Natsu nienawidził naprawdę niewielu rzeczy. Do tych nielicznych
spraw zaliczał wczesne wstawanie, bieganie i ubieranie munduru do pracy.
Dzisiejszego dnia mógł odhaczyć w zeszycie wszystkie trzy znienawidzone punkty.
Wstawanie przed szóstą rano było dla niego grzechem śmiertelnym. Ten, kto
wymyślił tak wczesne godziny pracy, powinien smażyć się w piekle razem ze
zbrodniarzem, który zbudował pierwszy budzik. Jakby mało tego było, akumulator
w jego mazdzie odmówił dziś posłuszeństwa, a autobus uciekł mu sprzed nosa,
więc musiał przyjść do pracy pieszo — a że nie miał do niej zbyt
blisko, to musiał nieco pobiegać. O przymusowym założeniu munduru przez
zapowiedzianą wizytę prokuratora generalnego, Warroda Sequena, wolał nawet nie myśleć...
Stanął przy automacie z napojami i ziewnął, spoglądając na
naręczny zegarek. Dochodziła dopiero dziewiąta rano, a miał wrażenie, że
spędził na komendzie całe wieki. Ze znudzeniem czekał, aż jego kawa w całości
przeleje się do plastikowego kubka i zadręczał się myślami o czekającej na
niego papierkowej robocie za biurkiem. No ale cóż, dla awansu było warto.
Automat zapikał, obwieszczając gotowość napoju. Duża czarna — w
chwili obecnej był w stanie za nią zabić. Od kilkudziesięciu minut marzył tylko
o tym, by poczuć pobudzający smak tych pomyj z nieserwisowanej od lat maszyny.
Ostrożnie wyjął kubek z plastikowych widełek i ostrożnie upił łyk
parzącego napoju, przelotnie zerkając na ciągnący się przed nim korytarz
komisariatu. Zauważając pędzącego w jego stronę Judego Heartfilię, zakrztusił
się i opluł gorącą kawą.
— Kurwa mać — wydukał bezdźwięcznie oparzonymi
ustami, lustrując plamy na świeżo wypranym mundurze.
— Co to za reakcja, Dragneel?! — zawołał ojciec
Lucy, stając tuż przed nim.
— Prokurator Heartfilia?! A co pan tu robi o tak wczesnej
porze?
Natsu dostrzegł wyciągniętą dłoń mężczyzny, więc wziął plastikowy
kubek w lewą rękę, a prawą — mokrą od rozlanego napoju — po
chwili zwątpienia wytarł w i tak poplamiony mundur, po czym w końcu podał ją
Judemu. Uścisk prokuratora był wręcz stalowy; Natsu nie spodziewał się, że ten
podstarzały mężczyzna może mieć tyle krzepy.
— Przyszedłem się z tobą rozmówić, Natsu — oznajmił
ściszonym, poważnym tonem, a i tak zlękniony policjant poczuł, że rytm jego
serca staje się nierówny.
— A w jakiej sprawie? — dociekał niepewnie,
ocierając pierwsze krople potu z czoła.
— Ty jeszcze pytasz?! — oburzył się Jude, a
Dragneel był już bliski zawału. „On wie! Pewnie ta niska gówniara
wszystko wygadała!” — huczało mu w głowie. Był pewny, że jest już
jedną nogą w grobie.
— Ja... To nie tak, jak pan myśli...
— Już nie bądź taki skromny! To wszystko twoja zasługa!
— Moja? — Natsu powtórzył słabo, zupełnie
ogłupiały.
— Dzięki tobie mam awans w kieszeni, Dragneel! Ale nie martw
się, wspomnę o tobie słówko komu trzeba! — obiecał prokurator,
śmiejąc się nisko. — A w międzyczasie...
Kiedy ręka Judego powędrowała pod brązową marynarkę, Natsu przez
krótką chwilę pomyślał, że przeczucie go nie zawiodło, że faktycznie ojciec
przyszedł pomścić cnotę swojej pierworodnej i wyciągnie gnata zza pazuchy. Na
szczęście zamiast broni, Jude wyciągnął wizytówkę ze swoim adresem i wcisnął ją
w wolną dłoń spiętego z nerwów policjanta.
— Wpadnij do mnie jutro na kolację. Omówimy kwestię następnej
roboty. No, rozchmurz się! Dobrze się spisałeś! — zawołał Heartfilia,
klepiąc skonsternowanego Dragneela w bark i odszedł.
