściciela lokalu, G. Serena, w celu przeprowadzenia śledztwa. Jedyne, o co chcielibyśmy prosić, to współpraca przy dzisiejszym zatrzymaniu i uprzednie umożliwienie sprawdzenia, czy przebywają tam poszukiwane zaginione.
Jude, który chciał wcześniej coś dodać, po chwili namysłu zamknął z powrotem usta i dalej siedział w milczeniu, obserwując zażartą wojnę na spojrzenia, toczącą się między Dragneelem, a Aguirą. Z początku sceptycznie nastawiony i pełny obaw do zachowania funkcjonariusza, teraz musiał przyznać, że asertywna, stanowcza postawa Natsu była równie zaskakująca, co imponująca. Ostatni raz widział go takiego przy ich pierwszym spotkaniu, gdy Dragneel niemal został odsunięty od poprzedniej sprawy.
— A jeśli się mylisz? — spytała prokurator, nie kryjąc dłużej zaintrygowania. — Wiesz, ile kosztuje przeprowadzenie takiej operacji?
— Jestem gotów ponieść następstwa swojej omyłki, jeśli do takowej dojdzie. Pytanie, czy jest pani świadoma tego, jakie zostaną poniesione konsekwencję, kiedy okaże się, że to ja mam rację, a pani nie poczyniła żadnych kroków po wniesieniu zawiadomienia.
Szczebiotliwy chichot Sorano rozniósł się po biurze, a diabliki w granatowych oczach kobiety zaczęły drżeć z ekscytacji.
— Ach, więc taką kartą zagrałeś... Powiedz, bo aż jestem ciekawa. Każdy z chłopaków z magnolskiej policji jest takim... Ryzykantem?
Natsu, niespodziewanie czując smukłą łydkę, ocierającą się o jego nogę, podskoczył na krześle tak mocno, że uderzył kolanami o blat biurka. Właśnie pojął zdziwienie Aguiry, które towarzyszyło jej od początku spotkania oraz jej późniejsze, momentami dziwne zachowanie. Ta baba ewidentnie na niego leciała.
Nawet Jude nie miał teraz tak szeroko otwartych oczu, co on.
— Dobrze, zrobimy to jeszcze dzisiaj – zgodziła się Sorano, choć wypowiedziała to w tak nieprzyzwoity sposób, że siedzący przed nią mężczyźni poczuli skrępowanie i zażenowanie. — Mam tylko nadzieję, że faktycznie jesteś tak nieomylny, za jakiego uchodzisz, Dragneel. Szkoda sobie brudzić w papierach takim wyskokiem...
***
— Brrr, ale piździ! — zawołała Sorano, wbiegając na tyły ciężarówki, która służyła im za bazę pierwszego kontaktu. Zatrzaskując za sobą drzwi, potarła zmarznięte ramiona. — Mam plu...
Jude, wpatrzony dotąd w laptopa, uniósł wzrok. Również Natsu, który narzucał na siebie najlepszą czarną koszulę, jaką posiadał, zainteresował się nagłym zacięciem kobiety.
— A pani co jest, że tak raptem zamilkła? — dociekał Heartfilia, na co Sorano przełknęła głośniej ślinę. Wpatrzona w nagi tors Dragneela jak zahipnotyzowana, powachlowała się dłonią.
— Uff, nic, po prostu jakoś tak nagle mi się cieplej zrobiło.
Natsu, mając już serdecznie dość jej seksistowskich aluzji, zmarszczył gniewnie brwi.
— Na dworze jest mróz, proszę wyjść, jeśli tu pani za gorąco – burknął pod nosem, czym prędzej zapinając koszulę.
— Jaki ty troskliwy – zażartowała kąśliwie, przybierając wyraźnie oburzoną mimikę. — Zero w was poczucia humoru, chłopaki. A ja wam pluskwę przyniosłam.
