Natsu
stanął przed lustrem weneckim, tuż obok Gildartsa. Obydwoje wpatrywali się w
Stinga, który siedział z nisko opuszczoną głową, przykuty do krzesła. Dragneel
nie widział jego twarzy, lecz podłoga pod nim była gdzieniegdzie ubrudzona
krwią.
—
Kto go tak urządził? — spytał Clivera, jednak szybko pokręcił głową. — Głupie
pytanie. Oczywiście, że Laxus.
Gildarts
tylko przytaknął w milczeniu, lecz zaraz po tym dodał:
—
Powiedział, że będzie gadać tylko z tobą — wskazał na Stinga podbródkiem.
Natsu
zerknął przelotnie na swojego partnera z pracy i sardonicznie prychnął pod
nosem.
—
Jakby miał coś do gadania — mruknął, ale jednocześnie podwinął rękawy koszuli i
wszedł do sali przesłuchań.
Powoli
zamknął za sobą ciężkie drzwi. Nie spieszył się. Nie wprowadzał nerwowej
atmosfery. Bez słowa chwycił za wolne krzesło i, omijając metalowy stół,
przysunął je bliżej, oparciem do przesłuchiwanego.
—
Co ty sobie myślisz, że możesz stawiać jakieś warunki? Za mało po mordzie
dostałeś? — warknął cicho, siadając w rozkroku na wprost Stinga. Dzieliła ich
tak niewielka odległość, że mogli porozumiewać się szeptem, jednak między nimi
zapadła dłuższa cisza, przerywana nierównomiernym pobrzękiwaniem jarzeniowej
lampy, przymocowanej nad ich głowami.
—
Gadaj, to dostaniesz mniejszy wyrok — oznajmił w końcu Dragneel, ale Sting
cicho go wyśmiał.
—
Będziecie się teraz na zmianę bawić w dobrego i złego glinę?
Młody
policjant ponownie zamilkł, kiedy zatrzymany uniósł wreszcie głowę. Natsu
widział już wiele i wcale nie było mu żal Stinga. Sam chętnie skopałby mu
dupsko, lecz przyglądając się opuchniętej facjacie Eucliffa, stwierdził, że
gdyby oberwał od Laxusa jeszcze raz, to zapewne przesłuchiwany skończyłby w
kostnicy.
—
Mogę ci pomóc — stwierdził, lecz Sting wybuchł gromkim śmiechem, szybko
stłumionym przez zakrztuszenie się. Splunął krwią pod nogi Dragneela, myśląc
chyba, że w ten sposób wywrze jakieś wrażenie na policjancie, że go zdenerwuje,
urazi. Niestety, przeliczył się.
—
Rogue, Orga, Rufus... Większość z was ma już wyrok na karku. Myślisz, że co
zrobi ta ostała resztka z was? Spierdolą gdzie się da, póki nie będzie za
późno. Ale jak chcesz, Sting, skoro tak bardzo zależy ci na bitej piętnastce za
kratami, nie będę się sprzeciwiał. Ja poszukam sobie kogoś innego do pogawędki,
na pewno znajdzie się kolejka chętnych na zmniejszenie wyroku.
Niespodziewanie
Sting szarpnął rękoma, przykutymi z tyłu do krzesła.
—
Nie bądź taki pewny siebie... — Brzmiało to jak ostrzeżenie.
—
Jestem pewny ludzi, z którymi spędziłem ostatnie pół roku — sprostował Natsu. —
To koniec, nikt nie będzie nadstawiał karku za przegraną sprawę. Przemyśl to —
dodał, niespiesznie wstając. Podszedł do drzwi i załomotał w nie pięścią, by go
wypuścili.
—
To ona cię ostrzegła, prawda? To wszystko wina tej młodej suki...
Zmroziło go na dźwięk tych słów. Na szczęście stał tyłem do Eucliffa, więc mógł
wciąż stwarzać pozory niewzruszonego. Nie mógł przed nim pokazać, że coś go to
obchodzi.