Natsu stał tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu zaczerpnął głośno
tchu — nawet nie zdawał sobie sprawy, że z przerażenia przez
kilkadziesiąt sekund wstrzymywał oddech. Nieco zdezorientowany, spojrzał na
roztrzęsioną dłoń, w której trzymał kawę. Klnąc cicho pod nosem, ścisnął
mocniej kubek i wypił duszkiem jeszcze ciepły napój. Zgniótł kubeczek i
wyrzucił je do kubła na śmieci, kiedy usłyszał za sobą rechot. Odwrócił się i
dostrzegł roześmianego Clivera, który najwyraźniej oglądał całe zajście ze
swojego biura.
***
Jude wyszedł z komisariatu w wyśmienitym humorze. Szczeniak
naprawdę odwalił kawał dobrej roboty, choć z początku nie dawał mu żadnych
szans — pomyślał Heartfilia.
Co prawda to jemu, jako prokuratorowi prowadzącemu sprawę,
przypadały główne laury, jednak Jude nie był niewdzięcznikiem. Doceniał tych,
którzy na to zasłużyli, a ten młody człowiek zdawał się być naprawdę
obiecujący. Nie miał zamiaru zostać mu dłużny i postanowił, że spróbuje
popchnąć jego policyjną karierę do przodu. Widział akta Dragneela i znał jego
przeszłość, ale jeśli ktoś zasługiwał na drugą szansę w życiu, to właśnie
Natsu.
Jude czuł, że wszystko idzie po jego myśli, dobra fortuna mu
sprzyjała. Żeby tylko jego droga Lucy zdała dobrze maturę i dostała się na
prosperujące studia — rozmyślał, martwiąc się o przyszłość córki.
Przypomniała mu się sprawa z mandatem i westchnął strapiony, szukając w swoim
neseserze kluczyków do audi. Wiedział, że nastoletni wiek jest trudnym i bardzo
burzliwym okresem, ale na szczęście przejściowym. Nie chciał, by przez głupotę
popełniła niepotrzebne błędy lub wpadła w jakieś tarapaty, które nie będą
przejściowe jak hormony, lecz zostaną w papierach, brudząc jej życiorys. Jak
chociażby życiorys tego całego Dragneela.
Może i momentami był przewrażliwiony, nadopiekuńczy i zbyt surowy,
jednak w swojej pracy widział już wiele młodych ludzi, którzy przez drobne
potknięcia zbaczali na złą drogę i kończyli za kratami. Albo pod ziemią.
Potrząsnął głową. „Przecież Lucy jest rozsądna. To tylko
zwykły mandat” — zapewniał się w duchu, ale jednocześnie
uświadamiał, że po prostu martwi się o przyszłość córki. Pragnął, by niczego
jej w życiu nie zabrakło. I, mimo że to tylko głupi mandat, uważał, że Lucy
powinna wynieść lekcję z tego incydentu. Tak zapobiegawczo.
Nagle dostrzegł, jak młoda kobieta wychodzi z kawiarni,
znajdującej się dosłownie naprzeciw komisariatu, i wiesza kartkę na szklanych
drzwiach. Popchnięty przeczuciem Jude przestał szukać kluczyków od samochodu,
zamknął neseser i podszedł bliżej lokalu. Czytając adnotację zawartą na
wywieszonej kartce, uśmiechnął się szeroko.
— Idealnie! — zawołał do siebie, wierząc, że ktoś
tam w górze naprawdę dobrze mu życzy. Zamaszystym szarpnięciem zerwał z drzwi
ogłoszenie i wszedł z nim do kawiarni.
***
Lucy przesiedziała całe czwartkowe popołudnie w domu. Nie odzywała
się do nikogo, nawet do Levy. Owszem, rozumiała intencje przyjaciółki i nie
miała jej tego za złe — chciała tylko pomóc. Ale dlaczego musiała
zaangażować do tego akurat Lokiego?! Tego nie umiała pojąć ani tak łatwo
wybaczyć. Oczywiście nie chciała wiecznie się dąsać na McGarden, jednak musiała
ochłonąć. Powinna także skupić się na projekcie z historii, który musiała
przygotować na poniedziałek, ale obecnie nie miała do tego głowy. Zamiast się
uczyć, przeleżała całe popołudnie w łóżku, relaksując się przy muzyce, którą
puszczała ze smartfona. Słuchała niemal każdego gatunku i wprost uwielbiała
szukać muzycznych perełek na youtubie. Pogrążona w zadumie, usiłowała posłać w
diabły wszystkie męczące myśli i wsłuchiwała się w tekst kolejnej, losowo
puszczonej piosenki.
