10 lipca 2018

4 "Numer"

Lucy stała oniemiała, widząc własne odbicie w łazienkowym lustrze, zawieszonym na ścianie. Jej makijaż, perfekcyjny przed wyjściem do klubu, zrobił z jej twarzy rozmytą mozaikę. Po czerwonej pomadce nie było śladu, lecz rozmazany pod oczami tusz sprawił, że przypominała pandę. Złota sukienka wyglądała jak wyciągnięta z kosza na pranie – cała wygnieciona i pobrudzona. Teraz rozumiała reakcję Levy, która aż do świtu czekała za nią pod domem.
Wstrząśnięta swoim stanem, rozebrała się do naga i prędko poszła pod zimny prysznic. Syknęła cicho, gdy źle nastąpiła na brodzik. Spojrzała na bolące miejsce i zobaczyła spuchniętą kostkę w lewej nodze. Musiała ją zwichnąć, gdy spadła z pierwszego piętra na żywopłot – stwierdziła zmartwiona.
Kiedy wyszła spod prysznica, ponownie obejrzała się w lustrze. Co prawda pozbyła się makijażu, jednak w jej mokrych włosach wciąż tkwiło kilka liści bukszpanu. Zaczęła je wyciągać z irytacją i wtedy ją dostrzegła. Kolejną pamiątkę z tej koszmarnej nocy, którą będzie musiała jakoś ukryć. Roztrzęsionymi palcami dotknęła malinki na szyi. Idąc tym tropem, obejrzała się w lustrze od tyłu. Prócz kilku siniaków, na jej pośladku wciąż znajdował się czerwony odcisk ludzkiej dłoni. Jego dłoni.
W oczach Lucy pojawiły się łzy, a emocje wzięły nad nią górę. Zanim wytarła ciało ręcznikiem i przebrała się w piżamę, przepłakała w łazience dobre pół godziny. Chciała schować się w ciasnej łazience przed całym światem i zostać w niej na zawsze.
– Lucy, wyłaź – zawołała ją McGarden, chyba po raz setny. No tak, jeszcze Levy czekała na wyjaśnienia odnośnie dzisiejszej nocy. Co się stało? Dlaczego tak wygląda? Gdzie była? Dokąd zniknęła? Czemu ją zostawiła samą w klubie? Czy ten przystojniak miał coś z tym wspólnego... Na chwilę obecną Heartfilia nie była w stanie o tym na spokojnie myśleć. Co dopiero o tym mówić.
– Lu, do cholery! – McGarden nie dawała za wygraną. – Twoi starzy wrócili!
Te słowa podziałały na Lucy jak solidny kopniak w pośladki. 
– Przecież mieli wrócić za dwa dni! – Lucy natychmiast wybiegła z łazienki i podeszła do okna w swoim pokoju. Faktycznie, srebrne Audi stało zaparkowane przed domem, a jej rodzice prowadzili ze sobą ożywioną rozmowę. Dziewczyny nie słyszały czego dotyczy ich dyskusja, jednak pani Layla była wyraźnie zdenerwowana. Po chwili ojciec Lucy wsiadł z powrotem do samochodu, zostawiając zdegustowaną żonę przed domem. 