Dragneel, który zapiął się po samą szyję, zerknął na spinkę do mankietu, którą Sorano wyjęła z pudełka. Kobieta pozwoliła sobie przypiąć ją policjantowi do rękawa, a następnie odpięła mu dwa górne guziki, odsłaniając tym samym pancerkę na jego szyi.
— Idziesz do klubu, czy kościoła? Tak jest znacznie lepiej – zaznaczyła i zanim Natsu zdołał się sprzeciwić, poprawiła mu fryzurę.
— No, no! — Jude zagwizdał. — Odjebałeś się jak na dożynki.
— A dajcie mi spokój – Natsu wywrócił oczami. Nieco rozdrażniony, ale gotowy do działania, wyskoczył z ciężarówki w akompaniamencie chichotów.
— Nie pakuj się niepotrzebnie w kłopoty! — usłyszał za sobą Sorano. — Uważaj na siebie!
Będąc już na zewnątrz, zerknął na prokuratorów. Obydwoje nagle spoważnieli, a Jude, choć nie odezwał się słowem, chyba pierwszy raz patrzył na niego z takim niepokojem. Tego kompletnie się po nich nie spodziewał.
— Mówiłem już, dajcie spokój... – prychnął zażenowany i zamknął za sobą drzwi ciężarówki, nie mogąc wyzbyć się uśmiechu, błąkającego się po ustach. Ten jednak zniknął równie szybko, jak się pojawił. Teraz musiał w pełni skupić się na swoim zadaniu; nie było tu ani miejsca, ani czasu na tak trywialne rzeczy, jak żarty, czy sentymenty.
Dotarcie przed klub zajęło mu raptem dwie minuty samochodem. Przed wejściem do „Syrenki”, z której dobiegał rytmiczny bas, czekało dwóch rosłych ochroniarzy, co ze swoją posturą mogliby śmiało zawstydzić Laxusa.
Dragneel spodziewał się u nich rewizji, więc ledwo ukrył zdumienie, gdy jeden z bramkarzy po prostu pchnął żeliwne drzwi swoją wielką łapą i gestem zaprosił go do środka. Próbując zakamuflować konsternację, śmiało przekroczył próg klubu, dzięki czemu w ułamku sekundy znalazł się w innym świecie.
Od ilości neonowych świateł osoba z padaczką z miejsca nabawiłaby się tu ataku epilepsji, a agresywna muzyka electro z mocnym basem raniła mu uszy, jednocześnie podnosząc poziom adrenaliny i wpływając na rytm pracy serca. Aż przystanął na moment, by wziąć głębszy wdech i niespiesznie się rozejrzał.
Jedyna ochrona, jaką zauważył, pilnowała wejścia na schody, mieszczące się na samym początku klubu. Przy równoległej ścianie umieszczony został bar, za którym stał wyłącznie jeden barman, co było rzadko spotykane w tak sporych lokalach. Reszta pracowników składała się z niemal nagich tancerek w klatkach oraz kuso ubranych kelnerek, które z niezwykłą starannością dbały o śliniących się na ich widok klientów. Nierzadko towarzyszyły im na dłużej, siadając z mężczyznami w lożach lub na ich kolanach. I choć znaleźć tu można było osobników niemal w każdym wieku, próżno było szukać kogoś, kto nie trwoniłby pieniędzy. Gruba gotówka przelewała się tu bardziej niż sam alkohol.
Minęło parę miesięcy, odkąd przebywał w podobnych miejscach. Tak naprawdę niczym się od siebie nie różniły – wszędzie można było spotkać równie zakazane mordy, wyuzdane pracownice oraz przesadnie patetyczną jak na klub atmosferę. Śmierdziało tu przekrętami i szwindlami bardziej, niż mieszanką wielu męskich perfum, dymu i wysokoprocentowego alkoholu, który właśnie wykręcał mu nozdrza.
Zachowując czujność, podszedł do baru i zamówił kolejkę czystej. Bacznie obserwował otoczenie, doszukując się jakichś machlojek, toczonych pod stołem interesów, ale przede wszystkim któreś z twarzy, jakie od prawie miesiąca codziennie spoglądały na niego ze ściany w motelowym pokoju.