„Easy, easy, pull out your heart,
to make the being alone easy, easy...”
Pozbyć się serca, by bycie samotnym stało się łatwe? Żeby to było
takie proste...
Kiedy przypomniała sobie, jak uciekła wczoraj od Dragneela, zakuło
ją w sercu. Nie chciała tego robić — dlatego paradoksalnie to
zrobiła. Musiała, póki miała na to jeszcze odwagę. Póki Natsu do reszty nie
zawrócił jej w głowie, a resztki jej umysłu nie zostały zdominowane przez
nieznane dotąd uczucia. Ten mężczyzna był zakazanym owocem, którego nie powinna
więcej kosztować, ale pozbycie się serca wcale nie było „easy”...
Mocno zacisnęła powieki i chwyciła się u nasady zmarszczonego
nosa, jakby w ten sposób mogła wyrzucić Dragneela z pamięci. Żeby zająć czymś
myśli, wsłuchała się w kolejny utwór na youtubie.
„Miło było pana poznać, chociaż nie wiem kim pan jest,
robię test, jak pan ma dzisiaj na imię: mam to gdzieś.
I co pan robi, ze swoim życiem, pod przykryciem i nakryciem głowy,
jest pan panem przypadkowym?”
Lucy stwierdziła, że po raz kolejny nie trafiła na piosenkę godną
uwagi, ale ten tekst...
„Ale lubię pana!
Za ładne oczy, zielone,
zamglone i obce, co mnie zwiozły na manowce.
I całkiem przyjemnie się pan uśmiechaaał..”
Zmarszczyła brwi, sceptycznie spoglądając na swój telefon, leżący
niewinnie na pościeli.
„Miło było dostać od pana bukiet kwiatów,
trzeba przyznać umie pan zaskoczyć, w umysł wskoczyć.
Telefon o północy, albo cisza przez dni kilka...”
Nie mogła tego dłużej słuchać. Jakby ktoś wkradł się w jej umysł
albo spisał ostatnie tygodnie jej życia. Ze złością chwyciła za smartfona i
chciała go odblokować, by wyłączyć youtuba. Jak na złość urządzenie zaczęło
mulić i ekran nie chciał się odwiesić. A muzyka wciąż grała.
„I bezbłędnie umiał pan pociągnąć mnie za moje włosy.
I w koszuli dość przystępnie pan wyglądał:
Oczy Bonda, och!
Czy za Bonda będzie foch?”
— Nosz kurwa! — Wpadła w szał. Chcąc to zatrzymać,
wyciągnęła słuchawki z uszu. Zrobiła to jednak z taką siłą, że przypadkowo
odłączyła wtyczkę jack, a muzyka zaczęła buczeć na cały pokój dziewczyny.
„Proszę pana, proszę pana, jestem w panu zakochana!
Proszę pana, proszę pana, ja bardzo pana kocham!
Kocham pana, kocham pana, jak pojeba...”
Sięgnęła po ostatnią deskę ratunku — sapiąc od ciężkich
zmagań z telefonem, wreszcie otworzyła jego obudowę i wyciągnęła rozgrzaną
baterię. Po chwili rzuciła częściami smartfona na koniec łóżka i z jękiem
rzuciła się twarzą na poduszki. Zdecydowanie miała na dziś dość słuchania
muzyki. Nie sądziła, że nawet to będzie w stanie wytrącić ją z równowagi.
— Cały wszechświat przeciwko mnie...
— Lucy? — Nie unosząc głowy, zerknęła w stronę
drzwi do swojego pokoju. W przejściu stał jej ojciec. — Już kładziesz
się spać? Dopiero osiemnasta.
— Nie, zrobiłam sobie przerwę w nauce — mruknęła
beznamiętnie, odwracając się w stronę okna, tyłem do rodziciela.
— Mandat zapłaciłaś?
— Dziesięć od razu. Za co niby mam go zapłacić?!
— Nie pyskuj.
Lucy zacisnęła usta w wąską linię i podniosła się do siadu,
czując, że ojciec również usiadł na materacu.
— Wiem, że nie masz za co go spłacić, więc załatwiłem ci
dorywczą pracę w kawiarni na Wartowniczej. Bez lamentów! — dodał
prędko, widząc natychmiastowe zbulwersowanie córki. — Musisz ponieść
konsekwencje. Zaczynasz pracę od przyszłego miesiąca.