***

– Czy ty wiesz, coś żeś narobił?! 
Pięknie. Ledwo otworzył drzwi od gabinetu naczelnika wydziału kryminalnego, a już dostał zjebę – pomyślał Natsu, choć wiedział, że niczego innego nie mógł się spodziewać. Przełożony nie zostawił na nim suchej nitki. Tak samo jak na Gildartsie, partnerze Dragneela.
 – Wiesz ile nas to kosztowało?! Tyle czasu planowaliśmy tę akcję, a teraz całe przedsięwzięcie poszło się jebać! – krzyczał Makarov, raz po raz uderzając pięścią w blat biurka i rozlewając postawioną na nim kawę, prosto na czyjeś zeznania w innej sprawie. Nagle Dreyar westchnął ciężko i spojrzał na milczącego Natsu, dzielnie przyjmującego reprymendę.
– Boże, młody... Słyszałem o tobie tyle dobrego. Zaufaliśmy ci. Dostałeś szansę w kryminalnym mimo tak młodego wieku. Wyróżniałeś się. Sądziłem, że masz potencjał i smykałkę do tego... Ale rób tak dalej, a wylądujesz, kurwa, w drogówce! – ryknął Makarov, a na jego skroniach pojawiły się pulsujące żyłki.
– Spokojnie, szefie – Clive próbował go nieco uspokoić. – To prawda, że cała akcja jest spalona, jednak chłopak uratował dziewczynę...
Gildarts natychmiast zamilkł, gdy Dreyar zmroził go przenikliwym wzrokiem.
– Uratował dziewczynę? Do kurwy nędzy, Gildarts! Dorwaliście na miejscu jakieś chuja warte płotki ze zbiorową amnezją! Nie mamy nazwisk! Nie znamy ich miejscówek! Nie wiemy gdzie szukać skurwieli! – wrzeszczał Makarov. – O liderze tego całego gangu przemytników nie wspominając. Po półrocznej infiltracji nawet nie wiemy, kim on kurwa jest! Mieliśmy jedynego asa w rękawie, jedyną osobę, która mogła się tego wszystkiego dowiedzieć. Ale straciliśmy tą szansę, bo pewien kretyn postanowił zgrywać herosa i zrujnował całą akcję, by uratować jakąś gówniarę! – wskazał palcem na wciąż milczącego Dragneela, po czym na niego spojrzał. – No brawo, bohaterze. Uratowałeś dziewczynę... A pomyślałeś chociaż, ile kolejnych dziewuch zostanie uprowadzonych, zanim przyskrzynimy te szumowiny? Zanim ich w ogóle, do koziej pizdy, znajdziemy?!
Natsu zmarszczył brwi.
– Szefie... Ale czemu do koziej?
Makarov zawiesił wzrok na młodym policjancie, jakby usilnie próbował przekonać samego siebie, że się przesłyszał, po czym chwycił się za obolałe skronie.
– Nie próbuj, młody – szepnął Gildarts, a Dragneel, który chciał po prostu nieco rozluźnić napiętą atmosferę, zmarkotniał. Oczywiście rozumiał powagę sytuacji. Zdupił akcję na całej linii, zaś naczelnikowi musiał bezspornie przyznać rację. Dla jednej siksy spalił się u gangusów. On – jedyna wtyka, która mogła coś w tym temacie ugrać. Od pół roku wszyscy z wydziału kryminalnego liczyli na niego. A teraz, gdy wszystko trafił szlag, zanim dorwą handlarzy żywym towarem, zapewne będą mogli usłyszeć w wieczornych wiadomościach o niejednym zaginięciu jakieś młodej dziewczyny z Magnolii...
– Nie mam wyjścia... – westchnął Dreyar po dłuższej chwili niezręcznej ciszy. – Clive, Drageel, odsuwam was od sprawy. Przejmą ją Laxus i Scarlet.
– Ale jak to! – zawołał oburzony Natsu, lecz naczelnik kontynuował, nie bacząc na sprzeciw podwładnego.
– Ponadto, Dragneel, zawieszam cię w czynnościach służbowych na okres jednego miesiąca.
– Nie...
– Odznaka i broń na biurko.
Młody policjant stanął jak wryty. Nie miał jednak wyjścia. Z rozgoryczeniem odłożył swoją odznakę na biurko Dreyara. Użył do tej czynności o wiele więcej siły, niż było to potrzebne.
– A broń? – spytał naczelnik ze stoickim spokojem. Natsu podejrzewał, że gdy naczelnik dowie się, co się stało z jego służbowym Glockiem, owy stoicki spokój Makarova pryśnie niczym bańka mydlana. Miał przesrane.



