Natsu siedział na skraju łóżka. Zdążył naciągnąć na siebie
bokserki, znaleźć rzucony wcześniej pilot i wyłączyć telewizor. Nawet nie
wiedział, jakim wynikiem zakończono spotkanie Barcelony i Juventusu. Miał to
gdzieś. Zamyślony, przyglądał się odwróconej do niego plecami Lucy, która wręcz
mozolnie zapinała od tyłu stanik, a następnie rozejrzała się za sukienką.
Zauważył odcisk swoich palców na dziewczęcych pośladkach, gdy schyliła się po
ubranie.
Zaczęło do niego docierać, co tak właściwie jej obiecał. Uratuje
ją? Śmiechu warte. Pomijając fakt, że w ogóle nie powinien tego robić — to było
niewykonalne. Musiałby wydostać ją niepostrzeżenie z budynku, obstawionego
przez paręnaście osób. I tak nigdy więcej jej nie zobaczy. W końcu zapomni o
wyrzutach sumienia, jeśli w ogóle takowe będą go nękać. Odpuść —
podpowiadał mu zdrowy rozsądek. — Nie zdołasz jej pomóc.
Kątem oka dostrzegł nieporadne zmagania Lucy z zamkiem sukienki.
Nieświadomy swego przygnębionego wyrazu twarzy podszedł do Heartfilii. Poczuł,
jak zadrżała, gdy zapiął jej suwak na plecach. Stojąc tuż za nią, zastanawiał
się, jak w subtelny sposób wyjaśnić, że nie jest w stanie dotrzymać danego
słowa. Nie chciał, by wpadła w histerię. Czekał, aż Lucy sama odwróci się do
niego, lecz ona tkwiła nieruchomo, jedynie przyciskając złączone pięści do
piersi. Zniecierpliwiony, złapał ją za ramię i odwrócił do siebie przodem.
Zamarł, wstrząśnięty widokiem roztrzęsionych ust i wielkich oczu dziewczyny,
przepełnionych strachem.
— Tylko mi tu nie becz. Przecież powiedziałem, że ci pomogę —
wypalił gniewnie, zanim pomyślał, co mówi. Odwrócił się od Lucy na pięcie,
podchodząc do okna. Na zewnątrz dostrzegł zaledwie dwóch typów — jeden z nich
trzymał jego ubrania, wyrzucone uprzednio przez Heartfilię. Reszta towarzystwa
zapewne poszła do pokoi. Gdyby zadziałał z zaskoczenia...
Oparł dłonie o parapet i westchnął ciężko. Chyba do reszty oszalał.
Intensywnie analizował, jak wybrnąć w tej patowej sytuacji, aż w
końcu przyznał sam przed sobą, że główkowanie nigdy nie było jego atutem. Jeśli
chciał wydostać stąd dziewuchę, musiał zrobić to natychmiast, zanim się
rozmyśli.
— Kurwa! — wrzasnął, pokrzepiając się do działania, a wystraszona
Lucy cofnęła się o kilka kroków w róg pokoju, torując mężczyźnie przejście.
Natsu, wykreowany w oczach dziewczyny na odważnego macho z wielkim
kalibrem między nogami, ruszył dziarsko przez motelowy pokój i z rozmachem
otworzył drzwi. Zgrywał pewnego siebie, choć w rzeczywistości przysłowiowo srał
w portki.
— E, ziomek! Sting ci nie mówił, że nie wolno testować towaru?
Rogue i Rufus, czatujący przed drzwiami, posłali Dragneelowi
zgryźliwe uśmieszki.
— Nie wasza sprawa.
— Gdzie posiałeś ubrania? — dopytał Rogue, częstując Natsu
papierosem. Rufus w tym czasie zajrzał do pokoju i lubieżnym spojrzeniem
zlustrował zlęknioną Heartfilię.
— Ta suka wyjebała mi ciuchy przez okno. Popilnujcie jej, zaraz
wracam — poinstruował Dragneel i w samych bokserkach zszedł po schodach na
parter.
