27 sierpnia 2018

6 "Sport to zdrowie"

    Z dedykacją dla Ginny Kurogane – za kość skokową xD.

                 Licealistki nie wróciły na resztę zajęć. Po spotkaniu z Dragneelem, Lucy była tak roztrzęsiona, że Levy zaprowadziła ją prosto do domu. Państwo Heartfiliowie mieli wrócić z pracy dopiero późnym wieczorem, więc dziewczęta miały sporo czasu, by spokojnie porozmawiać. Usiadły przy wyspie kuchennej, popijając zimą colę, wyjętą z lodówki.
McGarden rozejrzała się po dobrze znajomym mieszkaniu przyjaciółki.

– Zawsze mnie to zastanawiało...

– Co takiego? – dopytała Lucy, otwierając puszkę napoju z charakterystycznym pstryknięciem.

– Twoi starzy są wiecznie w pracy, więc jakim cudem tak duży dom zawsze lśni czystością? Nie masz nawet grama kurzu.

– No domyśl się. Po co zatrudniać pomoc domową, skoro ja mogę wszystko zrobić – stwierdził, żartobliwie się oburzając, choć w owym dowcipie dużo było prawdy.

Heartfilia lubiła mieć wokół siebie porządek. Jej rodzice wręcz żyli swoją pracą, więc zazwyczaj wyręczała ich w obowiązkach domowych. Nigdy nie stanowiło to dla niej większego problemu – nie w tym tkwił szkopuł.

Lucy przejechała palcami po czystym blacie wyspy kuchennej i skrzywiła się lekko. Naprawdę, częściej ścierała z niego kurze, niż jadła przy nim wspólny, domowy posiłek z rodziną. Choć zdążyła do tego przywyknąć, czasami dopadało ją chwilowe rozgoryczenie. Od kilku dobrych lat była zdana na siebie. I nie miała na myśli tak trywialnych rzeczy jak nauka, czy sprzątanie. Nigdy nie zwierzała się matce, czy ojcu ze swoich problemów. Skoro nie mieli dla niej czasu, nauczyła się sama rozwiązywać własne kłopoty. Tyle, że tym razem wpadła w poważne tarapaty, które zaczęły ją przerastać.

Lucy westchnęła ciężko i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Doskonale wiedziała, że Levy z niecierpliwością czeka na wyjaśnienia. Nie było sensu zwlekać, aż zacznie ją ciągnąć za język.

– Pamiętasz może Kinanę?

– Mówisz o tej lasce, co pół roku temu nawiała z chaty? No kojarzę, ale co to ma do rzeczy?

– Wiesz... Wydaje mi się, że ona wcale nie uciekła – rzekła Lucy, a zaintrygowana McGarden siorbnęła głośno coli.

– Mów dalej.

– Tamtej nocy... To co ci ostatnio powiedziałam... Trochę cię okłamałam – wyznała Heartfilia z nutką skruchy w głosie.

– Co to znaczy „trochę”? – McGarden zerknęła na nią podstępnie. – Mówiłaś, że wyszłaś z tym facetem z klubu, by się przejść i jakaś grupa debili was zaczepiła, a potem gdzieś was wywieźli. Zmyśliłaś to?

– Nie do końca.

Lucy zaczęła opowiadać o wydarzeniach z tamtej nieszczęsnej nocy. Choć widziała w zmieniającym się wyrazie twarzy Levy różne emocje, była jej wdzięczna za to, że uważnie ją słuchała i nie wtrącała się w zdanie.

– Podsłuchałam rozmowę tych idiotów, którzy próbowali mnie uprowadzić. Mówili coś o handlu żywym towarem. Myślę, że te dziewczyny, które zaginęły ostatnimi czasy...

W kuchni zapadła cisza.

– Myślisz, że Kinana... – dopowiedziała wstrząśnięta Levy.

– Nie wiem, być może – przyznała blondynka. – Mnie chcieli sprzedać za wielbłądy.

McGarden, która ponownie brała łyk napoju, zakrztusiła się.

– Za... Co?! Za wielbłądy? A nie chodziło im czasem o krowy? – zakpiła.

Heartfilia zmarszczyła gniewnie brwi.

– Nie rozumiesz? Gdzie masz wielbłądy? Ci goście porywają dziewczyny i wywożą je do Egiptu, czy w podobne strony. Na pewno słyszałaś o tym nie raz.

McGarden spoważniała.

– No nie wiem Lucy... Ale cokolwiek te łachudry miały z tobą w planach, dobrze, że im nie wyszło. Całe szczęście, że ten cały Natsu ci pomógł.

– Pomógł? – Heartfilia prychnęła z pogardą. – Postawił mi drinka. Musiał tam wrzucić jakieś gówno, bo zupełnie mnie otumaniło. Jeszcze zanim zupełnie odleciałam, pamiętam, że wyciągnął mnie z klubu i sam zaprowadził do tych gnoi. Dziękuję bardzo za taką pomoc.