***

1 września
Dla Lucy i Levy rozpoczął się ostatni rok w szkole średniej. Większość uczniów cieszyła się ze spotkania po dwumiesięcznej rozłące. Niemal wszyscy przyszli na rozpoczęcie roku szkolnego z opalenizną, bagażem nowych doświadczeń i historii, wypoczęci, uśmiechnięci. Zdarzyły się jednak wyjątki. 
Zaraz po wyjściu z budynku ogólniaka, Lucy i Levy dostrzegły rudowłosego rówieśnika, który obcesowo obściskiwał się na pobliskiej ławce z rozchichotaną dziewczyną.
– Żeby tak przy ludziach pójść w ślimaka... Przy tobie... Gnojek – spuentowała krótko McGarden, ale Lucy, choć wyraźnie była markotna od samego rana, jedynie wzdrygnęła obojętnie ramionami.
Heartfilia dobrze znała owego rudzielca. Podkochiwała się w Lokim od pierwszego dnia rozpoczęcia liceum. Choć miał renomę niestałego w uczuciach podrywacza, Lucy widziała w nim coś więcej. Nie ufała plotkom i gdy poznała bliżej kolegę z klasy, uznała, że inni z zazdrości przyszyli mu tą niewdzięczną metkę uwodziciela. Zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, choć Loki często zawstydzał ją niestosownymi komplementami. Niecały rok temu Lucy przekonała się, że jego słowa nie były pustymi pochlebstwami. Uwierzyła, że ją kochał. Była z nim pół roku. A niecałe trzy miesiące temu została przez niego porzucona jak papierek po wafelku. Jak śmieć.
Owszem, na początku wakacji Lucy leczyła się ze złamanego serca, lecz teraz, patrząc na byłego, nie czuła nic szczególnego. Zwykłą pustkę, pomimo tego, co jej zrobił...
Wciąż patrząc na Lokiego i Aries z 2C, prychnęła pogardliwie pod nosem i nieświadomie zacisnęła mocno pięści. Levy, która dostrzegła narastającą złość w Lucy, wzięła ją pod ramię i odciągnęła od tego widowiska. Nie chciała, by jej najdroższa przyjaciółka musiała na to patrzeć. Sądziła, że ten widok ją ranił. Nic bardziej mylnego.
Lucy, widząc swojego byłego z inną, nie czuła nic, ponieważ w międzyczasie ktoś inny zrobił jej coś o wiele gorszego.

Przez całą drogę powrotną McGarden próbowała poprawić przyjaciółce humor. Widząc, że z Lucy dzieje się coś niedobrego, postanowiła odprowadzić ją do domu.
– Nosz kurcze, Lucy, co się dzieje! – zawołała w końcu Levy, gdy stanęły przed pasami na skrzyżowaniu. Korzystając z czerwonego światła dla pieszych, niebieskowłosa chwyciła Lucy za ramiona i lekko nią potrząsnęła. Zaczęło brakować jej cierpliwości, a ze zmartwienia powoli dostawała na głowę. – Od rana wyglądasz i zachowujesz się jak zombie! Chodzi o Lokiego?
– Nie, Levy, ja po prostu... – zaczęła niepewnie Heartfilia, ale nie dane jej było dokończyć zdania. Tuż przed dziewczynami, na pisku opon zatrzymał się biały van. Zanim wciągnęli zaskoczoną Lucy do środka i odjechali, McGarden zdołała zauważyć dwóch mężczyznach w kominiarkach.
– Co... Lucy! – krzyknęła zatrwożona Levy, zupełnie nie wiedząc, co począć. Widząc odjeżdżającego vana, pospiesznie wyjęła telefon z torby, powtarzając pod nosem ciąg liczb.
– Hallo? Policja?! Na ulicy wiśniowej doszło do uprowadzenia młodej dziewczyny! Biały van, numer rejestracyjny MG 93733!

