Tak, wiem. Długo mnie nie było, ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście ;) Miałam problem, by uporać się z tym rozdziałem, ale w końcu się ogarnęłam i go dokończyłam. Także melduję się i zostaję na dłużej :D
Ale przede wszystkim - jak radzicie sobie w tym trudnym, tak nietypowym czasie? Mam nadzieję, że dajecie radę, a przede wszystkim jesteście zdrowi. Na osłodę zostawiam wam wreszcie nowy rozdział - dość długi, bo na jakieś 7k słów ^^.
PS. Przepraszam, że bez akapitów, ale brak mi już cierpliwości w tym aspekcie do blogspota. One są, ale ten %6*^90^ ich nie widzi :')
Natsu kilka minut przed ósmą podjechał pod komisariat. Widząc na policyjnym parkingu citroena Gildartsa, nieznacznie przyhamował, jednak zaparkował tak ostro, że omal nie łupnął zderzakiem mazdy w tył samochodu swojego partnera. Szczerze, to miał ogromną ochotę skasować mu tego gruchota, ale zmitygował się, w ostatniej chwili poskramiając myśli o realizacji tego planu.
Wychodząc z samochodu, z impetem trzasnął jego drzwiami. Kroki Dragneela, skierowane w kierunku posterunku, były pewne i gniewne, a rozsrożony wzrok bacznie wypatrywał jednego celu – Clivera. Tak jak przypuszczał, dostrzegł go na końcu parkingu, palącego nieopodal ewakuacyjnego wyjścia z komendy.
Gildarts przyglądał się stosowi kiepów w postawionej koszopopielnicy i zastanawiał się, gdzie przygasić swój niedopałek. Nie zauważył nadciągającego Dragneela do czasu, aż młodszy policjant nie złapał go za poły rozpiętego prochowca i nie przyciągnął do siebie.
– Ty jebany bucu! – zawołał Natsu, zaciskając palce na materiale płaszcza.
Clive bezwiednie upuścił swojego papierosa pod nogi, z oniemieniem przyglądając się dwudziestoparolatkowi, który miał furię wypisaną na twarzy. Brakowało mu tylko piany, toczącej się z ust.
– A ciebie co napadło, do kurwy! – zaskoczony mężczyzna w obronnym geście złapał Dragneela za nadgarstki.
– Wiem o Igneelu – warknął, nieznacznie przymrużając powieki. Natychmiast zreflektowany Gildarts uchylił usta, ale nie padły z nich żadne słowa. Widząc jego ogłupiałą minę, Dragneel prychnął pogardliwie. – Tak myślałem.
Odkąd domyślił się, że to Clive potajemnie spotykał się z jego wujem, na samą myśl zalewała go furiacka wściekłość. Teraz, kiedy miał na to namacalny dowód w postaci skonsternowanej twarzy Gildartsa, dodatkowo odczuwał rozgoryczenie. Konszachty między mężczyznami niepokoiły go i wprawiły w nieprzyjemne przygnębienie.
– Posłuchaj – zaczął strapiony mężczyzna, ale Natsu z rozmachem puścił jego płaszcz.
– Nie mam zamiaru – mruknął z irytacją. Posyłając Cliverowi ganiący wzrok, ominął go i rozjuszonym krokiem ruszył w stronę komisariatu. Kompletnie nie zareagował na gwałtownie zmieniającą się mimikę na twarzy kolegi z pracy.
– Wracaj mi tu!
Natsu zatrzymał się raptownie, kiedy mężczyzna, nie szczędząc sił, znienacka uderzył go z otwartej ręki w potylicę. Całkiem skonfundowany, powoli odwrócił się do Gildartsa, a jego oddech stał się na tyle ciężki, że zaczął cicho sapać. Kwiecista wiązanka sama nasunęła się mu na usta, lecz równie zbulwersowany Clive wyprzedził go o milisekundy.
– Przestań się dąsać jak taka pizda i pogadaj wreszcie z Igneelem! – rozsierdzony, nerwowo szukał w kieszeni płaszcza paczki Marlboro. – Od miesięcy mu powtarzam, by się z tobą zobaczył.
– I na cholerę go zmuszasz? To nie twoja sprawa – syknął Dragneel, a Gildarts aż zacisnął pięści.
– Nie drażnij mnie, młody, bo już mnie ręka świerzbi!
– Ciebie świerzbi?! W ogóle, po jaką cholerę mówisz Igneelowi, co u mnie?! Jak jest taki ciekawy, niech przyjdzie i sam sprawdzi!