—
To tylko i wyłącznie wina waszej głupoty, Sting — wyjawił, chowając ręce w
kieszenie spodni i od zniechęcenia spoglądając na zatrzymanego profilem. — Ona
o niczym nie wiedziała. Robiła, co jej kazaliście.
—
Nie ważne jak było, on i tak pomyśli inaczej. Dorwie ją, zobaczysz.
Dragneel
mocno zacisnął pięści w kieszeniach.
—
Sam nic nie zrobi.
—
Skoro tak ich znasz, to wiesz, że nie odpuszczą! — Sting zawołał z satysfakcją,
dostrzegając, że niezachwiana dotąd postawa policjanta zaczyna pękać. — Oboje
możecie kopać sobie groby!
Drzwi
od sali przesłuchań otworzyły się. Natsu, posyłając Stingowi ostatnie,
rozjuszone spojrzenie, wyszedł z pomieszczenia. Wściekły, mijał na korytarzu
kolegów z pracy, zaskoczonych jego wyraźnym wzburzeniem. Nie zwracał na to
uwagi, a po głowie chodziło mu tylko jedno — na niego, jak i na Lucy zapadł
właśnie wyrok śmierci. Sting nie mówiłby tego z taką pewnością, gdyby się nie
zabezpieczył. On musiał już o wszystkim wiedzieć. Może za tygodnie, miesiące, a
nawet lata... Nie wiedział kiedy to się stanie, lecz prędzej czy później
spróbują dorwać ich oboje. I nie będzie mógł ochronić Lucy, bo właśnie odesłał
ją z kwitkiem. Nie obchodziło go, czy to właściwe, jednak poczuł się za nią
odpowiedzialny. Gorzej już chyba być nie mogło...
—
Ja pierdolę! — wrzasnął, trzaskając drzwiami od pokoju, w którym przed momentem
przesłuchiwał dziewczynę. Zrobił to z taką siłą, że nad framugą pojawiła się
szczelina w tynku.
Chciał
tylko zabrać swoją skórzaną kurtkę i wrócić do domu. Musiał ochłonąć i na
spokojnie wszystko przemyśleć.
Kiedy
zakładał na siebie wierzchnią odzież, z kieszeni wypadły mu kluczyki do mazdy.
Kipiąc ze złości, schylił się i dostrzegł pod biurkiem dobrze mu już znaną,
czarną kopertówkę. Jak tylko otrząsnął się z chwilowego zaskoczenia, natychmiast
zabrał torebkę z podłogi i postawił ją na blacie. Zajrzał do jej wnętrza nieco
drżącą z nerwów ręką. Tym razem jej zawartość była o wiele większa i ciekawsza
niż ostatnio. Wśród różnych pierdół i telefonu znalazł najważniejsze — portfel.
Bez zastanowienia wyjął z niego szkolną legitymację, na której widniała
fotografia Lucy. Choć było to tylko zdjęcie, na jej widok ponownie poczuł
nieprzyjemny ciężar w żołądku.
Chcąc
zdobyć adres dziewczyny, przejechał wzrokiem po wypisanych na dokumencie
danych. Raptem zatrzymał się na nazwisku, po czym nieświadomie upuścił
legitymację, patrząc przed siebie z rozchylonymi ustami. Zupełnie zatrwożony,
poczuł się, jakby ktoś przywalił mu w potylicę.
„Nie
mogę ci podać mojego nazwiska, głuchy jesteś, czy jak?!”
„Jeśli
mój ojciec się o tym dowie...”
Słowa
Lucy odbijały się echem w jego skołowanej głowie. Nagle jej dziwne zachowanie
podczas spisywania zeznań nabrało sensu. I jakby wszechświat chciał go dobić,
przypomniał sobie także rozmowę z prokuratorem.
„Nie
wiem, co wydarzyło się między tobą a tą dziewuchą tamtej nocy, ale... Boże,
młode kobiety w dzisiejszych czasach bywają takie nierozsądne. Jak pomyślę, że,
że moja córka jest w podobnym wieku...”