Levy dała upust złości na pustej puszcze coli. Zgniotła ją, rzucając przekleństwa w kierunku Natsu.

– To jak udało ci się uciec? – zapytała w końcu, gdy nieco ochłonęła.

– No bo on później mnie z tego wyciągnął.

McGarden popatrzyła na przyjaciółkę jak na wariatkę.

– Porwał cię, żeby potem cię ratować? Nie no, to ma sens! – stwierdziła sarkastycznie.

– Ma sens, jeśli dowiadujesz się, że twój porywacz jest tajniakiem z policji. Ponoć dołączył do tej grupy jakiś czas temu i ją infiltrował. Całe to zajście było ukartowane.

– Czyli robiłaś za przynętę? – Levy z niedowierzaniem pokręciła głową. – Ty to zawsze wpakujesz się w jakieś kłopoty, Lu.

– Kłopot, to ja mam dopiero teraz – wyznała ze strapieniem. – Policja nie złapała ich wszystkich. Tak, ci z białego vanu, to oni – dopowiedziała prędko, widząc, że McGarden otwiera usta. – Zagrozili mi, że jeśli nie wystawię im Natsu, to...

– To sprzedadzą cię za wielbłądy – dokończyła za nią Levy.

– No, coś w tym stylu – potwierdziła Lucy, dopijając do końca swoją colę. – Oni myślą, że mam z Natsu coś wspólnego. Że go znam. A tak naprawdę miałam już nigdy się z nim nie spotkać. Jak zobaczyłam go dziś pod szkołą, myślałam że padnę na zawał. Ech... – jęknęła, opierając łokieć o blat i podtrzymując głowę na dłoni. Czuła, jakby jej czaszka chciała dokonać autodestrukcji. Na samą myśl o ostatnich wydarzeniach dostawała migreny. – Nie mam pojęcia, jak mnie w ogóle znalazł. Prócz imienia, nie wiedział o mnie nic! Co prawda miał moją torebkę, ale przecież telefon i dokumenty dałam tobie na przechowanie.

– To wszystko brzmi jak z jakiegoś filmu akcji – stwierdziła cicho McGarden. Po jej minie można było sądzić, że jeszcze próbuje przyswoić sobie wszystkie informacje. – A co on w ogóle od ciebie chciał?

– Podjechał oddać mi tą torebkę... – Nagle Lucy zdała sobie z czegoś sprawę. Wściekła na samą siebie, wyprostowała się na krześle i uderzyła się otwartą dłonią w czoło. – Kuźwa! Tak mnie wkurzył, że zapomniałam jej zabrać!

– Wkurzył cię, bo chciał oddać ci twoją własność? – spytała Levy z przekąsem. – Za takie rzeczy nie daje się komuś po mordzie.

Heartfilia zamilkła i przygryzła dolną wargę. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie była pewna, czy powinna to zrobić. Po chwili wyszła z kuchni i udała się na pierwsze piętro, do swojego pokoju. Gdy wróciła, bez słowa wyjaśnienia położyła na wyspę kuchenną Glocka. McGarden aż rozchyliła usta.

– Skąd masz giwerę?! To replika, czy prawdziwy?

– Ukradłam mu ją – zdradziła blondynka, a Levy, która chciała obejrzeć pistolet, natychmiast uniosła do góry ręce.

– Ukradłaś spluwę policjantowi?! Pojebało cię! Czemu to zrobiłaś! – wrzasnęła, kiedy Heartfilia nie odpowiadała.

– No... Tak wyszło – zmieszana Lucy burknęła pod nosem. Patrząc na broń, jakby to był karaluch, zaczęła bawić się wisiorkiem na szyi. – Chciał mnie zawieźć na komisariat, a ja... Bo on...

– Lucy?! – McGarden spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem, gdy ta podeszła do kanapy w salonie i rzucając się twarzą na jedną z ozdobnych poduszek, stłumiła krzyk.

– Dałam mu! Za to, żeby mi pomógł! – wyjawiła, niemal płacząc na satynowe powleczenie jaśka. – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest z policji! To...

Z ostatniej wypowiedzi dziewczyny, Levy nie zrozumiała ani słowa. Brzmiało to jak rozpaczliwe połączenie przypadkowych liter w jedną całość. Patrzyła na łkającą Heartfilię w osłupieniu, lecz po chwili usiadła obok niej na sofie. Zaczęła głaskać ją po plecach.

– Lu, nie sądzisz, że wypadałoby to zgłosić policji? Mam na myśli ten ostatni szantaż.

Blondynka niespiesznie odwróciła się na plecy i spojrzała karcąco na McGarden. Prędzej spodziewała się kazania na temat tego, co zrobiła z policjantem, niż próby namówienia jej do złożenia zeznań.

– Ty tak serio teraz? Sorry, ale ostatnio zaczęłam wątpić w wiarygodność policji... Ojcu też nie powiem, nie ma takiej opcji.

– Może jednak powinnaś? W końcu pracuje w prokuraturze.