Lucy ze złością nabrała powietrza, słysząc, jak została nazwana.
Pozostawiona sama sobie, zerknęła w stronę pilnujących ją mężczyzn — zasrańce
chichotali bezczelnie, wcale nie kryjąc rozbawienia. Pojęła, że skoro cały czas
byli w pobliżu, musieli wszystko słyszeć. Ogarnięta zażenowaniem, podbiegła do
drzwi i zamknęła je z hukiem tuż pod nosem ochroniarzy. Usłyszała ich gromki
śmiech, lecz była zbyt zdenerwowana, by się tym przejąć. Podeszła do okna i
otworzyła je na oścież, wypatrując Dragneela. Dostrzegła go tuż pod uliczną
lampą, niedaleko wejścia do motelu. Zakładał spodnie z papierosem w ustach,
wdając się w żywą dyskusję z dwoma roześmianymi facetami.
Zaczęła powątpiewać, czy postąpiła właściwie. Z każdą sekundą
uświadamiała sobie, jak naiwnie się zachowała. Już niemal przekonana, że nie ma
co liczyć na jakąkolwiek pomoc, nagle otworzyła szeroko oczy, gdy Natsu
wyrzucił niedopałek i pięścią przywalił jednemu z porywaczy prosto w twarz.
Natychmiast skorzystał z zaskoczenia drugiego osobnika i w moment powalił go na
ziemię.
— Brawo! Przywal mu w ryj jeszcze raz! — wyrwało się jej z
zachwytu.
— Lucy! — zaskoczony Natsu spojrzał na dopingującą mu dziewczynę.
Podbiegł pod otwarte okno i rozstawił szeroko ramiona. — Skacz!
Uśmiech z twarzy Heartfilii zaczął zanikać.
— Nie mamy czasu! — krzyknął, zerkając niecierpliwie w stronę
wijących się na ziemi mężczyzn. Jeden trzymał się za krwawiący nos, drugi, po
ciosie w żołądek, wciąż próbował złapać oddech. — To tylko pierwsze piętro!
— Oszalałeś?! — ryknęła przerażona, lecz zaraz zesztywniała,
czując czyjeś ręce na ramionach. Powoli przesunęła wzrok z zaskoczonej miny
Dragneela, na stojącego tuż obok Rogue.
— Masz przejebane, Natsu! — zawołał kpiąco czarnowłosy, a Lucy
posłała w jego stronę gniewny grymas. Głupotą byłoby się teraz poddać.
Odwróciła się energicznie i z całej siły odepchnęła od siebie
mężczyznę. Chciała go wyminąć, lecz oprawca przycisnął ją do framugi okna.
Rufus stanął tuż za nimi, wciąż uśmiechając się zgryźliwie.
— Spieprzajcie — syknęła ze złością i zamaszyście kopnęła Rogue
między nogi. Ochroniarz odruchowo złapał się za krocze, puszczając Heartfilię,
która przez uniesioną nogę straciła równowagę. Rufus nie zdążył jej złapać.
Czuła, jak przechyla się do tyłu, a rama okna dosłownie wyślizguje jej się z
rąk. Nim spostrzegła, że spada, z impetem wleciała w bukszpanowy żywopłot,
rosnący tuż pod motelem.
— Jesteś cała?! — Nocne, rozgwieżdżone niebo zostało przysłonięte
przez wystraszonego Natsu.
— Żyję — stwierdziła zaskoczona tym faktem i wyciągnęła przed
siebie rękę. Dragneel chwycił ją za nadgarstek i czym prędzej wyciągnął z
krzaków. Z niepokojem spoglądnął na pobitych mężczyzn, którzy zaczęli podnosić
się z ziemi. Rogue i Rufus tkwili w oknie, nie dowierzając w to, co się
wydarzyło.
