Lucy nastawiła budzik w telefonie i ułożyła się wygodnie do snu.
Przez obolałą stopę trochę jej to zajęło.
Czy można to nazwać niefortunnym wypadkiem, gdy w ciągu
tygodnia doznajesz dwóch urazów tej samej nogi? Nie, kiedy obcujesz ze stróżem
prawa, który zmusza do skakania z okna pierwszego piętra i goni cię po lesie.
To nie niefortunny wypadek, to fatum i szkodliwa relacja, która jutro miała
dobiegnąć końca.
Zanim zamknęła oczy,
spojrzała na swój czarny plecak postawiony obok biurka – niepozorną czarną
torbę w kwiatowe wzory, w której między podręcznikami ukryła Glocka. Jutro
nareszcie będzie po wszystkim...
Następnego ranka
tuż przed ósmą rano, niewyspana horda nastolatków kroczyła niespiesznie w
kierunku szkoły. Lucy dostrzegła grupkę dziewcząt, plotkujących tuż obok głównego
wejścia do budynku oraz kilku pierwszaków, nieudolnie ukrywających się z
papierosem, którego palili na zmianę. Nie zabrakło także czerwonej Mazdy,
zaparkowanej na samym początku przyszkolnego parkingu.
Heartfilia ominęła uczniów
i podeszła do auta. Szybko wsiadła do środka, nie patrząc na kierowcę.
– Jak noga? – Natsu
przywitał ją pytaniem.
– Bywało lepiej – przyznała
szczerze, zamykając za sobą drzwi i kładąc plecak na kolana. Choć czuła, że
policjant bacznie się jej przygląda, Lucy zawzięcie unikała kontaktu
wzrokowego. Zaczęła grzebać w torbie; chciała mieć to jak najszybciej z głowy.
W końcu wyjęła z plecaka pistolet i dyskretnie położyła go na udach mężczyzny.
Zamarła, gdy jej dłoń została uwięziona w silnym uścisku. Nerwowo spojrzała w
bok, napotykając na zielone, przenikliwie wpatrzone w nią oczy Natsu.
– Lucy...
Jego mina zbitego psa
sugerowała, że chciał ją przeprosić. Nie oczekiwała tego. Nie chciała. Miała po
prostu oddać jego własność i pozbyć się go raz na zawsze. Dla ich wspólnego
dobra.
Szybko przekierowała
spojrzenie z jego twarzy na swoją ściśniętą dłoń.
– Muszę iść – rzuciła
naprędce, wyswabadzając rękę z żelaznego uchwytu, a zaskoczony Natsu rzucił się
za nią do przodu.
– Porozmawiajmy! – zawołał.
– Proszę.
Lucy właśnie miała zamknąć za sobą drzwi Mazdy, lecz dostrzegła
swoją torebkę na tylnych siedzeniach. Zwinęła ją najszybciej jak potrafiła, po
czym rzuciła przelotne spojrzenie na sposępniałego policjanta.
– Nie ma o czym – stwierdziła chłodno, na odchodne trzaskając
drzwiczkami z nadmierną siłą. Ruszyła gniewnym krokiem, nie odwracając się za
siebie.
Zrobiła to, co było w jej
mniemaniu słuszne. Natsu nie miał już powodów, czy też pretekstu, by podjeżdżać
pod szkołę i by ją niepokoił. Dała mu także jasno do zrozumienia, że nie chce
utrzymywać z nim kontaktu. To koniec. Powinna odetchnąć z ulgą, w końcu o to
jej chodziło, prawda? Więc dlaczego zamiast wytchnienia, czuła w sobie dziwną
pustkę?
Po porannym
spotkaniu, Heartfilia nie była w stanie skupić się na lekcjach. Nawet wracając
do domu, błądziła gdzieś myślami. Gdy dotarła na miejsce, zupełnie oderwana od
rzeczywistości zaczęła grzebać w plecaku, szukając pęku kluczy. Dopiero, kiedy
włożyła jeden z nich w dziurkę od zamka, zorientowała się, że drzwi od
mieszkania są otwarte. Lucy poczuła niepokój – rodzice nawet jeśli kończą
wcześniej pracę, zawsze zamykają się na cztery spusty.
Powoli i ostrożnie zajrzała
do środka. Niemal od razu zauważyła zbitą szybę od uchylonego wyjścia na taras.
Poduszki na sofie były rozdarte, krzesła w kuchni połamane, a na podłodze
leżały potłuczone talerze.
Poruszona tym widokiem Lucy zrobiła pierwszą rzecz, na jaką wpadła
– drżącą dłonią wyjęła telefon z kieszeni skórzanej ramoneski i wybrała numer
do ojca.