– Twój wuj do dziś ma wyrzuty sumienia, że wyrzucił cię z domu, idioto – wyjawił wprost Gildarts, a zdeprymowany Natsu spoglądnął w bok, przygryzając wargę. – Do dzisiaj sobie tego nie wybaczył.
– Nie chcę tego słuchać – wtrącił Dragneel.
– Kurwa, Natsu, wy to jesteście po jednych pieniądzach – westchnął bezradnie Clive. – Oboje jesteście siebie warci. Ja już nie mam sił na takie wołowe dupy i żałuję, że w ogóle dałem się w to wciągnąć.
– Ja cię w nic nie wciągnąłem – sprostował Dragneel. – Po prostu nie rozumiem, dlaczego ukrywałeś przede mną fakt, że Igneel co miesiąc przyjeżdża do Magnolii.
Gildarts zmarkotniał. Obserwując profil podminowanego Natsu, porzucił poszukiwania paczki papierosów, zagubionej w dziurowych kieszeniach wierzchniego okrycia.
– Dobra, rozumiem. Jeśli cię zawiodłem, przepraszam. Ale powiedz szczerze, ile jeszcze lat chcecie tak zmarnować z Igneelem?
Dragneel drgnął niespokojnie, gdy ciężka dłoń Clivera wylądowała na jego spiętym barku. Zerknął na niego połowicznie, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. I koniec końców nic nie powiedział, gdyż z opresji wybawił go policyjny furgon, wjeżdżający na parking.
– Oho, przyjechało świeże mięso – skomentował Gildarts, cofając rękę z ramienia Natsu. Mężczyźni, wciąż zaaferowani ostrzejszą wymianą zdań, jaka między nimi nastąpiła, bez większego entuzjazmu obserwowali Laxusa i Erzę. Wręcz ze znudzeniem przyglądali się, jak dwójka policjantów opuszcza radiowóz i cofa się po zatrzymanego, siedzącego z tyłu furgonetki.
Brwi Dragneela zmarszczyły się nieznacznie na widok młodego Dreyara, szarpiącego się z agresywnym aresztowanym, skutym opaską zaciskową. W ujętym przez patrol delikwencie Natsu rozpoznał znajomego Heartfilli.
Gajeel także spostrzegł Dragneela, ale obydwoje wymienili ze sobą jedynie krótkie, bierne spojrzenia. W szczególności Natsu starał się nie przejawiać oznak zainteresowania. Z obojętnością minął Laxusa, prowadzącego Redfoxa na komendę i powoli ruszył w kierunku Erzy, stojącej przy radiowozie. Gildarts również ulotnił się z parkingu, więc Natsu został na nim sam z policjantką.
– Co jest? – spytał od niechcenia, chowając dłonie do kieszeni i wskazując podbródkiem na szary plecak, do którego zaglądała Scarlet. Kobieta, wychylając nos z torby, posłała przyjacielowi niecny uśmieszek.
– Nie uwierzysz, z czym gnoja złapaliśmy. Jest tu co najmniej z piętnaście gram! – oznajmiła radośnie, przysuwając otwarty plecak w stronę Dragneela. – Zbakamy się jak szmaty, hehe.
– Zapomnij – prychnął Natsu, chyłkiem zaglądając do tornistra. – Makarov od ostatniego numeru pilnuje konfiskaty bardziej niż swojego odbytu.
– No jak chcesz. Szkoda. – Scartlet wzdrygnęła ramionami i udała się z plecakiem w stronę komisariatu. Dragneel, oglądając się za nią, w końcu cmoknął ustami z niezadowolenia.
– Erza, zaczekaj! – zawołał po chwili zwątpienia.
– Na co? – spytała nieco zaskoczona, nie przestając iść przed siebie.
– Na mnie – oznajmił Natsu, doganiając policjantkę. – I na moją propozycję nie do odrzucenia.
– Mów dalej? – zaproponowała zaintrygowana kobieta.
– Dzielimy się łupem na pół, ale pomożesz mi z Dreyarem.
– Kurcze, no nie wiem – westchnęła sceptycznie. – Brzmi to problematycznie, a z Laxusem zawsze jest dużo zachodu. Za dużo dla piętnastu gramów – dodała.
– Nie chodzi tylko o to – wyjawił cicho Dragneel.
– A o co jeszcze? – dociekała zdziwiona Scarlet.
– O zatrzymanego.
– Znasz go?