—
Nie może być — wymamrotał, zdając sobie sprawę, jak bardzo będzie miał
przejebane, jeśli wyjdzie na jaw, że przeleciał córkę prokuratora Heartfila.
Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.
—
Nikt — powtórzył dobitnie na głos, w pośpiechu zabierając ze sobą wszelkie
dowody na obecność Lucy w tym pomieszczeniu.
***
Lucy
siedziała w kantorku kierowców, na jednej z pętli autobusowych w Magnolii.
Towarzystwa dotrzymywało jej dwóch, niezbyt rozmownych kontrolerów, którzy
sporadycznie łypali na nią badawczym wzrokiem. W całej tej sytuacji miała o
tyle szczęścia, że zamiast wzywać policję, pozwolili jej skontaktować się z
członkiem rodziny, który poświadczy jej tożsamość bądź weźmie na siebie mandat
za brak biletu.
—
Lucy, tu jesteś! — usłyszała znajomy głos, lecz nie poczuła ulgi. Odwracając
się, zobaczyła przed drzwiami zdenerwowanego ojca.
—
Cześć, tato — wydukała niepewnie, uśmiechając się półgębkiem.
Jude
odetchnął głęboko, zwieszając głowę.
—
Pan jest jej ojcem? — spytał jeden z kanarów, a prokurator spojrzał na niego
zdegustowany.
—
Nie, świętym Mikołajem. Wypiszcie na mnie ten zasrany mandat i wypuśćcie
wreszcie moją córkę.
—
Wsiadaj — Jude furknął na Lucy, otwierając przed nią przednie drzwi od audi i
wpychając milczącą nastolatkę do środka. Sam usiadł na miejscu kierowcy i zanim
przekręcił kluczyki w stacyjce, kolejny raz westchnął strapiony.
—
Co ty sobie myślisz. Zaraz północ, a ja muszę jeździć po ciebie przez całe
miasto i odbierać z chu... Nie wiadomo skąd — poprawił się, nie chcąc kląć przy
córce. Lucy, oparta głową o boczną szybę, mimowolnie uniosła w górę kąciki ust.
—
Tak dalej pójdzie, to będę cię niedługo odbierać z komisariatu — kontynuował
Jude, a blondynka raptownie wyprostowała się na siedzeniu.
Gdyby
tylko wiedział, jak mało do tego brakowało...
—
Przepraszam — rzekła ze skruchą, spoglądając na ojca.
—
Gdzie posiałaś tę torebkę? Zgubiłaś ją?
—
Zostawiłam u Levy — skłamała.
—
Zaraz gdzieś własną głowę zostawisz. Jak mogłaś się nie zorientować, kiedy
wchodziłaś do autobusu?!
—
No przepraszam — powtórzyła Lucy. Dobrze wiedziała, że zasłużyła sobie na
naganę, ale po dzisiejszych zdarzeniach brakowało jej cierpliwości. — Po prostu
bardzo się zamyśliłam.
—
O jakimś chłopaku?
—
O zbliżającej się maturze — odrzekła ze zniesmaczeniem.
—
Ta, jasne... — Jude podejrzliwie przymrużył powieki, ale nic już więcej nie
powiedział. Dopiero gdy podjechali pod dom, podał Lucy mandat.
—
Po co mi go dajesz? — spytała, patrząc na srogą minę ojca i jego wyciągniętą
dłoń.
—
Może i jest wypisany na mnie, ale nie myśl sobie, że go za ciebie zapłacę. Może
to cię nauczy nieco roztropności, młoda panno! — dopowiedział uniesionym tonem,
kiedy licealistka wyrwała mu świstek papieru z rąk i nadąsana wyszła z
samochodu.
***
Leżał
na nierozłożonej sofie w swojej zaciemnionej kawalerce. Jedynie światło
włączonego laptopa, spoczywającego na kolanach Dragneela, oświetlało to
pomieszczenie. Happy buszował po kuchni, a on, z butelką piwa w opuszczonej
ręce, wpatrywał się w monitor.