Paręnaście minut i trzy kolejki setki potem, Natsu nadal nie dopatrzył się niczego, co by go zaniepokoiło lub wzbudziło ciekawość. Poczuł narastającą w nim niecierpliwość i frustrację. W obawie o trzeźwość umysłu obiecał sobie, że piąta literatka wódki będzie ostatnią, jaką dziś wypije. Czekając na zamówienie, zatrzymał swój powściągliwy wzrok na jednej z tancerek w klatce. Jej ruchy, choć kuszące i powabne, nie robiły na Dragneelu większego wrażenia. Jedyne, co przykuło jego uwagę, to włosy młodej dziewczyny w kolorze złocistej plaży w Akane Beach. Na moment pogrążył się w zadumie i zaczął snuć, jak potoczyłyby się losy Heartfilii, gdyby niespełna pół roku temu zostawił ją na pastwę grupy Stinga, którą inwigilował. On sam pewnie wciąż tkwiłby w szambie, pracując pod przykrywką, a Lucy tańczyłaby jak ta dziewczyna, lub co gorsza... O gorszym nawet nie chciał myśleć.
Jednym haustem wypił setkę, którą barman postawił na ladzie i wbrew temu, co sobie przed chwilą obiecał, natychmiast poprosił o kolejną. Przypominając sobie o ukochanej, przywiódł wspomnieniami także dawne dni, w których nienawidził samego siebie. Pracując dla Stinga, wykonywał rzeczy, które obecnie przyprawiały go o mdłości i sprawiały, że gardził własnym odbiciem w lustrze. Do dziś w pełni nie uporał się z tą przeszłością, a przesiadując w „Syrence”, nie potrafił pozbyć się wrażenia, że nieuchronnie do niej powraca. Nie chciał na powrót stać się tamtym człowiekiem, którego z początku udawał, lecz z czasem się nim po prostu stawał. Po kolejnej, tym razem naprawdę ostatniej kolejce, doszedł do wniosku, że tamtej sierpniowej nocy, to nie on uratował Lucy, lecz ona jego. Ta niesforna, nieco naiwna, ale i pełna ciepła siksa nadała sens jego życiu, dotąd pozbawionego większych wartości. Będąc przy nim, w jego mniemaniu stawała się najczystszym w swojej postaci światłem, które wyciągało go z mroku. Ale teraz jej nie było, a demony przeszłości na powrót natarczywie szeptały mu do ucha.
By je uciszyć, dla odmiany zapalił papierosa i próbował scentralizować się na swoim zadaniu. Niestety po raz kolejny usłyszał za uchem szmer podświadomości, który podsunął mu posępną refleksję. Mając do kogo wrócić, zadanie stawało się o wiele trudniejsze do wykonania, bo teraz nie było mu obojętne, czy wróci z niego żywy. Nigdy przedtem nie myślał w ten sposób.
— To co, jeszcze jeden? — Słysząc za sobą barmana, Natsu odwrócił się w kierunku lady. — Taki rozluźniaczek, bo wyglądasz na spiętego, gościu. Trzymaj, na koszt firmy.
Dragneel chwycił za literatkę i zapatrzył się w jej dno, widoczne dzięki przezroczystemu alkoholowi. Niespodziewanie uśmiechnął się pod nosem.
— A nie macie na stanie czegoś lepszego do zrelaksowania się. Na przykład jakąś... Rudą?
Pracownik klubu, mogący być jego rówieśnikiem, oparł się dłońmi o kontuar i nieznacznie potrząsnął głową.
— Nie mamy gorzkiej żołądkowej – odparł, na co uśmiech Natsu jedynie przybrał na sile. Odkładając nietkniętą setkę na ladę, posłał mężczyźnie podstępne spojrzenie.
— Miałem raczej na myśli rudą innego formatu... — Kiedy położył dłoń na ladzie i zaczął ją powoli przesuwać w stronę barmana, od razu zauważył zwątpienie na jego twarzy. Duży wpływ na to miał oczywiście fakt, że pod dłonią Dragneel trzymał nieudolnie skrywany plik banknotów.