Choć nastał już
wieczór, na dole wciąż krzątali się policjanci. Ponadto słyszała przez
niedomknięte drzwi swojego pokoju rozmowę swoich rodziców. Wszyscy akt
wandalizmu jednogłośnie przypisywali komuś, kto żywił urazę do Judego. A było
takich osób dość sporo, w końcu zapewne nie jeden miał za złe prokuratorowi, że
jego bliski ogląda świat za krat. Dodatkowo nic nie zginęło z ich domu, co było
kolejnym powodem, by sądzić, że włamywacze mieli osobiste powódki.
Lucy podejrzewała, że sprawcą mogli być grożący jej gangsterzy,
lecz nie miała zamiaru się dzielić swoimi domysłami. Bo i co miałaby im
powiedzieć? Poza tym, nie miała żadnego dowodu, a wstępne przypuszczenia
policji i rodziców również mogły być słuszne.
Przemyślenia dziewczyny przerwał nieznany, polifoniczny dzwonek
telefonu. Bardzo się zdziwiła, gdyż dźwięk wyraźnie dobiegał z jej pokoju.
Zdezorientowana, zaczęła się rozglądać i nasłuchiwała obcej fonii, by
zlokalizować jej źródło. Skupiona na poszukiwaniu, zajrzała pod łóżko, ale był
to ślepy traf. Podniosła poduszkę, a jej serce uniosło się do gardła, gdy
znalazła pod nią starą, rozdzwonioną i wibrującą Nokię. Urządzenie nie należało
do niej, nawet nigdy nie miała takiej „cegły” w posiadaniu.
Niepewnie sięgnęła po telefon. Na zielonym ekranie wyświetlał się
zastrzeżony numer. Odebrała połączenie i przyłożyła Nokię do ucha.
– Hallo? – Odchrząknęła, ponieważ z nerwów aż zaschło jej w
gardle.
– Widziałem, że nie próżnujesz z czasem.
Lucy zmarszczyła brwi.
– Kto mówi?
Rozmówca zaśmiał się drwiąco. Wtedy rozpoznała Stinga, lecz ten
fakt wcale jej nie uspokoił. Wręcz przeciwnie. Dostała gęsiej skórki na samą
myśl, że ten oprych był w jej pokoju, przy jej łóżku.
– Jak na fakt, że nie masz kontaktu z Natsu, to dość
często się z nim widzisz. Nie ładnie tak kłamać.
Heartfilia zacisnęła palce na telefonie.
– To wasza sprawka? Dlaczego zdewastowaliście mi pół mieszkania?!
– spytała z wściekłością, ledwo powstrzymując się od uniesienia tonu. Nie
chciała, by ktokolwiek usłyszał choć fragment tej rozmowy.
– Za dwa dni w Saber Guild. – Niespodziewanie
głos gangstera zmienił się na oziębły i o wiele bardziej zdecydowany. Lucy
jednak nie chciała dać się zastraszyć.
– A jak nie przyjdę? – spytała zgryźliwie, siląc się na cyniczny
akcent.
– Za dwa dni masz tam przyprowadzić tego gnoja, albo
kości twojej matki będą wyglądać jak nogi twoich kuchennych krzeseł.
Nim Lucy zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, połączenie zostało
przerwane. I tyle jej przyszło z pyskowania.
Nerwy zżerały Lucy od środka. To będzie cud jeśli nie nabawi się
wrzodów – pomyślała następnego dnia na jednej z lekcji. Naprawdę nie wiedziała,
co robić. Nie chciała podkładać policjanta gangsterom, ale była podstawiona pod
ścianę. Zlekceważenie takiego szantażu było co najmniej niepoważne. Po prostu
niemożliwe. Tylko jak teraz miała skontaktować się z Natsu? Może i znalezienie
go nie było czymś niemożliwym, wystarczyło przecież pójść na komisariat, ale co
dalej? Po tym, jak szorstko się do niego odnosiła, nawet jeśli zdoła go odszukać,
jak niby miałaby go przekonać, by pojawił się w konkretnym miejscu, o
wyznaczonej dacie i godzinie? Może w ogóle nie zdoła go przekonać, a co dopiero
zrobić to w jeden dzień!
Strach zaczął przejmować nad nią kontrolę. Nie potrafiła usiedzieć
spokojnie w jednym miejscu. W pewnym momencie poczuła, że dłużej nie wytrzyma.
Musiała się wyrwać, pobyć choć chwile w samotności i pomyśleć. Pod przypływem
impulsu, chwyciła za plecak i niemal wybiegła z sali, nie odpowiadając na
zdziwione pytania nauczyciela historii.