Lucy delikatnie pokręciła głową, ocierając mokre powieki.

– Kiedyś prowadził sprawę dziewczyny, która została brutalnie pobita przez jakiś idiotów. Biedna, skończyła na wózku inwalidzkim, z głową też coś nie ten teges jej się porobiło. Naprawdę przykra, trudna i dość głośna sprawa. Ojciec ciężko ją znosił. Raz przyszedł do domu, miał mocno wypite. Słyszałam, jak płakał matce, że gdyby mi przytrafiłoby się coś podobnego, to chyba by tego nie przeżył. Jeśli mu powiem o wszystkim, złamię mu serce. Nie potrafiłabym…

Przez minutę w salonie słychać było jedynie tykanie ściennego zegara.

– To zrób, o co poprosili cię porywacze – powiedziała w końcu Levy, nie odrywając spojrzenia od Glocka, pozostawionego w kuchni. – Spotkaj się z policjantem w jakimś ustronnym miejscu, pod pretekstem, że chcesz oddać mu spluwę. Bo przecież nie dasz mu tego przed szkołą, gdzie każdy może was zobaczyć. Masz w ogóle jakieś namiary do tych typów, którzy chcą go dorwać?

Heartfilia nie odpowiedziała. Między dziewczynami znów zapadła cisza. Lucy położyła się na bok i obejmując poduszkę, mocno przycisnęła ją do swojej klatki piersiowej.

– Nie chcę tego robić – mruknęła pod nosem, usilnie unikając wwiercającego się w nią wzroku McGarden. – Koniec końców mi pomógł.

– Tak, a najpierw sam cię w to wpakował – przypomniała Levy. – Po tym, jak cię wykorzystał, nie powinnaś go żałować. Wydaj go gnojom i będziesz miała spokój.

Lucy spoglądnęła na przyjaciółkę wzrokiem zbitego psa.

– Nie martw się Lu, nie zostawię cię z tym. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Heartfilia podkurczyła nogi i podłożyła jaśka pod brodę. Oczywiście, że to wiedziała; Levy nigdy jej nie zawiodła. I naprawdę chciała powiedzieć jej o wszystkim. Nawet o tym, że gdy tylko zamyka oczy, widzi przed sobą Natsu. Widzi jego zawadiacki uśmiech, pełne namiętności spojrzenie, czy rozchylające się do pocałunku, tak kuszące usta. Chciała jej powiedzieć, że nocą przypomina sobie o cieple jego rozgrzanego, nieco spoconego ciała. Że czuje jego perfumy, zmieszane z dymem papierosów. Chciała się przyznać, że choć bardzo próbuje o nim zapomnieć, to nie jest w stanie tego zrobić. I że choć czuje się podle, to jakaś część jej aż tak bardzo nie żałuje tego, co wydarzyło się tamtej nocy w motelowym pokoju.

Kiedy dziś podeszła do niego, kiedy znów poczuła te same perfumy, zobaczyła, jak na nią patrzy – działo się z nią coś dziwnego. Nie rozumiała, dlaczego na widok tego drania dostaje arytmii serca. Z nerwów? Nie bardzo... Wiedziała tylko, że nie miało to nic wspólnego z lękiem przed Stingiem.

– Levy – zaczęła, lecz zaraz po tym obie zerwały się na równe nogi i rzuciły na Glocka, słysząc klucze, przekręcane w drzwiach.

– Lucy, jesteś już w domu?! – zawołała pogodnie Layla, ściągając w przedpokoju buty – Skończyłam wcześniej dyżu... O, witaj Levy, dawno cię nie widziałam! Co u ciebie?

– Wszystko dobrze – McGarden wysiliła się, by odwzajemnić uśmiech pani Heartfilii.

– A Lucy gdzie Lucy?

– Zaraz przyjdzie, tylko poszła... Odnieść coś na górę.


***

W sobotę Lucy obudziła się przed piątą rano. Za oknem było jeszcze ciemno. Próbowała ponownie zasnąć, lecz jedynie przewracała się z boku na bok, a w jej głowie panował chaos. Miała w niej sieczkę. Rozważała, co począć. Rozum podpowiadał jej, że powinna posłuchać Levy. Przecież stawką było bezpieczeństwo najbliższych osób – dla Heartfilii nie istniało na tym świecie nic ważniejszego. Wybór, zdawałoby się, był oczywisty. Ale nie był, ponieważ serce i przeczucie podpowiadało Lucy, by nie wchodziła w układy z niebezpiecznymi ludźmi. W tym także z tajniakiem z policji. Powinna go unikać, trzymać się z daleka. Nie robić nic.

Zdenerwowana faktem, że jest już zupełnie rozbudzona, wstała z łóżka. Choć niebo było szare i przysłonięte chmurami, postanowiła rozładować napięcie. Musiała się wyżyć.