Barman spoważniał i przepraszając na moment, wyszedł za bar. Natsu licząc, że właśnie nie wpakował się w kłopoty, o których mówiła Sorano, cierpliwie opierał się o kontuar. Nie musiał długo czekać, lecz zamiast barmana, podeszła do niego nieco starsza, ale za to wyjątkowo piękna kobieta. Do tego ruda, choć prędzej można było porównać odcień jej włosów do ognistej, ciemnej czerwieni. Inne, pracujące w klubie dziewczęta, nie dorównywały jej pod żadnym względem — na ich tle przypominała dojrzałą, zjawiskową różę.
— To ty pytałeś o gorzką żołądkową? — Niski głos kobiety przedarł się przez wszechobecny hałas, gdy sięgnęła swoimi pełnymi ustami niemal do jego ucha.
— Można tak powiedzieć... — Natsu mimowolnie zlustrował jej nienaganną, hojnie obdarzoną figurę, dodatkowo uwydatnioną w ściśle przylegającej sukience do kolan. Nie mógł stwierdzić, że był to przykry widok, jednak spodziewał się czegoś zgoła innego. Ściślej mówiąc, liczył spotkać jedną z zaginionych.
— Więc proszę za mną. — Odwracając się, na ślepo machnęła do niego ręką i szybkim ruchem głowy zarzuciła na odkryte plecy gruby, sięgający do pasa warkocz. Zasłoniła nim tatuaż między łopatkami – symbol, którego Dragneel nie był w stanie do niczego przypisać, choć na pierwszy rzut oka przypominał mu koronę.
Przybierając niewzruszoną postawę, podążył za kobietą. W ciszy przemierzyli wąski, stosunkowo krótki korytarz, po czym znaleźli się w pokoju. Pomieszczenie nie posiadało okien i przypominało biuro, niewiele większe niż to, które sam posiadał na magnolskim komisariacie.
Na tylnej ścianie wisiała skrzynka z szybką, a w niej rząd ponumerowanych kluczy, typowych dla starszych moteli. Prócz tego, w pokoju znajdowały się dwa krzesła i najtańsze biurko ze zwykłej sklejki. Na nim spoczywała kryształowa karafka z końcówką whisky oraz przedpotopowy, zielony telefon stacjonarny ze słuchawką na kręconym, gumowym kablu. Zamiast przycisków, posiadał tarczę do wybierania numeru. Ostatni raz Natsu widział taki we wczesnym dzieciństwie, w połowie lat dziewięćdziesiątych. Na blacie stała jeszcze niewielka lampka, która wnosiła do pomieszczenia tak znikomą ilość światła, że w połączeniu z bordowymi ścianami, panował tu wręcz groteskowy półmrok.
— Nazywam się Irene, jestem menadżerką klubu. — Przedstawiła się, choć Dragneel już zorientował się, że kobieta nie jest jego „zamówieniem”. Chciał pójść w jej ślady i usiąść na wolnym krześle, lecz ta wtedy cmoknęła ustami i pogroziła palcem. — Proszę nie siadać, to zajmie tylko chwilkę.
Natsu usłuchał prośby i zaczął przyglądać się Irene równie natarczywie, co ona jemu. Świadomy stąpania po grząskim gruncie, zachował zimną krew — nie dał po sobie poznać, że jest poddenerwowany nieciekawą sytuacją, w jakiej się znalazł. W końcu nie trudno było odgadnąć, że wdepnął w niezłe gówno. Nie wiedział tylko, jak głęboko w nie wszedł.
— Zanim przejdziemy do konkretów, chciałabym o coś zapytać.
— Ja także mam pytanie, zawsze ściągacie klientów na zaplecze, czy tylko mnie spotyka ten zaszczyt?