Jak tylko drzwi od vana zamknęły się z hukiem, przerażona Lucy zaczęła wierzgać nogami i próbowała wyrwać się z objęć porywacza. Jej krzyk został stłumiony przez rękę mężczyzny w kominiarce, zaraz jednak i on krzyknął, ugryziony przez siedemnastolatkę.
– Kurwa! – zawołał, popychając Heartfilię w głąb furgonetki. Dziewczyna odbiła się o bok pojazdu i upadła. Z wściekłością spojrzała na mężczyznę, którego przed chwilą ugryzła. Porywacz wyjął ze spodni pistolet, przeładował go i kucnął obok Lucy, która na widok broni przestała być taka harda. Kiedy osobnik zdjął kominiarkę, zdała sobie sprawę, że nie widzi go pierwszy raz. Już wiedziała, że wpadła w poważne tarapaty.
– Witaj z powrotem, Lucy.
– Co wy ode mnie chcecie? – spytała roztrzęsionym głosem, nieufnie spoglądając w niecnie uśmiechniętą twarz Stinga.
– Co od ciebie chcemy? – spytał i zaśmiał się głośno wraz z resztą porywaczy. – Naprawdę myślałaś, że pozwolimy ci tak bezkarnie nas opuścić?
Heartfilia zacisnęła wargi, czując piekącą gulę w gardle. Tylko się nie rozbecz – usilnie powtarzała sobie w głowie.
Sting w tym czasie chwycił nieco roztrzęsioną dziewczynę za podbródek i zaczął dokładnie przyglądać się jej twarzy.
– Trzeba przyznać, że ten kutas, Natsu, ma jednak niezły gust. Dostaniemy za ciebie kupę szmalu, złociutka – zachichotał pod nosem.
Lucy z całych sił próbowała się opanować, jednak panika i strach przyćmiewały jej umysł.
– A jak tam mama? – zawołał nagle Sting, jakby pytał o starą, dobrą znajomą. – Znowu bierze podwójny dyżur w szpitalu?
Oczy Heartfilii rozszerzyły się w zdumieniu. Słowa porywacza wprawiły ją w osłupienie.
– Coś ty powiedział?
– Za to ta twoja przyjaciółka... Levy, czyż nie? Nie chciałaby zabrać się z nami? Może powinniśmy się po nią cofnąć? Och, i nie martw się – dodał Sting, rozbawiony miną porwanej dziewczyny. – Wiemy, kim jest twój ojciec, ale nie licz na to, że ci pomoże. Nie będzie w stanie.
– O co wam chodzi, do cholery! – zawołała Lucy, nie mogąc już poskromić emocji. Rozpłakała się na głos.
– Nie płacz – Sting doczłapał się do Heartfilii i czule pogłaskał ją po głowie. – Możemy się dogadać.
Licealistka otarła twarz mokrą od łez.
– Dogadać? – powtórzyła za porywaczem, wlepiając oczy w podłoże vanu. Nie chciała wchodzić w żadne układy z tymi ludźmi, jednak jaki miała teraz wybór? No i mogła w końcu dowiedzieć się, dlaczego porywacze tak bardzo zaprzątają nią sobie głowę.
– Damy ci spokój, ale musisz wyświadczyć nam drobną przysługę. – Sting zdusił policzki Lucy i zmusił ją, by na niego spojrzała. Już się nie uśmiechał. – Wystaw nam swojego kolegę, który cię z nami zapoznał, a zapomnimy o całej sprawie. Okej?
– Ale... – Heartfilia na moment zapomniała jak mówić. – Ja... Ja nie mam z nim kontaktu. Nie wiem jak...
Nagle samochód zatrzymał się. Jeden z porywaczy otworzył boczne drzwi, a do furgonu dotarł chłodniejszy powiew wiatru. Musieli znów być na jakimś zadupiu – na wsiach i przedmieściach zawsze było chłodniej, niż w centrum Magnolii.
– Dasz radę, Lucy. Masz na to miesiąc – oznajmił Sting, po czym wyrzucił ją na szosę, przed jakieś pole. – Ale lepiej się postaraj, o ile nie chcesz nas więcej zobaczyć.
  