Ignorując nikły ból w kostce, zeskakiwała ze schodów na szkolnym
korytarzu, mając w głowie tylko jedno – wkopała się w totalne gówno, z którego
nie wiedziała, jak wybrnąć. To ją przerastało.
Kiedy z impetem otworzyła drzwi wejściowe i wybiegła przed szkołę,
oniemiała. Przystanęła, z niedowierzaniem wpatrując się w równie zaskoczonego
jej widokiem Natsu. Obecność policjanta doszczętnie zbiła ją z pantałyku.
Zupełnie się tego nie spodziewała.
Mężczyzna zaczął podchodzić, ale ona nie ruszyła się z miejsca.
Zszokowana, nie była w stanie ani się do niego zbliżyć, ani uciec. Wtem
dostrzegła, że trzyma on w dłoni niewielki bukiecik róż, co do reszty ją
onieśmieliło.
– To tandetne – mruknęła pod nosem, wskazując podbródkiem na róże.
– Wiem – przyznał Natsu, wręczając dziewczynie kwiaty. – Ale
chciałem cię należycie przeprosić.
– Niby za co?
– Za wszystko. Zasłużyłaś na to.
Lucy po chwili zwątpienia wreszcie przyjęła kwiaty, lecz zaraz po
tym wyminęła mężczyznę, podeszła do kubła na śmieci, do którego ostentacyjnie
wyrzuciła bukiet i bezczelnie odeszła. Tak po prostu sobie poszła, bez
jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Chciała zgrywać obojętną, lecz w
rzeczywistości jej serce zaczęło szaleńczo łomotać, jakby brało udział w
konkursie na przedwczesny zawał.
Głupia, głupia, głupia! Co
ona, do cholery, wyprawia?! Policjant podał się jej jak na tacy, a ona, zamiast
to wykorzystać, ucieka? Tłumaczyła to sobie tym, że nagłe pojawienie się
mężczyzny bardzo ją zdumiało, wręcz speszyło, lecz czy na pewno? Czy o to
właśnie chodziło? Czego tak naprawdę się obawiała, gangsterów, czy Natsu?
Idąc chyżo wzdłuż budynku od sali gimnastycznej, zastanawiała się,
czy faktycznie nie ma innego wyjścia, jak wystawić policjanta szajce
kryminalistów. Zaczęła zwalniać, lecz wtedy poczuła szarpnięcie w barku. Nim
się zorientowała, Natsu przyszpilił ją do ściany.
– Musisz robić ze mnie idiotę?! – krzyknął.
– Nie robię tego. Sam świetnie dajesz sobie radę – prychnęła, nie
bacząc na jego uniesiony ton. Chciała się wydostać spomiędzy jego rąk, lecz nie
pozwolił jej na to. Nieco się zlękła, widząc, jak bardzo jest rozjuszony.
– Dlaczego jesteś taka wredna, co? Co ja ci takiego zrobiłem, że
tak mnie traktujesz?
Stwierdzenie Natsu momentalnie podniosło jej ciśnienie.
– Co mi takiego zrobiłeś?! – Lucy nie wierzyła w to, co usłyszała.
Stwierdzenie Natsu momentalnie podniosło jej ciśnienie. – Wykorzystałeś mnie! I
teraz łazisz za mną i pogrywasz jak z jakąś... Nie rozumiesz, że gdybym tamtej
nocy wiedziała, że jesteś gliną, w życiu bym czegoś takiego nie zro...
– To ty nic nie rozumiesz! – wtrącił się jej w zdanie, uderzając
dłonią w ścianę, tuż obok ucha dziewczyny. Lucy natychmiast zamilkła, strwożona
i utemperowana jego impulsywnym zachowaniem. – Cała półroczna akcja poszła się
jebać, bo jakaś małolata zawróciła mi w głowie! Omal nie wyjebali mnie przez to
z roboty! Powinienem być wściekły, bo to wszystko twoja wina, a przyjeżdżam tu
i stoję kilka godzin jak skończony debil, kupuję kwiaty, by cię przeprosić...
– To cię nie usprawiedliwia, ale... Nie wiedziałam. Skąd mogłam
wiedzieć – lekko skołowana, zaczęła błądzić wzrokiem w przeróżnych kierunkach,
byleby tylko nie spojrzeć na zbulwersowanego Natsu, który wykrzykiwał w jej
stronę oskarżenia.
– No to już wiesz! Kurwa, przez ciebie omal wszystkiego nie
straciłem! To ja tu jestem poszkodowany! – wrzasnął.