– Poniekąd. Gość bardziej przyda mi się na wolności, niż za kratami, ale najpierw muszę z nim pogadać. W zamian gwarantuję ci, że będziemy mieli szyderę z Laxusa na kilka najbliższych tygodni.
Kobieta zachichotała chytrze pod nosem.
– Dobra, przekonałeś mnie. To co mam robić?
...
Dreyar właśnie wpychał Gajeela do pokoju przesłuchań, gdy został zawołany przez Erzę.
– Laxus, kochanie, bądź tak dobry i zajmij się tym – poprosiła Scarlet, wciskając mu szary plecak Refoxa. – Przypilnuję ci kolegę, a ty zanieś to do tego, co mu jedno oko na maroko spierdala.
– Do Droya – poprawił ją zniesmaczony Laxus.
– No, no! Do Grubego Droya!
Mężczyzna z obiekcją zlustrował wręczoną mu torbę, a następnie zmrużył powieki, bacznie przyglądając się Erzie. Bez słowa otworzył tornister i zajrzał do środka, sprawdzając jego zawartość.
– Dobra, zaniosę to już do konfiskaty. Miej go na oku – mruknął gburowato, skinięciem głowy wskazując Gajeela.
Erza uśmiechała się promiennie do momentu, aż Laxus nie zniknął z pola widzenia – jak tylko skręcił w najbliższy korytarz, jej mina diametralnie zmieniła się na pełną niechęci i dezaprobaty.
– Głupi kutas – mruknęła obelżywie, po czym cicho zawołała do siebie Natsu.
– Poszedł?
– Ta, ale lepiej się pospiesz – stwierdziła Scarlet, zapraszając go do środka gestem ręki.
Natsu czmychnął do sali przesłuchań jak cień. Zanim Erza zamknęła za nim drzwi, rozejrzała się na boki, a Dragneel zastał Gajeela, stojącego z dumnie wypiętą piersią i nieugiętą miną. Z rozbawieniem przypomniał sobie ich pierwszą, a zarazem ostatnią rozmowę. Byli wtedy z Lucy na mieście, kiedy przypadkiem napotkali przyjaciółkę Heartfilii w towarzystwie Redfoxa. Już od samego początku Gajeel zerkał na niego nieprzychylnie. Wszystkie wątpliwości i niedomówienia prysły niczym bańka mydlana, gdy chłopak McGarden zagaił na temat jego pracy w „psiarni”. Natsu zapytał go wtedy, czy ma z tym jakiś problem, ale Gajeel odpowiedział mu milczeniem i dziwnym, aroganckim grymasem.
Teraz Dragneel stał przed nim z triumfem wymalowanym na twarzy, mimo że był o pół głowy niższy od aresztowanego. Teraz to dopiero poprawi sobie humor po rozmowie z Gildartsem...
– I co, nadal masz problem z moją pracą?
Redfox, posyłając ten sam uśmiech, jakim obdarzył go podczas ich pierwszego spotkania, dał znać, że pamięta ich starą, krótką pogawędkę.
– To się jeszcze okaże – odrzekł, a Natsu poczuł nieodpartą pokusę, by zdjąć Gajeelowi ten głupkowaty uśmieszek z twarzy, pokrytej licznym piercingiem. Zaszedł przesłuchiwanego od tyłu, złapał go za ramię i bez słowa, siłą posadził go na metalowym krześle.
– Skąd masz towar? – zapytał, zaciskając palce na barku chłopaka.
– Znalazłem plecak na ulicy i go sobie wziąłem.
– Heh, znalezione niekradzione? – zażartował Dragneel.
– Z tego, co mi wiadomo, to chyba nie jest poważne przestępstwo? – ciągnął Redfox.
– Na pewno nie tak poważne, jak posiadanie przy sobie takiej ilości zielska – wyjaśnił Natsu.
– Nie zdążyłem zajrzeć do plecaka – Gajeel wzdrygnął ramionami.
– Jasne. A gram w kieszeni twojej kurtki, to co? Wróżka Marysia ci podłożyła?
– To w celach leczniczych – burknął aresztant. – Astmę mam.
– Astmę masz? – powtórzył za nim Natsu. – A zaświadczenie od lekarza też masz?
Tym razem Redfox nie odpowiedział, być może dlatego, że rozbawiony policjant coraz głośniej śmiał się za jego plecami.
– Chłopie, nie pogrążaj się. Chcę ci pomóc – wyznał w końcu Natsu.
– Hah, pomóc?!
– Tak, za drobną przysługę – sprostował policjant. – Powiedz mi tylko, skąd masz ten towar i jeszcze dziś będziesz mógł wrócić do tej swojej karlicy.