Natsu, po telefonie Gildartsa, zjawił się w umówionym miejscu – pubie „Cornelia”. Clive czekał już na niego przy barowej ladzie. Z kuflem piwa w dłoni, rozmawiał z młodą barmanką.
– Jestem – oznajmił Dragneel i dosiadł się z posępną miną. W przeciwieństwie do Natsu, starszy policjant zdawał się być w wyśmienitym humorze.
– A cóż to za posępna mina, młody?
– Jeszcze pytasz? – burknął Natsu i zamówił u barmanki butelkę zimnego Black IPA. – Po co mnie tu ściągnąłeś? I przestań mówić do mnie młody.
– Chciałem zobaczyć na własne oczy jak korzystasz z przymusowego urlopu – zadrwił z niego Gildarts, jednak kiedy obrażony Dragneel wstał bez słowa od lady, mężczyzna zaśmiał się nerwowo i zmusił młodszego partnera z pracy, by ponownie usiadł. – No już, już, nie denerwuj się tak.
– Jestem zawieszony, ale to nie znaczy, że nie mam co robić. Mówiłeś, że masz coś dla mnie – dodał Natsu, chcąc przejść do sedna. 
– A no mam – wyznał Clive i poczęstował Dragneela ogniem, gdy ten wyjął z kieszeni spodni wygniecioną paczkę papierosów. – Usłyszałem dziś o czymś ciekawym od koleżanki z prewencji.
– Poważnie, Gildarts?! Ściągnąłeś mnie tu na plotki?!
– Około godziny trzynastej zgłoszono porwanie dziewczyny ze skrzyżowania na wiśniowej.
Natsu zamilkł, spoglądając na starszego kolegę z niedowierzaniem. Ze złości zacisnął mocniej palce na zimnym szkle butelki piwa. Ale kiedy pomyślał chwilę...
– To nie oni – stwierdził po namyśle. – To nie w ich stylu, by odwalać robotę na skrzyżowaniu w biały dzień. Nie są na tyle głupi.
– Masz rację – przyznał mu Clive. – Kilka minut po zgłoszeniu porwania, zgłoszenie zostało odwołane. Ponoć było to nieporozumienie.
– Nieporozumienie? 
– Tak mówiła typiara, która zadzwoniła na prewencję. Mówiła, że to pomyłka.
– Pomylić to się można w działaniu z matematyki! – prychnął Natsu i pokiwał głową ze zniesmaczeniem – Cóż, może faktycznie jacyś idioci robili sobie żarty? Ostatnio zaginęło tyle młodych dziewcząt, że ludzie zrobili się na tym punkcie wyczuleni. A gówniarzom odwala z nudów – dodał beznamiętnie. Chciał upić kolejny łyk piwa, lecz przenikliwe spojrzenie Gildartsa nie dawało mu spokoju. – No co?! – zawołał, czując narastającą irytację dziwnym zachowaniem Clivera.
– Biały van o numerach MG 93733. Nadal uważasz, że to głupi żart gówniarzy?
Natsu omal nie wypuścił butelki z rąk.
– Mało? – kontynuował starszy policjant. – To zgadnij, kim prawdopodobnie była potencjalna porwana. No? Myśl, Dragneel.
– Nie gadaj... – Natsu zabrakło słów. Przez moment miał w głowie kołomyję i musiał na spokojnie połączyć fakty. A Gildarts kontynuował.
– Mira i Laxus już się za to zabrali, van został porzucony tuż pod miastem. Szukają właściciela pojazdu. No i ktoś z naszych widział, jak znajoma blondynka próbowała złapać w okolicy stopa.
Natsu nic już z tego nie rozumiał. Ci gnoje porwali Lucy, by ją po chwili wypuścić?! To nie miało sensu.
– Ale po jaką cholerę mieliby to robić? – zaczął główkować na głos. Po chwili poczuł silną dłoń Clivera na ramieniu. Mężczyzna nie był już tak radosny, jak przed chwilą. Na jego twarzy malował się niepokój i troska.
– Wiesz, o co im chodzi. Prawda, Natsu? – Było tylko jedno racjonalne wyjaśnienie, o którym Clive w końcu odważył się powiedzieć na głos. – Chcą cię dorwać, więc nie pakuj się więcej w to gówno.
– Przecież jestem zawieszony – burknął Dragneel, odtrącając rękę kompana.
– Ta, i co z tego? Mówisz, jakbym kompletnie cię nie znał. Dobrze wiem, co ci chodziło po głowie już w gabinecie Makarova. Za nic nie odpuścisz tej sprawy, co nie? 
     Gdy Natsu nie odpowiedział, Gildarts wstał od lady i poklepał młodszego kumpla po plecach. 
– Po prostu uważaj na siebie.