Kąciki ust Irene drgnęły nieznacznie do góry. Nie spuszczając z Natsu wzroku, powoli zarzuciła nogę na nogę i rytmicznie postukała długimi paznokciami o blat biurka.
— Nasi klienci są ściśle określoną, często specyficzną grupą. I przede wszystkim nie przychodzą z ulicy...
Z nagła Dragneel zaśmiał się głośniej. Jego arogancka postawa na moment zbiła menadżerkę z pantałyku.
— Co, bez zaproszenia wstęp wzbroniony? Bez tego nie jestem już mile widziany? — zawołał głośniej, na co Irene mocniej ściągnęła brwi. — Chłopakom przy bramce jakoś to nie przeszkadzało.
— Niemile widziana, to jest tu namolna policja... Sierżancie Dragneel.
Słysząc swoje nazwisko, natychmiast zamilkł. Zrobiło się mu bardziej gorąco niż po wypiciu setki jednym haustem.
— Szkoda tak przystojnej buźki, ale pod kopułą to chyba brak ci piątej klepki, skoro przyszedłeś tu całkiem sam.
Zanim zdołał cokolwiek zrobić, drzwi za nim zamknęły się tak samo szybko, jak otworzyły. Zrozumiał, że Irene, prowadząc go na zaplecze, wcale nie machała do niego. Dawała znak dwóm ochroniarzom, którzy stali przy schodach na piętro. A teraz stali tu, tuż za nim i przyglądali się mu z marsowymi minami.
Jeden z nich, nieco niższy, ale za to o wiele szerszy od swojego kompana, sięgnął dłonią za pas po – jak Natsu słusznie wywnioskował – schowaną tam broń. Na szczęście na krótki moment zerwał kontakt wzrokowy z Dragneelem, co policjant natychmiast wykorzystał. Nieuzbrojony, siłowo nie mając szans z żadnym z ochroniarzy, wiedział, że jedynie refleks i słuszna ocena sytuacji mogła uratować go z tej opresji.
W ułamku sekundy doskoczył do bodyguarda, zanim lufa pistoletu zawisła mu między oczami. Łapiąc za dłoń przeciwnika i nakierowując ją niżej, sięgnął palcem po spust. Przestrzelił wyższemu mężczyźnie kolana, po czym zrobił szybki manewr w bok, zachodząc pierwszego napastnika od tyłu. Ranny, wykluczony z potyczki ochroniarz, z krzykiem oparł się i osunął po ścianie, a Natsu w ostatniej chwili wykonał manewr przed atakiem barczystego ciecia, który zamachnął się łokciem. Wiedząc, że po takim ciosie z jego nosa nic by nie zostało, mocno wykręcił bodyguardowi rękę za plecy. Zanim ochroniarz zdołał zareagować, lub — co gorsza — odwrócić się, Dragneel przycisnął mu wolną dłoń do potylicy i popychając go na ścianę, z całej siły uderzył w nią głową oprawcy. Rosły mężczyzna opadł głucho na ziemię. Chudszy nieudolnie próbował wstać, lecz Natsu kopnął go w przeponę, doprowadzając go do bezdechu.
Obezwładnienie ochroniarzy zajęło mu raptem parę sekund, jednak tyle wystarczyło Irenie, by stosownie zareagowała. Właśnie schylał się po pistolet nieprzytomnego mężczyzny i omal nie przewrócił się do przodu, kiedy kobieta z impetem wskoczyła mu na plecy. Uderzała go pięściami lub na oślep drapała jego twarz ostrymi paznokciami. Próbował ją z siebie zrzucić, obijając uwieszoną Irene o ściany, ale trzymała się zbyt kurczowo. Jedynym rezultatem, jaki uzyskał, były głuche jęki i odgłosy jej obitych płuc przy zderzeniach.
Przez nieustanną ofensywę kobiety, z każdym uderzeniem coraz bardziej zatracał trzeźwość umysłu. Rozjuszony, wpadł tyłem na biurko z taką siłą, że menadżerka w końcu upadła na blat. Ledwo utrzymując równowagę, odwrócił się do Irene. Zdołał jedynie szerzej otworzyć oczy na widok lecącej w jego stronę karafki.