– Już nie śpisz? – spytał zaskoczony Jude, gdy jego córka schodziła po schodach. Ubrany w brązowy garnitur, czytał codzienną prasę i popijał kawę. Pobudzający zapach prażonego, zaparzonego ziarna arabiki rozprzestrzeniał się po całej kondygnacji.

– Wychodzę pobiegać – rzuciła krótko, kucając, by zawiązać adidasy. Wciskając wystające sznurówki w boki butów, rzuciła ukradkowe spojrzenie na ojca, który ponownie zaczytał się w magnolskim dzienniku. Obok nóżek krzesła, na którym siedział, leżał otwarty, skórzany neseser. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, jaką obecnie prowadzi sprawę i mimowiednie przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Levy:
 Ojcu też nie powiem, nie ma takiej opcji. 
 Może jednak powinnaś? W końcu pracuje w prokuraturze.
– Uważaj na siebie.

Lucy przeniosła wzrok z teczki na ojca. Mówiąc to, nawet nie oderwał wzroku od gazety. Nie zapytał kiedy wróci do domu, ani gdzie dokładnie do tego czasu będzie przebywać. W końcu miał ważniejsze sprawy na głowie – wysnuła, uśmiechając się lakonicznie. 

Większość nastolatków cieszyłaby się, mając taką swobodę. Lucy, która nigdy nie sprawiała problemów wychowawczych, nie doświadczyła, czym jest rodzicielska nadopiekuńczość. I nie do końca miało to związek z zaufaniem – pomimo braku kontroli, była trzymana na dość krótkiej smyczy, a w domu panowały żelazne zasady. Ciekawe, co by się stało, gdyby złamała jedną z nich. Być może pochłonięci pracą rodzice nawet by tego nie zauważyli?

– Jasne – odrzekła, związując włosy w wysoki kucyk i wyszła z domu.

***

Natsu miał na dzisiejszy poranek wielkie plany. Postanowił, że końcu weźmie się za swoją kondycję, o którą przez pracę nie mógł zadbać przez ostatnie pół roku. Będzie produktywny. Wcześnie wstanie, wyjdzie z domu pobiegać i wróci przed ósmą, by wziąć orzeźwiający prysznic oraz napić się kawy.

W rezultacie siedział zziębnięty na ławce obok magnolskiego lasu, przybierając marsową minę i patrząc na mijających go biegaczy z nienawiścią. W tym niewielkim mieście, ulica Sosnowa był ulubioną miejscówką dla osób, uprawiających jogging – głównie dzięki równo wybetonowanej, długiej niemal na kilometr drodze wzdłuż lasu. Nie mógł jednak uwierzyć, że tyle ludzi przychodzi tu dobrowolnie o tak wczesnej porze, żeby katować się ćwiczeniami.

– Masochiści – mruknął pod nosem, chwytając się za skronie. Kac przepoławiał jego czaszkę w pół. Co go podkusiło, by nie wypić tej cholernej kawy przed wyjściem...

Choć był dopiero początek września, w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą jesień. A on oczywiście nie pomyślał i ubrał się jak na plaże. Siedział jak debil w krótkich spodenkach, ze sterczącymi z zimna włoskami na łydkach, i w bluzce bez ramiączek.

Poczuł upokorzenie i ukłucie złości, kiedy przebiegający obok niego dziadek posłał mu zdawkowe spojrzenie. Staruszek wyglądał, jakby zmagał się z reumatyzmem, a jego skóra do złudzenia przypominała swoją strukturą rodzynka. Mimo to biegł dzielnie przed siebie – nie to co Dragneel, który odpalając papierosa, stwierdził, że dwadzieścia trzy lata to wystarczający wiek, by się nie przeforsowywać.

Trzymał fajkę wyłącznie ustami i pocierał zmarznięte ramiona. Przysiąg sobie, że to ostatni raz, gdy wyszedł biegać. Zdecydowanie wolał siłownie, choć niekwestionowanym faworytem w porannych czynnościach i tak na zawsze pozostanie wylegiwanie się w ciepłym łóżku. Najlepiej z jakąś fajną panną, wyrwaną poprzedniego wieczora.

Zły sam na siebie za swoje genialne pomysły, postanowił, że wróci do domu jak tylko dokończy papierosa. I może podjedzie na stację po jakąś kawę. Dzięki Bogu, że nie oszalał na tyle, by przychodzić tu pieszo i zaparkował trzy ulice dalej.

Wzdychając, jakby przebiegł spory dystans, schylił się nieznacznie, strzepując popiół pod nogi. Znieruchomiał, kiedy przed oczami mignęły mu zgrabne łydki w czarnych leginsach. Raptownie spojrzał na oddalającą się dziewczynę, której biodra i blond kitka kołysały się miarowo w niespiesznym truchcie. Zapatrzył się na jej pośladki, uwydatnione w obcisłych spodniach, lecz po chwili zerwał się z ławki i – niedowierzając w zbieg okoliczności – pognał za Lucy.