– Nazwij ją tak jeszcze raz, a cała komenda dowie się, że pieprzysz córkę prokuratora – Gajeel wypowiedział te oschłe słowa z prędkością naboi, wystrzeliwanych z karabinu, a Natsu powoli wyprostował się i puścił ramię przesłuchiwanego. Redfox, zaskoczony nagłą ciszą, chciał się odwrócić, lecz wtedy jego głowa z hukiem wylądowała na stalowym stole.
– Lubisz się targować? – szepnął rozjuszony Dragneel, przyduszając chłopakowi czaszkę do blatu. – To co powiesz na to, żeby w twoim zasranym plecaczku znalazł się dowód zbrodni, za który z palcem w dupie dostaniesz dwadzieścia lat? Osobiście postaram ci się o pokój z widokiem na spacerniak.
Gdy Gajeel jedynie syknął z bólu, Natsu puścił jego głowę, energiczne odpychając od niej swoją dłoń.
– Skąd masz towar – powtórzył, lecz tym razem o wiele ostrzejszym tonem. Nieprzyjmującym sprzeciwu.
– Nie będę sypać – zarzekł Redfox, jednak i jego głos uległ znacznej zmianie. Już nie był taki pewny siebie jak przed chwilą.
Dragneel przyglądał się, jak zatrzymany powoli unosił głowę ze stołu.
– Powiedz mi, ile ty masz lat?
– Dziewiętnaście – odrzekł Gajeel zgodnie z prawdą.
– Nie tak źle – przyznał policjant. – Jak się postaram, to dołożę ci kolejne pięć lat do dwudziestki w wyroku.
– Nie mogę ich wydać.
– Kumple są dla ciebie tak ważni, że pójdziesz za nich garować?
– To nie są moi kumple! – Gajeel niespodziewanie się zdenerwował. – Ci dranie... Jeśli na nich doniosę, moja mała... Ja musiałem...
Dragneel zmarszczył brwi, dostrzegając lekko drżące, zgarbione ramiona Gajeela. Zaczynał rozumieć, o co tu chodzi. Westchnął ciężko i usiadł na stole, by znaleźć się naprzeciw przesłuchiwanego.
– Widzę, że masz jakieś nieprzyjemności.
– Nieprzyjemności? Gehe – zarechotał nerwowo Redfox. W jego głosie dało się wyczuć ogrom pretensji. – Co ty tam możesz wiedzieć, nie masz pojęcia.
– Tak się składa, że z autopsji coś tam wiem – wtrącił Natsu, na moment skupiając na sobie zaciekawione spojrzenie Gajeela. – Uwierz, da się z tego wyjść. Trzeba tylko schować na moment dumę, przestać zgrywać chojraka i przyjąć pomocną dłoń. Myślisz, że to ogarniesz, że jesteś wystarczająco sprytny, ale zawsze znajdzie się ktoś cwańszy. Nie wszystko można rozwiązać w pojedynkę.
Redfox ze zrezygnowaniem pokiwał głową, a Dragneel zerknął na swój naręczny zegarek.
– Powiem ci, Gajeel, zostało nam niewiele czasu – poinformował z wręcz teatralnym frasunkiem. – Lada moment zjawi się tu kolega, który cię tu przyprowadził. A on nie jest tak miły, jak ja. Pięć minut...
Niestety Redfox zamknął buzie na kłódkę i ze zrezygnowaniem wpatrywał się w blat stołu. Natsu nerwowo podrapał się po włosach.
– Czy ci ludzie zajmują się czymś jeszcze? – policjant spytał wprost, ale Gajeel zaprzeczył niemrawym kiwnięciem głowy.
– Nie.
– Tylko dragi? – dociekał Dragneel.
– Tylko.
– Żadnego handlu bronią, żywym towarem?
– Nie, nic z tych rzeczy – Redfox mruknął apatycznie.
– Na pewno?!
– Tak!
– Jeśli kłamiesz...
– Mówię prawdę. Przysięgam – wyznał Gajeel, unosząc głowę. Przez parę sekund z zażartością wymieniał spojrzenie z policjantem, który w końcu uśmiechnął się lakonicznie, z cichym, cynicznym prychnięciem.
– W takim razie możemy załatwić to od ręki. Daj tylko nazwiska i mamy to z głowy.
Aresztant, nie wiedząc co począć, ze złością kopnął w nogę stołu. Natsu to w zupełności obeszło.