— Kurwa mać! — Pulsujący, tępy ból rozsadzał mu czaszkę, gdy kryształ, którym został ugodzony w bok głowy, zapewne nie miał choćby pęknięcia. Otumaniony narastającym cierpieniem, skulił się i wycofał do tyłu. Łapiąc się przy tym oburącz za głowę, poczuł ciepłą wilgoć. Spoglądnął na swoje dłonie, w znacznej części pokryte krwią. Czuł także, jak jej stróżka zaczyna ściekać mu po łuku brwiowym.
— Rozbiłaś mi łeb, suko... — syknął przez zaciśnięte zęby, lecz jego słowa zostały zagłuszone brzdękiem spadającego telefonu. Z na wpół przymkniętymi powiekami, instynktownie podążył wzrokiem za tym dźwiękiem i zauważył, że poobijana Irene sturlała się z biurka. Na czworakach próbowała dosięgnąć Walthera, który chwilę temu sam chciał zabrać ochroniarzowi.
Niewiele myśląc, rzucił się do przodu i pociągnął kobietę za ramiona, usiłując ją podnieść. Ukradkiem zauważył, jak sięga po leżącą słuchawkę. Irene odwróciła się na plecy i wzięła zamach, lecz tym razem Natsu w locie złapał ją za nadgarstek. Wciąż zwiększając ucisk, sprawił, że słuchawka telefonu z powrotem opadła na podłogę, a place menadżerki się wykrzywiły. Rozwścieczony i skołowany tępym bólem, zacisnął żuchwę, z której skapywały kolejne krople krwi i na krótki moment skrzyżował z kobietą spojrzenia. Najwyraźniej pojęła, że jest na przegranej pozycji, bo w jej dotąd wyrafinowanym, pełnym rezonu wzroku, dostrzegł błąkające się przerażenie.
Wystarczyło jedno zdecydowane szarpnięcie, by postawić Irene do pionu. Być może zabrakło jej wytrzymałości albo zwyczajnie się poddała sile Dragneela, gdyż jej opór znacznie zelżał. Natsu bez większego wysiłku przycisnął jej plecy do swojej klatki piersiowej i uwięził w żelaznym uścisku, ograniczając poruszanie się. Nim kobieta spostrzegła, jej szyję oplatał kabel od stacjonarnego telefonu.
— K—kim ty, do cholery, jesteś...? To nie są... metody z policji!
— Skąd o mnie wiesz?! — warknął ze złością. Irene próbowała się zaśmiać, ale przez uścisk kręconej gumy na grdyce, z jej tchawicy wydobyło się nieprzyjemne charczenie.
— Dwa szczury z Magnolii węszą... w okolicy od miesiąca i... ciebie to dziwi? To miasto jest... nasze!
— Gdzie jest właściciel tego syfu, chcę z nim pogadać.
Menadżerka raptem umilkła, jakby nabrała wody w usta.
— Nie każ mi się powtarzać! Mów, gdzie on jest, albo... — Grożąc, nieznacznie powiększył zacisk kabla. Mimo wszystko starał się, by nie wyrządzić kobiecie większego uszczerbku na zdrowiu, chciał ją tylko zastraszyć. — Ja do cierpliwych nie należę!
— Na górze, ekh! Serena siedzi na... ostatnim piętrze!
Tyle mu wystarczyło. Poluzował kabel, lecz uderzeniem w kark pozbawił Irenę przytomności. Dość ostrożnie ulokował ją na podłodze, po czym odłożył telefon na biurku i drżącymi dłońmi złapał za krańce blatu. Głowa wciąż pękała mu w pół, potrzebował chwili, by na nowo zebrać się w sobie. Nieznacznie zmachany, nie dowierzał w to, co się właśnie stało, ale nie miał czasu na użalanie się nad sobą; musiał czym prędzej wziąć się w garść.