W pełni skupiona na drodze, biegła przed siebie z lekką zadyszką. W słuchawkach, prócz muzyki słyszała rytmiczne bicie swojego serca i przyspieszony oddech. Miała wrażenie, że sapie jak nosorożec, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, by się zatrzymać i odpocząć. Napędzała ją irytacja; sądziła, że dzięki porannym ćwiczeniom zdoła oczyścić umysł, a czuła jedynie, że usiłuje uciec przed myślami. Niestety te wciąż ją doganiały.

Zdziwiła się, gdy ktoś niespodziewanie pociągnął ją za ramię. Lekko strwożona, ale i zaciekawiona, wyciągnęła z uszu słuchawki i odwróciła się. Zamarła, widząc przed sobą młodego mężczyznę w krótkich spodenkach.

– Naprawdę mnie nie zauważyłaś, czy tylko udawałaś?

Zmarszczyła brwi i odsunęła o krok, by uwolnić się z jego uścisku.

– Co ty tu robisz? Śledzisz mnie?! –  oskarżyła go gniewnie. – Z resztą nieważne, daj mi spokój – dodała, zanim Natsu zdołał odpowiedzieć i natychmiast wróciła do joggingu. Pomimo zmęczenia, znacznie przyspieszyła. Liczyła, że zdoła zbiegnąć policjantowi, ale wkrótce zrozumiała, jak bardzo była naiwna.

– Chcesz sobie urządzić zawody, nie ma sprawy. I tak nie uciekniesz.

Posłała mu krótkie, wściekłe spojrzenie, gdy się z nią zrównał. Z powrotem założyła słuchawki na uszy i znów przyspieszyła. Kiedy i to nie pomogło, w przypływie impulsu skręciła wprost do lasu. Zaczęła biec najszybciej, jak tylko potrafiła i nie odwracała się, by sprawdzić czy Natsu dalej ją prześladuje. Nie zatrzymała się, choć brak śniadania, zmęczenie i zdenerwowanie nieoczekiwanym spotkaniem coraz bardziej dawało się jej we znaki.

Pod dość cienką podeszwą adidasów wyczuwała chrupanie gałązek, porozsypywanych na ściółce, a kolejny trapowy utwór, puszczony z mp3, był tak głośny, że zdecydowanie przekraczał normę decybeli bezpiecznych dla słuchu. Nagle zeszła z dróżki i wbiegła między drzewa. Była pewna, że jeśli mężczyzna wciąż za nią podążał, teraz z pewnością ją zgubi. Dumna z siebie, uśmiechnęła się zwycięsko, lecz wtem coś uderzyło ją w okolicy kości skokowej, tuż nad prawą stopą. Nim zorientowała się, że zahaczyła o wystający korzeń, runęła plackiem na ziemię. Przez moment leżała nieruchomo, próbując uświadomić sobie, co się tak właściwie wydarzyło. Otaczała ją przenikliwa cisza, choć wciąż miała założone douszne słuchawki. Powoli zaczęła unosić się do siadu. Widząc, że kabel zwisa jej wzdłuż ciała, a wtyczka jack nie jest podłączona do mp3, zaczęła rozglądać się za urządzeniem, które przy upadku musiało wypaść jej z kieszeni bluzy. Podparta dłońmi o ściółkę, podkurczyła nogi w kolanie. Chciała wstać, ale skrzywiła się z bólu, promieniującego po całej długości łydki.

– Ała… – spojrzała na nogę od zniechęcenia. Na widok rozdartych leginsów zrobiło się jej słabo.

–  Z głową wszystko dobrze?

Kiedy usłyszała Natsu tuż obok siebie, wzdrygnęła się.

– Co robisz w środku lasu?

– Siedzę. Nie wolno mi? – furknęła, złączając podkurczone nogi i oplatając je rękoma.


Dragneel z niemałym zdziwieniem przypatrywał się Lucy. Kuliła się pod drzewem z miną, jakby obraziła się na cały świat.

– Pójdziesz stąd, czy będziesz tak stał nade mną jak kat? – dopowiedziała niecierpliwie.

– Postoję. Nie wolno mi?

Zaśmiał się, gdy spojrzała na niego spod byka. Wtem dostrzegł coś białego, leżącego na ziemi.

– To twoje? – spytał, sięgając po mp3. Wtedy zrozumiał dziwne zachowanie blondynki. Przez jej ciemne ubrania, wcześniej tego nie zauważył, ale była gdzieniegdzie brudna od ziemi. I nie tylko.

Kucnął naprzeciw Lucy i bez słowa złapał ją za kostkę. Próbowała się wyswobodzić, lecz nie pozwolił na to i wyprostował dziewczynie kończynę. Zmarszczył brwi, widząc rozciętą niemal do kolana nogawkę leginsów. Spora część łydki dziewczyny pokryta była świeżą krwią.

– Jak ty to zrobiłaś, co?

Odwróciła głowę, by na niego nie patrzeć. Pomyślał, że zachowuje się jak damulka, lecz wkrótce przekonał się, że opacznie to odebrał.