Sam
nie wiedział, po co włączył komputer. Chyba miał coś sprawdzić, ale zapomniał
co. Bo jak mógł to zrobić. Jak mógł przelecieć córkę Heartfila... A jeśli Lucy
poleci teraz z płaczem do tatusia?
Jęknął
strapiony, z bezradności wplatając wolną dłoń we włosy. Miał ochotę wyrwać je
wszystkie z głowy. Wjebał się po uszy w gówno, ot co.
Napił
się solidnego łyka browaru i chciał wyłączyć laptopa, lecz zamiast tego odpalił
przeglądarkę.
—
A gdyby tak... — Sam nie wiedząc po co, wpisał w wyszukiwarce imię i nazwisko
dziewczyny. Bez problemu znalazł jej profil na facebooku i po chwili
zwątpienia, zajrzał na niego.
Na
widok profilowego zdjęcia dziewczyny aż zaschło mu w gardle. Nieco zamyślony,
uśmiechnął się pod nosem. Przypomniał sobie moment, w którym Lucy desperacko
ruszyła mu na pomoc w Saber Guild. Rozumiał, dlaczego wydała go Stingowi. Na
miejscu dziewczyny sam postąpiłby identycznie, więc nie rozumiał przejawu
jej... Odwagi? Głupoty? A może zrobiła to z wyrzutów sumienia? I czy w ogóle to
było istotne, czym się kierowała? Sam fakt, że chciała go wybawić z opresji,
sprawił, że nastolatka w jakimś stopniu mu zaimponowała.
Nagle
zrzedła mu mina. Jak mógł przelecieć córkę Judego! Gdyby tylko wiedział...
Chciał
dokończyć piwo, ale zastygł w bezruchu, zauważając, że dziewczyna jest online.
Zerknął na czarną kopertówkę, leżącą na środku stołu. Zatrzymał na niej wzrok
przez kilka sekund, po czym za jednym zamachem opróżnił butelkę i położył
dłonie na klawiaturze.
***
Jak
tylko weszła do pokoju, trzasnęła drzwiami i rzuciła się twarzą na materac
łóżka. Mocno przymrużyła powieki, marząc tylko o tym, by zasnąć. By ten
koszmarny dzień wreszcie dobiegł końca. Mimo to, choć zaciskała powieki
najmocniej jak się da, była zbyt rozemocjonowana, by usnęła.
Przeturlała
się na plecy i westchnęła cierpiąco. Wiedząc, że i tak w najbliższym czasie nie
zmruży oka, włączyła laptopa. Zanim zasyfione od plików cookie urządzenie na
dobre się włączyło, zdążyła się szybko umyć i przebrać w piżamę. Usiadła po
turecku na swoim królewskim łóżku, na którym spokojnie zmieściłyby się trzy
osoby, i przysunęła laptopa bliżej siebie. Postanowiła napisać do Levy. Powinna
napisać jej o tym, co się dziś się wydarzyło — w końcu obiecała przyjaciółce,
że już nie będzie niczego przed nią zatajać.
Widziałam
się dziś z Natsu. Tym policjantem. Przyjdź do mnie przed szkołą, pogadamy.
Levy
i tak nie była dostępna, pewnie już spała, więc Heartfilia nie widziała sensu,
by się rozpisywać. Z resztą uważała, że szczegóły na takie tematy zawsze lepiej
przekazywać osobiście.
Znów
ciężko wzdychając, wyciągnęła z szafki słuchawki i włączyła youtube. Miała
nadzieję, że muzyka nieco ją uspokoi.
Z
zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w kolejny melancholijny utwór Lany Del Rey,
gdy usłyszała dźwięk nowej wiadomości na facebooku. Zaczęła ją czytać,
przekonana, że to McGarden.
Natsu Dragneel: Chyba
nie lubisz swojej torebki.
Zaskoczona,
zamrugała kilkukrotnie oczami. Ze zmarszczonym czołem spojrzała na nadawcę, po
czym odsunęła się od laptopa, głośno się zapowietrzając.