— Przecież jestem w klasie maturalnej! Kiedy ja się niby będę
uczyć?! — wrzasnęła Lucy.
— Trzeba było o tym pomyśleć, zanim wsiadłaś do autobusu bez
biletu — warknął Jude, tonem nieprzyjmującym sprzeciwu, po czym
wstał, kierując się do wyjścia. — I nie planuj niczego na jutro.
Urządzamy kolację.
— A z jakiej okazji? — dziewczyna nie kryła
zdziwienia.
— Niespodzianka — odrzekł tajemniczo. — Ale
postaraj się, bo będziemy mieli gościa.
— Postarać? A mama?!
— Mama musiała jednak wziąć ten jutrzejszy dyżur.
— To trzeba od razu mówić, że to JA mam przygotować tę
kolację! — fuknęła rozeźlona.
— No już, nie dąsaj się. Przecież to nic takiego!
Lucy zabrakło słów. Miała ochotę zamordować ojca. Dusiła go rękoma
na odległość, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
Ma utrzymać celujące oceny, chodzić do pracy i jeszcze
przygotowywać kolacje dla jakiegoś buraka?! ... Jasne, że zrobi to wszystko.
Jak zawsze. Już przywykła, że ktoś wiecznie układa jej plan życia, nawet nie
siląc się, by uprzednio zapytać ją o zdanie. Nie oznaczało to jednak, że nie
miała tego dość i zaczęła się zastanawiać, czy nie nadszedł czas, by tupnąć
wreszcie nogą...
Od autora: Tak jak obiecałam: jest nowy rozdział, więc jest rekompensata za to, że tamten był dupny (chociaż niezawodna we wspieraniu mnie Agatha sądziła w komentarzu inaczej xD. Jeszcze raz dziękuję, kochana :*). I choć ten rozdział i tak nie jest jakiś wybitny, to wydaje mi się, że jest znacznie ciekawszy od poprzedniego. Też pisało mi się go o wiele łatwiej (wyskrobałam wszystko w jakieś dwie-trzy godzinki). Nad następnym będę musiała nieco posiedzieć, bo jak się domyślacie, będzie się działo, hehe, jednak powinnam się wyrobić do następnego weekendu ;).
I odnośnie tytułowej piosenki - tak, ona istnieje. I od razu wyjaśniam, że natrafiłam na nią jak Lucy w tym rozdziale, już po tym, jak wymyśliłam większość fabuły na to opowiadanie. Także no... Nie raz natrafia się na piosenki, które można sobie podłożyć do swoich przeżyć, czy coś w tym stylu, ale to ... Po prostu musiałam ją tu umieścić :'D.
No to tyle ode mnie. Do następnego, dziubki!
Natsu w mundurze?? Myślę, że Lucy by się to spodobało hahha.
OdpowiedzUsuńSuper, że udało Ci się wklepać tę piosenkę w rozdział :D Wyszło świetnie! I myślę, że Jude nieświadomie shipuje NaLu, haha :D
Czekam na więcej, pozdrowionka <3
Jude to nie wie, co czyni haha xD I w sumie ciekawe to z Lucy i mundurem... Może to wykorzystam kiedyś :D (jeśli pozwolisz xD :*)
UsuńCzy pozwolę? NALEGAM! Na pewno będzie ciekawie! hahah :D
Usuń*przełyka połówkę placka ziemniaczanego*
OdpowiedzUsuńJako że moja groźba rezygnacją z wyimaginowanego stanowiska przyniosła rezultat i zaczęłaś mnie powiadamiać o rozdziałach, to się odwdzięczam komentarzemxDDDD Szczerze? Ostatnio wolę komentować na FB niż w blogosferze/ na wattpadzie. Zresztą, kto tęskni za moimi jakże logicznymi komentarzami? Odpowiedz natychmiast i piszę od razu, że nie przyjmuję odpowiedzi: "Ja".