Ocierając przedramieniem krew z piekącej od zadrapań twarzy, zaszedł biurko od drugiej strony. Otworzył szufladę, szukając czegoś, co pozwoli mu zatamować krwawienie. To, co jednak w niej znalazł, pozwoliło mu zapomnieć o bólu.
Serce waliło mu jak młot, gdy powoli wyjął plik parudziesięciu zdjęć. Odłożył je na biurko i przejeżdżając po nich dłonią, rozniósł je niemal na całej długości blatu. Widział na nich kilka obcych twarzy, ale także te znajome. Karuga Mikazuchi, Arana Webb, Risley Law oraz Beth Vanderwood – bez problemu rozpoznał każdą z nich i nie miało to znaczenia, czy były to zdjęcia wykonywane dziewczynom z ukrycia, czy już jako gotowy produkt dla klienta, „pozowały” na łóżku, wyraźnie otumanione, w negliżu.
Jeżeli wcześniej lekko wstawił się czystą, teraz z pewnością do reszty wytrzeźwiał. Z zalewającą go złością wrzucił z powrotem wszystkie zdjęcia do szuflady.
— Mamy to. One tu są – powiedział do pluskwy, unosząc prawy nadgarstek pod same usta i otworzył szklane drzwiczki szafy, wiszącej za nim na ścianie. Zabrał z niej wszystkie klucze, które poupychał sobie do kieszeni spodni i już miał wychodzić, gdy niespodziewanie zadzwonił telefon. Stary stacjonarny antyk drżał, rozbrzmiewając drażliwym, raniącym uszy dźwiękiem w całym pomieszczeniu.
Dragneel zwątpił. Zamarł, przeczesując wzrokiem biuro, w którym leżała trójka nieprzytomnych pracowników, a na końcu utkwił spojrzenie w odłożonej na widełkach słuchawce. Po początkowym zawahaniu podniósł ją i nie odezwał się słowem, próbując zapanować nad własny oddechem.
— Irene, co tam się dzieje? Masz jakiś problem, że wzywałaś chłopaków?
Natsu, był pewien, że po drugiej stronie odzywał się właściciel klubu, G. Serena – człowiek w głównej mierze odpowiedzialny za porwania oraz gorszące zdjęcia, jakie miał nieprzyjemność przed chwilą oglądać.
Wiedział, że powinien czekać na wezwane wsparcie, nie działać na własną rękę, ale ochota oderwania Serenie łba okazała się silniejsza.
— Mam przyjść do ciebie?
— Nie trzeba. Sam po ciebie przyjdę, skurwielu.
Mężczyzna po drugiej stronie zaczął coś wykrzykiwać, ale Dragneel ostentacyjnie trzasnął słuchawką. Zmierzając do wyjścia, sięgnął po porzucony pistolet jednego z ochroniarzy i wyszedł z zaplecza.
Kiedy dotarł do centralnej części klubu, dzięki zdumionej minie barmana od razu pojął, jak opłakanie musi wyglądać. Starając się nie zwracać na siebie uwagi, szybko czmychnął w kierunku schodów. Bez problemu dostał się na pierwsze piętro, a tam... Cisza.
Na korytarzu nie zastał żywej duszy, lecz przezornie wyjął zza pasa skradziony pistolet. Zachowując czujność, wyjął losowy klucz z kieszeni i zerknął na breloczek z liczbą „4”. Był to jeden z pierwszych pokoi na piętrze, więc bez ceregieli włożył kluczyk do dziurki i zmarszczył brwi, gdy spostrzegł, że drzwi otworzyły się samoistnie, bez przekręcania zamka.
Roztropnie zajrzał do środka, a po chwili śmielej otworzył drzwi na oścież. Prócz paskudnego wystroju z tapetą w panterkę i grubymi, czerwonymi zasłonami przy oknie, pierwszym co rzuciło się Natsu w oczy, był panujący wokół rozgardiasz. Lampka nocna nie została wyłączona, a połowa kołdry zwisała z łóżka – zupełnie, jakby ktoś w pośpiechu wybiegł z pokoju.