– To wszystko twoja wina. Gdybyś mnie nie gonił...

Poczuł się dziwnie nieswojo, słysząc jej drżący głos, zwiastujący płacz. Skarcił się w myślach, gdy dopadły go wyrzuty sumienia. Przecież nie zrobił nic złego.

– To po cholerę uciekałaś. Możesz wstać?

Lucy westchnęła ciężko i spróbowała się podnieść. Musiała przytrzymać się pnia sosny, by nie upaść.

– Dam sobie radę – mruknęła cicho, lecz widział, że ból mocno jej doskwierał. Mało tego, gdy tylko wstała, krew zaczęła powoli spływać jej z łydki aż do kostki.

Nie było mowy, żeby zostawił ją taką w środku lasu. Spodziewając się krzyków i protestów, wsunął głowę pod ramię Lucy i chwycił ją w pasie. Posłużył jej jako oparcie. O dziwo nie zaprotestowała.

– W samochodzie mam apteczkę – wyjaśnił, a dziewczyna kiwnęła głową. Choć nie próbowała ukryć faktu, że nie jest z tego powodu szczęśliwa, najwyraźniej zrozumiała, że nie miała wyjścia i musiała przyjąć jego pomoc.


Powoli stawiali krok za krokiem. Wszystko przez nią, ponieważ kuśtykała.

Dreptali w milczeniu, aż nie doszli na skraj lasu. Zajęło im to sporo czasu i Lucy widziała narastające zniecierpliwienie na twarzy mężczyzny.

– Tak do jutra nigdzie nie dojdziemy! – zawołał niespodziewanie. Zlękniona, cudem powstrzymała się od krzyku, gdy Natsu wziął ją na ręce. Odruchowo objęła jego kark.    

Kiedy wyszli na ulicę, omal nie spaliła się ze wstydu, dostrzegając ukradkowe spojrzenia zaskoczonych, ciekawskich przechodniów. By tego nie widzieć, ukryła twarz w torsie Natsu. Ścisnęło ją w żołądku, gdy wyczuła na policzku, jak pod napiętymi mięśniami klatki piersiowej bije jego serce. Zamknęła powieki, próbując się uspokoić – z tego wszystkiego dostała zawrotów głowy.

– Możesz nie spać, gdy cię dźwigam?

Otwierając oczy, spojrzała prosto w jego wpatrzone przed siebie, zielone tęczówki. Spostrzegła, że ma niewielkie sińce pod oczami. Wyglądał na przemęczonego.

– Dlaczego za mną biegłeś? Czego ty ode mnie chcesz? – dociekała, gdy nie odpowiedział na pierwsze pytanie. Nawet, kiedy zerknął na nią przelotem, nie przestała się mu przyglądać.

Po chwili uśmiechnął się zgryźliwie.

– A mówią, że sport to zdrowie – zadrwił, rozglądając się, by przejść przez ulicę. – Nie rozumiem, co ludzie widzą w bieganiu. To nudne i ponoć szkodzi na stawy.

– Ja tam lubię czasem pobiegać – przyznała nieśmiało. Widząc, że nie ma sensu silić się na wyciągnięcie z niego informacji, postanowiła odpuścić. Przynajmniej na razie.

– Znam lepsze dyscypliny. Wiesz chyba, co mam na myśli – Natsu drgnął brwiami i przybrał podstępny grymas, a Lucy zaczęła wątpić, czy dobrze postąpiła, przyjmując jego ratunek. Może się okazać, że bezpieczniej byłoby zostać w lesie.


Niósł Lucy przez osiedle z niskimi blokami, aż dotarli do jego czerwonej Mazdy. Delikatnie opuścił dziewczynę i otworzył drzwi samochodu. Pomógł jej usiąść bokiem na tylnym siedzeniu, a następnie podszedł do bagażnika. Kątem oka wciąż ją obserwował. Blondynka powoli opuściła stopę na asfalt, podciągnęła rozerwany materiał spodni po kolano i zmarkotniała. Jej biała skarpetka wchłonęła dość sporo sączącej się z rany krwi.

– Ściągnij buta – nakazał, gdy wrócił do niej z apteczką i butelką mineralnej wody. Kiedy usłuchała jego polecenia, opłukał jej nogę.

– Nie wygląda to tak źle – stwierdził z ulgą, przyglądając się rozcięciu. Choć długie na pół łydki, nie było głębokie.

– Dziękuję – usłyszał, koncentrując się na zaciskaniu bandaża. W jej głosie dało się wyczuć dużo wdzięczności.

Kończąc opatrywać ranę, spojrzał na Lucy i ponownie przybrał swój zawadiacki uśmiech.

– Lepiej pomyśl, jak się za to zrewanżujesz – zasugerował, podnosząc się z przysiadu. Jedną ręką przytrzymał się dachu auta i nieco zgięty, wychylił w stronę licealistki. Lucy wytrzeszczyła oczy, nieufnie przechylając do tyłu plecy, gdy wciąż się przybliżał. W końcu upadła na tylne siedzenia, opierając się łokciami. Uwięził ją jak w potrzasku.