Chwila... To czasem nie ta piosenka którą mi wysłałaś lata świetlne temu? Czy inna? Ale wpada w ucho mimo iż tekst ma płytki jak kałuża. Co do rozdziału to beka w chuj! :D Gdyby tylko stary Lu wiedział, że Natsu przeleciał jego córeczkę to na bank posłałby go do trumny, a swoją latorośl zamknąłby w wysokiej wieży jak czarownica RoszpunkęxDDD Wooo panie, ile ten mandat kosztował że nasza Roszpunka musi iść do pracy? No i czy miesiąc czekania na robotę nie pogorszy sytuacji? Chodzi mi o mandat i o karę za niezapłacenie go która przychodzi po określonym czasie... Czy ja jestem jakaś niedoinformowana i jednak można zapłacić po upływie miesiąca? W sumie, jeszcze nigdy nie dostałam mandatu za nieposiadanie biletu, no dobra raz byłam tego bliska, ale to przez durną służbistkę.___. Eeeej, tak bardzo naciskasz na przeszłość Dragnella że chcę ją poznać! Niech zgadnę... Bójki, kradzieże i handel dragami? Ale patrząc na to, że jemu wystarczą szczochy z zapyziałego automatu a nie porządna kawa to stawiam tylko na bójki oraz kradzieżexDD Mam nadzieję, że wiesz do czego piję, no nie? W ogóle to chętnie bym zobaczyła landrynę w mundurze, widok musi być przedni! *uśmiecha się i zaczyna ruszać sugestywnie brwiami* To uczucie gdy chciałabyś coś jeszcze napisać, ale nie masz do czego się odnieść... Właśnie dlatego nie komentuję Zakazanego! Na Barze jest tyle tekstu, że po napisaniu komentarza nie mam wrażenia, iż cały mój komentarz jest długości połowy rozdziałuxDDD Zakazany to przeciwieństwo Baru, no sorry Gregory :'D
Również czekam, marudo ty moja :*
Ohoho, a któż tu zawitał xD
Usuń*smacznego, chociaż grubo po fakcie i czekam wciąż za racuchami, więc opanuj tego skilla xD*
Ta, to podanie o rezygnację ze stanowiska mną wstrząsnęło, powaga. Ale też uświadomiło mnie, że serio lubisz moje opowiadanka <3. I odwdzięczaj się tak, i like it so much <3 <3 <3!
Nie wiem, kochanie, czy to ta piosenka, bo trochę ci już ich wysyłałam, hehe. I choć piosenka mi się osobiście nie podoba, a tekst też ma wiele do życzenia, to nie da się ukryć, że pasuje do tego opowiadania jak ulał. I to przerażająco jak ulał :D.
I wyjaśnienie, Lu nie ma zacząć pracy za miesiąc, tylko od przyszłego miesiąca. Akcja opowiadania zaczęła się na przełomie sierpnia/września (czyli rozpoczęcie roku szkolnego), a trochę już czasu to trwa, także wychodzi, że Lu lada moment powinna tę robotę zacząć. Kwestia dni ;). No i wiadomo, że - przynajmniej u nas w pl - to im dłużej mandatu nie zapłacisz, tym gorzej. Nawet komornik może ci wjechać na chatę x'D. Ale nie jest ważne, ile ten mandat wynosi (choć jak tak bardzo chcesz, to mogę w następnym rozdziale o tym wspomnieć :D) - Judemu chodzi po prostu o ponoszenie konsekwencji za swoje czyny i wychowanie :P. I serio nie dostałaś nigdy mandatu za jazdę na gapę?! Ja nie zliczę ile razy... Ale kiedyś zarówno bilety jak i mandaty były o niebo tańsze :').
Jeśli chodzi o przeszłość Dragneela, to wszystko w swoim czasie, ale tego tu na pewno nie zabraknie.
No i co ty gadasz, długi i sensowny komentarz ci wyszedł. Jak chcesz, to potrafisz taki wklepać nawet na Zakazany :DDD. Dziękuję za niego, wiele dla mnie znaczy :*
Trochę mi to zajęło, ale już jestem! Nooo, nie spodziewałam się takiej akcji. W ogóle jak w opisie bloga przeczytałam, że jest to "rozpustne opowiadanie o sprzedaży kobiet za wielbłądy" to myślałam, że sobie jaja robisz :D A tu proszę, była rozpusta, były wielbłądy! Tzn nie w praktyce, ale coś wspominali xD A rozpuuustaaa konkretnaaa ^^. Super zwroty akcji! Tak coś czułam, że jej tożsamość będzie znacząca ^^ Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że Natsu i Lucy muszą się spiknąć! Co chwilę na niego wpada, jeszcze ta praca przy komisariacie no i teraz obiad z Natsu i jej ojcem! Hit! Jestem ciekawa jak to się potoczy :)
OdpowiedzUsuńHaha, ja z rozpustą i wielbłądami nigdy nie żartuję! xD. Do tego mogę zapewnić, że szczególnie tego pierwszego tutaj nie zabraknie ;>. I cieszę się bardzo, że opowiadanie przypadło ci do gustu - akcja w nim dopiero co się rozkręca, także mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona :P
Usuń