— W nogi! — rozkazał Natsu i zaczął biec. Lucy pognała tuż za nim,
lecz nie mogła go dogonić. Był za szybki, a ona zbyt osłabiona oraz obolała po
upadku z pierwszego piętra. Miała świadomość, że porywacze lada moment zaczną
deptać im po piętach, jednak i tak nie mogła uwierzyć w kondycję Dragneela.
Przecież zaledwie kilka minut temu leżał na niej wykończony, a teraz gnał przed
siebie na złamanie karku.
Nie oglądał się za nią, nie zatrzymywał choćby na moment. I nie
zauważył, że pędząca za nim dziewczyna stanęła, by zaczerpnąć tchu.
— Natsu! — stęknęła z chrypą, lecz chyba nawet jej nie usłyszał.
Chwytając się za kolana, spuściła głowę. Miała wrażenie, że jej płuca płoną
ogniem.
Kiedy się wyprostowała, Dragneela nigdzie nie było. Stała przed
polną szosą, pozostawiona na pastwę ośmiu facetów, którzy otoczyli ją w ciasnym
kole.
— Oj, niegrzeczna ptaszyno! Nie wolno wylatywać z klatki! —
zawołał Rogue, popychając Heartfilię.
Wszyscy zaśmiali się głośno, gdy upadła na kolana.
Debilka, mogła grzecznie zostać w domu, zamiast szlajać się z
psiapsiółką po nocnych klubach. Teraz skończy jako karta przetargowa na
wielbłądy. Właśnie to jej przyszło z zerwania zakazanego owocu...
Ucisk w gardle i poczucie pękniętego serca zwiastowały gorliwy
szloch dziewczyny.
— A co robimy z landryną?
— Z Natsu? — spytał retorycznie Rufus. — A chuj z nim!
— Wy, patrzcie! — Jeden z przestępców wskazał na Lucy. — Ptaszyna
się pobeczała!
Heartfilia wlepiła wzrok w żwirową drogę, bezdźwięcznie wylewając
na nią potok łez. Bezustannie pociągała nosem i trzęsła się, próbując
powstrzymać wybuch płaczu. Po chwili dostrzegła przed sobą kucającego Rogue.
— Zapłacisz za tego kopniaka — splunął dziewczynie pod nogi.
Pozostali zaśmiali się jeszcze głośniej, jednak ich rechot ucichł, gdy
zauważyli pędzący wprost na nich samochód. Dosłownie ułamki sekund później
stary Opel zaparkował przed nimi na pisku opon — gdyby grupka porywaczy nie
odskoczyła w porę, zapewne koła auta rozjechałyby kilka stóp.
Heartfilia została oślepiona przednimi reflektorami pojazdu,
jednak przyzwyczajając wzrok do ostrego oświetlenia, dostrzegła zarys dwóch
mężczyzn, stojących za otwartymi drzwiczkami samochodu.
Rogue uniósł się z kucka i prychnął lakonicznie.
— Nawet ze spluwami we dwóch nic nie zrobicie — stwierdził, lecz
cofnął się o krok. Wszyscy spojrzeli na drogę przed sobą, coraz bardziej
oświetlaną przez niebiesko-czerwone światła radiowozów. Porywacze jak zmówieni
zaczęli uciekać, pozostawiając struchlałą Heartfilię na środku ulicy.
— Wsiadaj wreszcie! — Lucy usłyszała Dragneela, ale była zbyt
przerażona, by wykonać najprostszy ruch. Wtedy ktoś pociągnął ją i siłą
wepchnął do Opla, zanim minął ich sznur policyjnych wozów.
— Zawieź ją na komisariat. Ja tu posprzątam — oznajmił obcy
mężczyzna do pospiesznie zasiadającego za kierownicą Natsu i zatrzasnął
drzwiczki po stronie dziewczyny.
— Dzięki! — zawołał do niego Dragneel i niemal natychmiast wcisnął
pedał gazu. Silnik Opla zaryczał dziko, wprawiając starego gruchota w ruch. W
kilka sekund zostawili przemytników i policję daleko w tyle.