Natsu próbował się z tym wszystkim przespać, lecz z nerwów nie mógł zmrużyć oka. Choć w życiu by o to siebie nie podejrzewał, naprawdę chciał odpuścić tą sprawę. Nie bał się gangsterów, u których narobił sobie biedy, a tego, że ma przewalone u Makarova. Nie zdziwiłby się, gdyby za miesiąc dostał wypowiedzenie z pracy. Dlatego właśnie, choć strasznie go to wnerwiało, postanowił grzecznie posłuchać przełożonego i usunąć się w cień. Zrobił swoje, a teraz niech inni babrają się w tym szambie. Niestety zaistniały nowe okoliczności, na które nie mógł pozostać bierny. Te gnidy z gangu coś knuły, czuł to. I jednocześnie wciągali w swoje gierki tą dziewczynę...
Zamykając oczy, wciąż miał przed sobą Lucy. Nie wiedząc czemu, wspomnienia z tamtej nocy nie dawały mu spokoju.
– Psia mać – warknął wściekle, odwracając się na drugi bok. W tym samym momencie zadzwonił budzik, a kot wskoczył mu na biodro i zaczął się przeciągać.
Wiedział, co musiał zrobić, jednak nie mógł działać na własną rękę. Musiał ponownie dostać tą sprawę, lecz u Makarova nic już nie wskóra. Na szczęście był jeszcze ktoś, komu ten stary pierdziel mógł co najwyżej naskoczyć...