– Ja mam czas, ale ty już nie bardzo. Trzy minuty... – Dragneel bez litości przyglądał się wściekłemu Gajeelowi, który wyraźnie bił się ze swoimi myślami. Postanowił mu w tym pomóc. – Jeśli zależy ci na tym małym krasnalku, to zrobisz to. Dla niej. Naprawdę chcesz, żeby wysyłała ci paczki do ciupy?
Redfox zmroził policjanta srogim spojrzeniem, ale widząc jego nieugiętość, z jękiem oparł czoło o chłodny blat stołu i bezradnie złapał się za włosy. Dragneel w tym czasie wychylił się za stół, otwierając w nim jedną z bocznych szuflad i sięgnął po pustą kartkę oraz długopis.
– Nazwiska – warknął oschlej, a Gajeel niemalże szeptem zaczął je wymieniać. Gdy skończył, wciąż opierał czoło o stół.
– To wszyscy? – dociekał Natsu. – Jeśli kogoś przeoczyłeś, to...
– Wiem – Redfox wszedł mu w zdanie. – To wszyscy. Ale jest jeszcze jedna sprawa.
Natsu zerknął na niego z rezerwą i z pstryknięciem wyłączył długopis.
– Jaka znowu sprawa?
...
– Niezły timeing – zażartowała Erza, kiedy Natsu wyszedł z pokoju przesłuchań.
– Wyrabiam się – przyznał nieskromnie. – Przy okazji, słyszałaś o jakimś Jose Porli? Ksywka „Por”. Albo lokal „Phanthom Lord”, mówi ci to coś?
Scarlet posłała Dragneelowi pełną podziwu minę.
– Mówi i to wiele. Masz coś na nich?
Natsu rzucił kartką zgniecioną w kulkę, a kobieta w ostatniej chwili zdołała złapać ją w locie.
– Masz tu nazwiska. Nie ma za co – dodał, widząc szerzej otwarte oczy policjantki. – Przypilnuj Laxusa, żeby za bardzo nie dobrał się chłopakowi do dupy.
– Spokojna twoja rozczochrana – zapewniła Erza do odchodzącego już Dragneela. – Odsiedzi dobę w celi i go puścimy. Tylko załatw to, jak należy.
Natsu, udając się na policyjny parking, uśmiechnął się pod nosem.
– Jasne, właśnie jadę po substytut – odrzekł, żegnając się z nią gestem uniesionej ręki.
Kilka chwil później zasiadał za kierownicą swojej mazdy. Wsadzając kluczyki do stacyjki, jednocześnie sięgnął po telefon i wybrał numer do swojej gwiazdeczki. Zanim odebrała, Dragneel zdążył włączyć się do ruchu drogowego.
– Natsu? Czemu dzwonisz tak wcześnie? Stało się coś?
Słysząc słodki głos dziewczyny, jego zmarszczone dotąd brwi się wygładziły. Poczuł niepohamowaną chęć, by zostawić wszystko w pieruny i się z nią zobaczyć.
– A no stało się – mruknął, zatrzymując się na czerwonych światłach. – Masz gdzieś koło siebie krasnala? To pilne.
Zanim Lucy zrozumiała, kogo miał na myśl, zamilkła na parę sekund.
– Nie mów tak na Levy! – w końcu odgadła o kim mówił. – I jest obok...
Heartfilia musiała odsunąć swój telefon od ucha, ponieważ ledwo słyszał jej słowa. Chyba tłumaczyła koleżance, by wzięła od niej komórkę.
– Czego chcesz?
Oschły ton McGarden sprawił, że kąciki ust Dragneela drgnęły do góry. Wcisnął pedał gazu, kiedy sygnalizacja świetlna zmieniła kolor na zielony.
– Mi też miło cię słyszeć – zakpił. – Niestety nie mam dobrych wieści. Twój pepik trafił do schroniska.
– Ty do mnie jakimś szyfrem mówisz? Jaki, kurwa, pepik!
– Twój chłopak siedzi teraz na komendzie, złapali go z towarem – sprostował, wtrącając się w wypowiedź uniesionej nastolatki.
– Co? – wyraźnie wstrząśnięta Levy odezwała się dopiero po chwili. – Nie wierzę. To musi być jakaś pomyłka.
– Dobra, dobra – Natsu ponownie jej przerwał. – Antynarkotykowi już jadą do niego na chatę, więc jeśli chcesz mu pomóc, pozbądź się wszystkiego. Trzyma towar za szafą w przedpokoju.
– Jezus Maria!