– Na własne życzenie, to wszystko twoja wina! I skąd mam mieć
pewność, że mnie nie oszukujesz?! I przestań na mnie krzyczeć! – nabuzowana,
również się uniosła.
– A myśl sobie co chcesz, mam w dupie twoje zdanie! I nie mów mi,
co mam robić! Będzie mi gówniara rozkazywać...
Heartfilia nie wiedziała, jak się zachować. Ukradkiem zerkała, jak
ze wzburzenia dostaje lekkiej zadyszki, marszczy gniewnie brwi i łypie na nią
poirytowany.
– Więc po co to robisz? Skoro to moja wina i masz gdzieś, co
myślę, to po co to wszystko? – zapytała szeptem, nieśmiało zerkając na
mężczyznę. Drgnęła mimowolnie, gdy ciepła, nieco szorstka dłoń ujęła jej
policzek.
– Bo jesteś jak jadowita żmija, która ciągle pluje na mnie
jadem i... I która zatruła mi myśli. Strasznie mnie wkurzasz, ale nie mogę
wyrzucić cię ze swojej głowy. Nie potrafię zapomnieć...
Znienacka urwał wypowiedź. Na jego twarzy dziewczyna dostrzegła
cień bólu, jakby walczył sam ze sobą. Widziała, jak spoglądał na jej wargi i
była pewna, że zaraz ją pocałuje, ale ku jej zdziwieniu, do niczego takiego nie
doszło. Zamiast tego powoli opuścił dłonie.
Gdy dobiegł do nich pogłos szkolnego dzwonka, obwieszczający
koniec zajęć, Natsu odsunął się o krok. Ponownie przyjrzał się blondynce z
dziwnym wyrazem twarzy. Lucy nie do końca mogła go rozszyfrować. Był zły?
Rozczarowany? Przygnębiony? A co najważniejsze – czy był wobec niej szczery?
Stwierdziła, że to nie istotne. Lada moment pojawią się tu inni uczniowie,
więc jeśli chciała cokolwiek zrobić, musiała działać natychmiast.
Odważnie przybliżyła się do mężczyzny, z determinacją przycisnęła
dłoń do tyłu jego głowy i przysunęła go do siebie, wpijając w niego swoje usta.
Facet zwyczajnie znieruchomiał.
– Jutro o dwudziestej w Saber Guild. Tylko się nie spóźnij –
dodała stanowczo na odchodne.
Udawała pewną siebie, lecz kiedy tylko zniknęła z jego pola
widzenia, kucnęła i chwyciła się za serce. Z emocji trzęsła się jak galaretka,
to było do niej takie niepodobne! Miała nadzieję, że mężczyzna za nią nie
podąży, bo gdyby zobaczył ją w tym stanie...
Raptem zmarkotniała, przypominając
sobie o ogłupiałej minie Natsu. Poczuła się naprawdę podle. W tamtej chwili
wyglądał, jakby dopiero co poraził go prąd. Byłoby to komiczne i pewnie
śmiałaby się z tego do rozpuku, gdyby nie fakt, że właśnie wydała na niego
wyrok.
No i mamy siódmy rozdział :D Może nie imponujący długością ani wartką akcją, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam. W następnym poście będzie się działo – mam tylko nadzieję, że tego nie spierdziele xD.
Nie wiem kiedy ukaże się następny rozdział, bo chęci do pisania są, ale czasu jak zwykle tyle, co nic... Więc może to być za kilka dni, albo znów za miesiąc.
Pozdrawiam i tulę was ciepło w te chłodniejsze dni, dziubki! :*** I choć wątpię, by zaglądali tu jacyś chłopacy, to – jeśli się jednak mylę – WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI WASZEGO DNIA ;) :*
Oho, czuję, że w kolejnym rozdziale będzie wiele emocji i akcji. Nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na dalszy rozwój sytuacji, tak samo jak i na 'barze' ! <3
Postaram się, by emocji i akcji w następnym rozdziale ci nie zabrakło xD :**
Usuńkiedy będzie cos nowego ? :)
OdpowiedzUsuńBędzie w styczniu ;)
UsuńJuż dawno nie czytałam nic tak wciągającego ;> Można powiedzieć że 7 rozdziałów najzwyczajniej w świecie zjadłam ;p
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać ciągu dalszego!
Śle masę weny i chęci do kontynuowania, bo naprawdę świetnie piszesz! ;)
Buziaki ^_^
Dziękuję! Cieszę się, że opowiadanie tak ci się spodobało :* Kontynuacja będzie już niebawem ;)
Usuń