—
Skąd on...
Chciała
mu natychmiast odpisać, ale dłonie zaczęły jej drżeć.
—
O cholera, o cholera, o cholera! — powtarzała niczym mantrę. — Kurwa, Lucy,
ogarnij się!
Natsu Dragneel: Smutno
jej, że ciągle ją porzucasz.
Zaczęła gorliwie myśleć, co ma mu odpisać, lecz mężczyzna znów ją ubiegł.
Natsu Dragneel: Wygląda
na to, że znalazła nowego właściciela.
Pod
wiadomością ukazało się zdjęcie, na którym znajdowała się jej torebka. A z niej
wystawał łepek młodego kotka. Był to rozczulający widok, jednak szybko
spoważniała.
Skąd
masz mojego facebooka? — napisała wreszcie.
Natsu Dragneel: Znalazłem po nazwisku. Wygrzebałem z twojego portfela
legitymację.
Lucy
przygryzła dolną wargę. Więc już wiedział, że nie kończy osiemnastki lada
dzień, a dopiero za osiem miesięcy. Znał jej nazwisko, adres, miał jej telefon.
I mógł bez problemu wpisać jej dane do protokołu zeznania, z którego uciekła, a
wtedy jej ojciec dowie się o wszystkim.
Kto pozwolił
ci grzebać w moich rzeczach?!
Natsu Dragneel: Wiem,
dlaczego nie chciałaś podawać swojego nazwiska.
No
niby dlaczego? — zapytała po chwili zwątpienia. Tym razem musiała dłużej
poczekać na odpowiedź.
Natsu Dragneel: Znam
twojego ojca. A ty wiedziałaś, że prowadzi TĘ sprawę?
Licealistce
zajęło chwilę, zanim zrozumiała, co to oznacza. Jeśli ojciec dociekłby całej,
ale to całej prawdy, to nie tylko ona będzie miała przewalone.
Zamyślona
i zatrwożona, odruchowo napisała to, co pierwsze przyszło jej na myśl.
***
Lucy Heartfilia: O
kurwa
Roześmiał
się głośniej na jej elokwentną wypowiedź. Cóż, przynajmniej wiedział, że pojęła
wagę sytuacji.
Czyli
nie wiedziałaś — odpisał nieco rozbawiony, choć przecież okoliczność, w
jakiej się znaleźli, wcale nie była zabawna.
Lucy Heartfilia: Podałeś
moje dane do zeznania?
Żeby
Jude się o wszystkim dowiedział? Nie ma żadnych zeznań, życie mi jeszcze miłe —
zapewnił.
Lucy Heartfilia: Całe
szczęście! To... Jak oddasz mi rzeczy?
Natsu przekierował wzrok z monitora na Happiego, który ledwo
mieścił się w torebce dziewczyny. Zadomowił się w niej na dobre.
Nie masz serca, chcesz pozbawić Happiego nowego domu? — Wysłał kolejne zdjęcie kota.
Lucy Heartfilia: Domu?
Chyba kuwety!
Mój kot nie robi takich rzeczy. Jest dobrze wychowany, jak jego
właściciel.
Lucy Heartfilia: Aha,
no to dobrze wiedzieć, że obydwoje nie sracie do cudzych torebek. Teraz mogę
spać spokojnie.
Dragneel zaśmiał się tak głośno, że Happy zląkł się i
wyskoczył z kopertówki. Kiedy jego pupil zniknął w kuchni, mężczyzna
przypatrzył się ich internetowej konwersacji z Heartfilią. Przyłapał się na
tym, że szczerzy się do monitora jak debil. Odchrząknął, przywracając się do
porządku, ale zupełnie zrzedła mu mina, kiedy otrzymał następną wiadomość.
Lucy Heartfilia: Wiesz co, zapomnij. Masz mój adres, wyślij wszystko pocztą. A
torebkę sobie zatrzymaj, widać Happiemu (?) bardziej się przyda.
Czekaj!