– Naprawdę jesteś podły – znienacka przyznała z rozczarowaniem, kiedy Natsu był na tyle blisko, że omal się na niej nie położył, a ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – Wystarczyło powiedzieć, że mam oddać twoją spluwę. Po co ten cały cyrk?

Cyniczny uśmieszek natychmiast zniknął z jego ust. Lekko zszokowany, po chwili zwątpienia wyszedł z auta i podał dziewczynie rękę, lecz tym razem nie przyjęła jego pomocy. Samodzielnie wstając z tylnych siedzeń, stanęła tuż przed nim.

– Podjedź w poniedziałek pod szkołę z moją torebką. Jak tylko zwrócimy sobie rzeczy, nie pokazuj mi się więcej na oczy. Nie życzę sobie, byś zabawiał się moim kosztem. – Żegnając się tymi słowami, nie miała odwagi na niego spojrzeć. Utykając, zaczęła odchodzić w swoją stronę.
Oziębłość, z jaką to powiedziała, przyprawiła Dragneela o gęsią skórkę bardziej, niż dzisiejszy chłodny poranek. Nie spodobało mu się jej zachowanie. I nie miało to nic wspólnego z celem, jaki chciał od początku osiągnąć. Zirytowało go, że Lucy była niedostępna, odpychała go, miała o nim tak nieprzychylne zdanie.

Powinien przeczekać do poniedziałku, a do tego czasu przemyśleć następny krok, by jak najefektywniej wykorzystać dziewczynę w swoim planie. Przecież w całym tym – jak to sama zręcznie określiła – cyrku, chodziło wyłącznie o jedno. O zamknięcie gangu, awans, pieniądze. O pokazanie najbliższym, że to on miał rację. Nie o jakąś głupią małolatę.

Przyspieszonym krokiem ruszył za Lucy. Nogi same go niosły. Nie rozumiejąc, dlaczego tak postępuje, po raz drugi dzisiejszego dnia złapał ją za ramię, lecz tym razem odwrócił ją zamaszyście do siebie.

– Nie robię tego – oznajmił zdecydowanie, z pełną powagą. Widząc lęk i niepewność w spojrzeniu Lucy, powoli przesunął dłoń z jej barku i ujął ją za policzek. Drugą ręką objął nastolatkę w pasie i ostrożnie przysunął się bliżej. Zauważył, że jej oddech mocno przyspieszył. Miała rozchylone usta – poruszała nimi ledwo zauważalnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale powstrzymywała się ze strachu.

Wyłączył myślenie. Nie przestając pożerać Lucy wzrokiem, skradł jej pocałunek. Blondynka, z początku wzburzona, powoli zaczęła mu ulegać. Kiedy przymknęła powieki, zrobił to samo, przyciskając ją do siebie i pogłębiając subtelne dotąd pieszczoty. To po prostu było silniejsze od niego, nie potrafił nad tym zapanować. Jakby popchnął go instynkt.
Nagle Lucy przyłożyła dłonie do jego torsu i odsunęła go od siebie. Oniemiał, gdy zobaczył, że niemal kipi z wściekłości.

– Masz mnie za aż tak głupią?

– Dlaczego tak sądzisz? – spytał z frustracją.

Dziewczyna przyglądała się mu z odrazą. Mocno zbiło go to z tropu.

– Przecież dla ciebie to tylko sport – wygarnęła sardonicznie i oddaliła się najszybciej, jak zdołała. A on, ogłupiały przez stwierdzenie Lucy, zdołał jedynie stać przed samochodem i wpatrywać się w odchodzącą nastolatkę.




Co prawda nie było rozdziału równo miesiąc, ale chyba udało mi się teraz to zrekompensować – ten rozdział, w porównaniu do poprzednich, do krótkich nie należy ;). Nie wiem tylko, czy jest przy tym dość ciekawy, by was zainteresował i skłonił do pozostawienia choć kilku słów xD. Ja o dziwo jestem z niego dość zadowolona, pisało mi się go naprawdę dobrze, ale chętnie poznałabym waszą opinię :).Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu i zdołałam nim umilić wam kilka chwil! Buźka :***

6 komentarzy:

  1. Gdybyś nie użyła zwrotu "kość skokowa" w tekście, to ludzie by pomyśleli po przeczytaniu dedykacji - ZA KTÓRĄ BARDZO DZIĘEEEEEKUJĘ! - że wyszukałam ci prawdziwą kość... Albo ja mam taką zrytą banię xDD
    Obiecałam, iż skomentuję, ale nie bardzo wiem jak, bo cały rozdział się śmiałam. No, może przy rozważaniach Luśki na temat pracy rodziców. Oh, dziewczyno, nawet nie wiesz jak cię dobrze rozumiem :-(
    Jak Luśka i Levy zwiały z zajęć, to mi się normalnie przypomniała końcówka mojego liceum. Matura za pasem, a ja na wagaryxDDD Teraz się śmiałam, ale wtedy miałam inne podejście... Bardziej "mloczneee" *błąd celowy*
    Wiem, że nie powinnam, jednak cisnę niezłą bekę z tego, za co są sprzedawane porwane dziewczyny. Po prostu sobie non stop wyobrażam jak bandyci na jakimś zadupiu dają porwaną laskę zleceniodawcom w zamian za wielbłądy. Na jaki jasny chuj, za przeproszeniem, komu wielbłądy w Japonii, ja się pytam?!!xDDD
    Tak, Luśkę pojebało, Levy, a Natsu to kadłub totalny, że się nie zorientował od razu, kto zwinął giberęxDDDD
    Niech Lucy nic nie mówi tatkowi, bo będzie cy... Znaczy PIEKŁO NA ZIEMI! Obawiam się tego, co stary mógłby zrobić Natsu, chyba coś gorszego od porywaczyxDDD
    Masochiści... Powiedział ten, co sam chciał poćwiczyć formę *wywraca oczami* To się nazywa hipokryzja, Natsu! H.I.P.O.K.R.Y.Z.J.A!!! I w ogóle fajny strój do joggingu, deklu! Tylko chyba ci się adresy pomyliły...
    KOŚĆ SKOKOWA, MA MIŁOŚĆ!!! <3 <3 <3 HISTORIĘ Z NIĄ ZWIĄZANĄ BĘDĘ OPOWIADAĆ BRATANKOM (jak będę ich mieć) I DZIECIAKOM KUZYNOSTWA, HAHAHAxDD
    "Marsowa mina" - to określenie mnie zawsze rozwala, może dlatego, że kojarzy mi się z ufoludkami?
    "To nudne i ponoć szkodzi na stawy" - Wiesz co, Dragnell? Nie będę tego komentować... Albo może skomentuję! Każda wymówka dobra, żeby nie uprawiać sportu >.>
    "Znam lepsze dyscypliny" - Bożeeee, trzymajcie mnie, bo zajebie jeżozwierza!
    Tak, kurwa, a ja jestem królową Anglii, miło poznać =.= Przecież to już widać na kilometr, Dragnell!!!
    ZABUJAŁEŚ SIĘ!!! Tylko ciekawa jestem, kiedy się do tego przyznasz? To samo pytanie kieruję do Luśki...
    Dobra, to koniec komentarza!
    Pozdrawiam, życzę weny i (nie)cierpliwie czekam na dalsze perypetie naszego NaLu ;*
    PS. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za dedykację!!!
    Ginny Kurogane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co, Ginny, naprawdę bardzo mi wtedy pomogłaś, więc dedykacja jak najbardziej się należy <3. I cieszę się, że udało mi się ciebie rozbawić ^^.
      I ładne rzeczy ja tu się dowiaduję - zawsze myślałam, że Ginny była przykładną, wzorową uczennicą, a tu takie coś :o! xD
      Porywane dziewczęta oczywiście nie są porywane dla wielbłądów xD. To, że jeden dekiel tak kiedyś powiedział, nie oznacza że tak faktycznie jest :D Ale stwierdzenie jak widać się u Lucyny przyjęło ;p.
      No i Natsu dobrze wie, kto mu ukradł giwerę - w końcu Luśka mierzyła z niej prosto między jego oczy xD. Po prostu nie miał okazji się o nią dopomnieć, skoro dziewczyna ciągle ucieka na jego widok ;p.
      Mi określenie "marsowa mina" zawsze się kojarzy z twarzą na Marsie xD. A że bieganie szkodzi na stawy, to ponoć fakt. Ja osobiście i tak czasem biegam, jakoś póki co na stawy nie narzekam :D.
      Jeżozwierz i Luśka póki co nie odpowiedzą niestety na pytanie, jakie do nich skierowałaś. Trzeba poczekać i przeczytać kolejne rozdziały, żeby się dowiedzieć xD.
      Bardzo dziękuję za komentarz, kochana! jak zobaczyłam jaki jest długi, to mnie omal z nóg nie zwaliło xD. Buźka :***

      Usuń
  2. Super rozdział! Podejście Natsu co do biegania - dokładnie takie samo jak moje hahah.
    Całkiem urocza scena po upadku Lucy, nieco mnie rozczuliła, ale niestety jak to z Nalu - pragnę więcej!
    Pozdrawiam cieplutko! Czekam na następne rozdziały tu i na ,,Barze''~! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię biegać, jednak nie jestem dobra na dłuższe dystanse xD. Będzie więcej, obiecuję :D Tylko nie wiem kiedy uda mi się dokończyć następny rozdział :P. I bardzo ci dziękuję kochana :***

      Usuń
  3. kiedy coś nowego ? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dniach powinno się coś pojawić nowego, najpewniej w przyszłym tygodniu ;)

      Usuń

Szablon © Stworki|Yasha