Dwie godziny później Natsu stawił się w prokuraturze. Stojąc przed pokojem prokuratora, który prowadził sprawę zaginięć kilku dziewcząt w Magnolii, wziął głęboki oddech, zapukał do drzwi i natychmiast wszedł.
Za biurkiem zastał podstarzałego mężczyznę o kwadratowej szczęce. Jego oczy i twarz zdawały się być zmęczone, a na skroniach dostrzec można było pierwsze oznaki siwienia oraz zakola.
– A ty to kto? – spytał prokurator, zaskoczony najściem niespodziewanego gościa.
–  Natsu Dragneel z wydziału kryminalnego. Zajmowałem się sprawą ga...
– Zaraz – przerwał mu spokojnie starszy mężczyzna. – To ty mi zjebałeś ostatni weekend? No, chłopie, narobiłeś mi niezłego gówna pod same drzwi – zaśmiał się, lecz w jego śmiechu nie było nic serdecznego.
Z Dragneela uszły witalne siły. Czy chociaż raz mógłby nie podpaść komuś, do kogo miał właśnie interes?! Nie mógł się jednak wycofać. Postawił wszystko na jedną kartę.
– Musi mnie pan z powrotem przywrócić do sprawy – oznajmił Natsu z powagą.
– Hmm? – zdziwił się prokurator. – Dreyar cię od niej odsunął? No i prawidłowo.
– Pan nic nie rozumie...
– To ty nic nie rozumiesz. Nie ingeruję w sprawy personalne, to zadanie naczelnika wydziału kryminalnego.
– Ale ja muszę... 
– Odwrócić się i zamknąć za sobą drzwi. Żegnam.
Jakby Natsu nie próbował, prokurator wciąż bezczelnie wchodził mu w zdanie. Zupełnie zignorował Dragneela, w którym ze złości zaczęła buzować krew. 
Policjant podszedł do biurka prokuratora i oparł się o jego krawędzie.
– Musisz oddać mi tą sprawę.
Mężczyzna za biurkiem oparł plecy o skórzany fotel i krzyżując ręce pod torsem, spokojnie przekierował na Natsu swoje zmęczone spojrzenie.
– Masz tupet... Daj mi chociaż jeden powód, dla którego powinienem to zrobić. Wtedy może się zastanowię.
– Tylko ja mogę ją rozwiązać.
Prokurator wybuchnął gromkim śmiechem. Z rozbawienia, w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. 
– Wypierdalaj.
Dragneel musiał wykorzystać swoje ostatnie rezerwy cierpliwości, by nie powiedzieć lub nie zrobić czegoś nieodpowiedniego. Musiał zachować spokój.
– Tylko ja byłem w ich szeregach prawie pół roku. Znam ich od podszewki. Byłem i widziałem, jak...
– W dupie byłeś, gówno widziałeś. Przestań marnować mój czas – wtrącił prokurator i machnął na policjanta ręką, jakby obok przelatywała upierdliwa mucha., ale Natsu nie przestawał mówić.
– Dowiedziałem się, że mają kontakt z dziewczyną, której pomogłem.
– To czemu tego nie zgłosisz kolegom, którzy się obecnie tym zajmują? – Prokurator uniósł brew. – Chcesz dostać zarzut za utrudnianie śledztwa i zatajanie informacji? Mogę ci to załatwić z marszu.
– Proszę tak nie żartować.
Prokurator wreszcie odchrząknął i spoważniał.
– Wyślijcie jakiś patrol pod jej chatę i po problemie.
– A po co, skoro można ją wykorzystać?
Mężczyzna w końcu spojrzał na policjanta z zaciekawieniem. Połknął haczyk. Wypowiedź policjanta wreszcie go zainteresowała.
– Wykorzystać? Mów dalej...
– Prawdopodobnie dziewczyna jest szantażowana, by coś dla nich zrobiła. Ci idioci sądzą, że dziewucha może ich do mnie doprowadzić.
– I co, chcesz się im wystawić? – prychnął prokurator.
– Mam nad tą dziewuchą absolutną kontrolę. Owinąłem ją sobie wokół palca – wyznał Dragneel, nie do końca zgodnie z prawdą. – Jeśli będzie wiedzieć jak, dziewczyna może zajrzeć tym gangusom do samych odbytów. Może nas do nich doprowadzić jak po sznurku, ale potrzebuje do tego mnie. A ja potrzebuję swobody w działaniu, by dobrze to rozegrać.
Prokurator zaczął ocierać palce o podbródek ze skwaszoną miną. Zastanawiał się kilka sekund, które dla Natsu trwały w nieskończoność.
– Czytałem raport z tamtego zdarzenia... Jak ci tam? 
– Dragneel.
– No, Dragneel – powtórzył prokurator. Wciąż wyglądał na niepewnego. – Nie wiem, co wydarzyło się między tobą, a tą dziewuchą tamtej nocy, ale... Boże, młode kobiety w dzisiejszych czasach bywają takie nierozsądne. Jak pomyślę, że moja córka jest w podobnym wieku...
– To w dużej mierze kwestia wychowania – stwierdził Natsu. – Mając takiego ojca, pańska córka z pewnością musi być odpowiedzialną i roztropną kobietą.
– Wiesz, jak się podlizać, Dragneel – zażartował mężczyzna. – A chuj, niech ci będzie! Masz tą sprawę, ale żebym potem tego nie żałował!
Natsu uśmiechnął się triumfalsko, spoglądając na obrotowy pojemnik dla wizytówek na prokuratorskim biurku.
– Nie zawiedziesz się, prokuratorze Heartfilia.





No to mamy zupełną świeżynkę ;). Coś, czego nie było w shocie. rozdział ogólnie napisany na spontanie po 30+ bez snu, także wiecie, mi zawsze od braku snu odwala i jestem jeszcze bardziej ślepa na błędy niż zazwyczaj, więc z góry przepraszam :P. Jeśli ktoś to czyta, mam nadzieję, kochani tajniacy incognito, że wam się spodobało :*

2 komentarze:

  1. O rety, Natsu, masz przejebane. xDD
    Gdyby Jude wiedział, że Natsu bzykał jego córkę...
    Ale wiadomo - dowie się. ;D
    Czekam na kolejny rozdział. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, prawda prędzej czy później zawsze wychodzi na jaw :'D

      Usuń

Szablon © Stworki|Yasha