Odpisał pospiesznie, zupełnie nie mając pomysłu, jak
ma dalej poprowadzić ich rozmowę. Skoro jakimś cudem ponownie udało mu się
skontaktować z Lucy, powinien to odpowiednio wykorzystać. Po tym, jak
potraktował ją na komendzie, następnej szansy na to może już nie być. Wtedy
myślał, że postąpił słusznie. Właściwie. Nawet teraz nie był przekonany, czy odnawianie
znajomości z córką prokuratora to dobry pomysł. Nie, z pewnością to był fatalny
pomysł. Lekkomyślny, nieodpowiedzialny, idiotyczny. Jednak po tym, co usłyszał
dziś od Stinga...
Jeszcze raz spojrzał na ostatnią wiadomość Lucy,
skupiając się na jednym słowie.
***
Natsu Dragneel: Znów
karzesz mi zapomnieć, a już ci przecież mówiłem, że nie potrafię.
Wpatrywała się w monitor z niedowierzaniem. Serce
znacznie jej przyspieszyło, ale poczuła także zalewającą ją wściekłość. Kompletnie
go nie rozumiała, przecież kilka godzin temu posłał ją w diabły, a teraz co?
Natsu Dragneel: Spotkajmy
się.
Po co? Przecież dostałeś już to, co chciałeś. Złapałeś Stinga i
resztę, a na komisariacie wyraziłeś się dość jasno. Czego jeszcze ode mnie
chcesz?
Natsu Dragneel: Po
prostu się ze mną spotkaj.
Ze złości zaczęła mocniej uderzać w klawiaturę.
Chyba oszalałeś. Spadaj na drzewo prostować banany, buraku.
Natsu Dragneel: Kawiarnia?
Nie! — Niemal krzyknęła, pisząc to.
Natsu Dragneel: No
to w tym parku koło twojej szkoły. Zaraz po lekcjach.
Nie spotkam się z tobą!!! Nie chcę cię widzieć!!!
Natsu Dragneel: Do
zobaczenia, gwiazdeczko ;).
Zanim zdążyła mu cokolwiek odpisać, zobaczyła, że nie
jest już online.
— Chyba go pojebało! — zawołała głośno.
— Lucy, co to za słownictwo! —usłyszała ojca za
ścianą, na co stęknęła i ze złością zamknęła laptopa. Położyła się na bok,
wkładając ręce pod poduszkę i przyciskając ją do policzka.
Musiałaby upaść na głowę, by się z nim jutro
spotkać...
No to mamy kolejny rozdział :P Wiem, takie nudy na pudy >.<. Nie do końca wiedziałam jak wyróżnić tą całą facebookową rozmowę, ale mam nadzieję, że wyszło czytelnie. No i że rozdział się spodobał mimo jakieś szczególnej akcji :DPrzyznam, że miałam dość mało czasu na napisanie go i niezbyt sprawdzałam błędy... Wybaczycie, prawda ;D? Buźka :**
Aaa. Dnie i noce wyczekiwałam aż ten rozdział się pojawi! ^^ I absolutnie się na nim nie zawiodłam (tak jakby dało się zawieść na twoich rozdziałach).
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i kubła weny życzę ^^
Weny to mam i wiadro, ale czasu żeby przysiąść do kompa wciąż brakuje :( I dziękuję za komentarz! Cieszę się że cię nie zawiodłam tym rozdziałem :D
OdpowiedzUsuńPs. Następny powinien być jakoś na dniach ;)
"Chyba miał coś sprawdzić, ale zapomniał co. Bo jak mógł to zrobić. Jak mógł przelecieć córkę Heartfila..." oj biedny Nastu, nieźle mu się oberwie jeśli Jude się dowie hahha :D
OdpowiedzUsuńA Lucy koniecznie musi upaść na głowę!! :D
Podsumowując - rozdział jak zwykle super, czekam na więcej i tu i na barze! Pozdrawiam cieplutko! <3
Jeśli się dowie ;p. I dziękuję za komentarz, kochana <3 :* :* :*
Usuń