Z westchnieniem zamknął drzwi, nie kłopocząc się z zaglądaniem do środka. Właśnie wtedy kątem oka dostrzegł ruch na końcu korytarza.
— Ej! — zawołał odruchowo, przekierowując w tamto miejsce lufę pistoletu. Próbując dogonić nieznajomego, dotarł do kolejnych schodów, które prowadziły zarówno do góry, jak i na dół. Co prawda Irene mówiła o ostatnim piętrze, ale teraz jej słowa zupełnie straciły wiarygodność. Idąc za tajemniczą postacią, Dragneel zszedł poniżej parteru, gdzie napotkał stare, drewniane wrota. Nieznacznie ściągając ramiona, uniósł broń na wysokość oczu i barkiem naparł drzwi. Były otwarte.
W piwnicy panowała kompletna ciemność, lecz światło z zewnątrz pozwoliło mu zauważyć betonowe schody zaraz przy wejściu. Na twarzy poczuł powiew chłodu, a w nozdrzach nieprzyjemny zapach wilgoci, choć nawet nie wszedł do środka. Zastanawiał się, czy w ogóle to zrobić – tylko głupi nie zorientowałby się, że jest to ustawiona pułapka.
— Jest tam ktoś? Proszę... Pomocy...
Cichutki, łamiący się głos kobiety zawołał go z odmętów mroku, a jego nogi same ruszyły przed siebie. Nie potrafił inaczej. Opierając się bokiem o ścianę, spokojnie zszedł na sam dół i po omacku, niestety bezskutecznie, szukał jakiegoś włącznika. Choć przed sobą nie widział niczego innego prócz przenikającej czerni, lufa pistoletu mechanicznie podążała za jego oczami.
Pokonując ostatni schodek, zarejestrował ruch na końcu pomieszczenia. Wytężył wzrok w miejscu, w którym światło neonów z zewnątrz rzucało nikły promień przez niewielkie, piwnicze okienko. Dopiero po chwili pojął, że wpatruje się w grupę przytulonych do siebie, przerażonych kobiet. Zdawało mu się także, że jedna z nich leży na samym przodzie w bezruchu, a inna rozpaczliwie głaskała ją po włosach.
Mając je przysłowiowo na wyciągnięcie ręki, z gulą w gardle zaczął iść w ich kierunku i opuścił gardę, czego chwilę potem gorzko pożałował.
Zanim przeszedł połowę drogi, oślepiło go ostre światło, od którego odruchowo zmrużył powieki. Ktoś włączył szereg lamp sufitowych, a Natsu stanął na wprost ekstrawagancko ubranego mężczyzny w towarzystwie kilkuosobowej, uzbrojonej ochrony. Każdy z nich, łącznie siedmiu ludzi, celowało w Dragneela identycznym Waltherem, jaki sam zabrał od bodyguarda Irene.
Natsu przeklinał się w duchu za swoją pochopność i bezmyślność. Doskonale wiedząc, że znów znalazł się w tarapatach na własne życzenie, mozolnie odłożył pistolet na ziemie. Kopnął Walthera w stronę wpatrzonego w niego Serenę, którego obdarzył cynicznym uśmiechem.
— No nareszcie coś widać! Nie mogliście wcześniej zapalić tego cholernego światła?
Łaaa! Super rozdział! Uwielbiam sceny akcji w twoim wykonaniu 🥺
OdpowiedzUsuńNiech Natsu wraca ze wszystkimi kończynami do Lucyny, jak zwykle musiał się w coś wpakować głąb 🙃
Myślę, że czytanie rozdziałów na wattpadzie nie byłoby problemem 😀
Życzę dużo winy, pozdrawiam 😌😘
Ta, on nie byłby sobą, jakby w coś się nie wpakował xD.
UsuńI cieszę się, że czytanie na wattpadzie nie będzie dla ciebie problematyczne - właśnie głównie zależało mi na dwóch opiniach w tej kwestii, w tym twojej ;) <3