Blondynka z dezorientacją przyglądała się swojemu wybawcy, który
uśmiechał się nerwowo. Wyraźnie zestresowany, kurczowo trzymał roztrzęsione dłonie
na kierownicy z taką siłą, że pobielały mu knykcie.
— Nie ma co płakać, już po wszystkim. Gildarts dopilnuje
prewencyjnych, by złapali tych zwyrolów co do jednego.
— Gildarts? — powtórzyła nieśmiało za Dragneelem, lecz jej słaby
głos został zagłuszony przez dźwięk telefonu. Natsu po omacku wyjął ze spodni
swojego smartfona, zerknął na wyświetlacz i zaklną głośno.
Kiedy odebrał, nawet Lucy wybałuszyła oczy, słysząc czyiś wrzask
po drugiej stronie słuchawki.
— Tak, szefie. Dobrze, szefie. — Coraz bardziej wzburzony Natsu
powtarzał wciąż jedno i to samo jak mantrę. W końcu rozłączył się i ze złością
rzucił telefon na tyle siedzenia samochodu, znów łapiąc oburącz za kierownicę.
— I tak pół roku infiltracji poszło się jebać... — zerknął na
ściśle złączone kolana dziewczyny i westchnął. — Trudno. I tak miałem tego dość.
Heartfilia, nie rozumiejąc mamrotania mężczyzny, zmarszczyła brwi.
— Kim ty jesteś?
Dragneel skupił całą swoją uwagę na opustoszałą szosę, którą
przemierzali z prędkością ponad osiemdziesięciu kilometrów na liczniku.
Stwierdził w duchu, że po tym wszystkim dziewczyna zasłużyła na kilka słów
wyjaśnienia.
— Jestem tajniakiem z wydziału kryminalnego. To znaczy byłem.
— Czyli... — Lucy zabrakło języka w gębie. — Czyli to w pokoju...
To, co zrobiliśmy...
— To co? — spytał, jakby nigdy nic, nawet na nią nie spoglądając.
Tym stwierdzeniem przekroczył najśmielsze oczekiwania Heartfilii.
Załamana, usiadła prosto i z rozmachem oparła plecy o skórzaną tapicerkę. Bez
żadnych uczuć na twarzy, obserwowała ulicę, oświetloną jedynie przednimi
reflektorami pędzącego Opla.
Śniła. Miała jakiś urojony koszmar. Nie mogła inaczej tego
wytłumaczyć.
— Zaraz dojedziemy na komisariat — wtrącił po chwili Natsu, a Lucy
zaczęła rozpoznawać okolicę. Znajdowali się na południowych obrzeżach Magnolii.
Dziewczyna dostrzegła także pistolet, leżący na desce rozdzielczej.
— Zatrzymaj się — nakazała.
— Co? — prychnął Dragneel z rozbawieniem. — Nie mogę...
— Zatrzymaj się! — powtórzyła, tym razem krzykiem i pewnie
sięgając po broń, wycelowała ją wprost w kierowcę. Natsu pobladł, widząc
odbezpieczoną spluwę w dłoniach młodej dziewczyny, która zapewne nie miała
pojęcia, jak się z nią obchodzić.
— Na łeb upadłaś — furknął cicho, lecz zjechał na
pobocze. Nie miał wyjścia. Chciał spokojnie poprosić Heartfilię, by oddała mu
broń, jednak gdy tylko odwrócił się w jej stronę, Lucy rozkwasiła mu nos swoją
pięścią. Jęknął z bólu i zakrył twarz dłońmi, a blondynka, korzystając z chwili
nieuwagi Dragneela, migiem wybiegła z samochodu — wraz z jego ukochanym
Glockiem 18.
I tak oto kończymy część, która była zawarta w shocie. Jak widać, równie zmieniona. Od następnego rozdziału będzie coś zupełnie nowego ;). Buziaki!
Natsu, ty chuju xD
OdpowiedzUsuńTakie moje podsumowani tego rozdziału. :D
Ładne podsumowanie xDDD
Usuń