Zrozpaczony krzyk McGarden był ostatnim, czym usłyszał w słuchawce. Parkując przed apteką, zerknął na ekran telefonu i zauważył, że połączenie zostało przerwane. Nieco zirytowany, ponownie wybrał numer do Lucy. Tym razem nie musiał czekać wieczności, aż dziewczyna odbierze.
– Natsu, co się dzieje?! Coś ty jej powiedział?!
– A co ona teraz robi?
– No wybiegła ze szkoły jak z procy!
– I bardzo dobrze – ucieszył się Dragneel. – A ty pod żadnym pozorem za nią nie idź.
– Ale...
– Żadne „ale”! Nie pakuj się w to, słyszysz?! – uniósł głos, wysiadając z samochodu, jednak szybko się powściągnął. – Obiecaj mi to, okej? Lucy? – zapytał, nie słysząc po drugiej stronie niczego, prócz typowego szklonego gwaru i dzwonka, obwieszczającego koniec przerwy. Nagle wszystko ucichło. Dostrzegł, że połączenie zostało przerwane. Znowu.
Wybrał jej numer po raz trzeci, ale tym razem nikt nie odebrał.
Przeklął siarczyście, czym zwrócił uwagę zniesmaczonej kobiety, przechodzącej obok z dziecięcym wózkiem. Ignorując to, zadzwonił jeszcze raz, ale bez skutku; nie dodzwonił się. Odetchnął głęboko, próbując uspokoić nerwy. Nic innego nie mógł teraz zrobić – tylko liczyć na to, że Heartfilia po prostu udała się na lekcje i nie przyjdzie jej do głowy, by pobiec za przyjaciółką.
***
Heartfilia rozłączyła się i schowała telefon do plecaka. Zarzucając go sobie na plecy, pobiegła za Levy. Choć widziała ją z daleka i wołała, dogoniła przyjaciółkę dopiero poza terenem szkoły. Zziajana, złapała McGarden przed pobliskim przystankiem autobusowym i zamaszyście odwróciła ją do siebie.
– Levy, co on ci powiedział?
– Nie mam teraz czasu, nie zatrzymuj mnie! – zawołała rozdrażniona, ze łzami w oczach.
– Uspokój się i proszę, powiedz co się dzieje?
McGarden zacisnęła wargi, z ledwością powstrzymując szloch. Była bardzo zdenerwowana.
– Gajeel został zatrzymany na komisariacie z jakimiś narkotykami. Policja jedzie przeszukać jego mieszkanie.
Heartfilia z wrażenia opuściła dłoń, którą dotąd trzymała na roztrzęsionym ramieniu przyjaciółki. Widząc ją w takim stanie, nawet nie śmiała pytać, czy miała pojęcie o czymkolwiek. Levy była równie zaskoczona, co ona.
– Jak mogłam tego nie zauważyć – załkała McGarden, ewidentnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nerwy zżerały ją żywcem.
– Czekaj, Natsu kazał ci jechać do mieszkania Gajeela? – spytała Lucy.
– Tak.
– Więc może to jakieś nieporozumienie? – Heartfilia próbowała uspokoić zestresowaną dziewczynę.
– Nieporozumienie to będzie, jak się dobiorę do Gajeela. Co on sobie myślał, do cholery?!
Lucy zaklęła pod nosem. Może i nie znała Redfoxa zbyt dobrze, ale pomimo groźnej prezencji, trudno było go sobie wyobrazić jako dilera.
Na moment zostawiła Levy, by sprawdzić rozkład jazdy autobusów. Na szczęście ten miał przyjechać lada moment.
– Boże, w co on się wpakował – jęknęła McGarden, siadając na ławce pod wiatą. Schylając nisko głowę, mocno zacisnęła palce we włosach.
– Spokojnie, za chwilę pojedziemy – zapewniła Hearfilia, kucając nad przyjaciółką i energicznie potarła ją po ramionach, jakby chciała ją ogrzać.
Levy zerknęła na nią podejrzliwie.
– Jak to pojedziemy? – spytała cicho.
– No przecież cię nie zostawię. Chodź. – Lucy wstała i złapała dziewczynę za rękę, ciągnąc ją do góry. – Autobus już jedzie.
...
Pół godziny od opuszczenia szkoły, Lucy i Levy wbiegały do starej kamienicy, w której Redfox wynajmował mieszkanie. Heartfilia nigdy przedtem tu nie była, więc tylko dotrzymywała kroku rozgorączkowanej Levy.
Dotarły na pierwsze piętro, pod drzwi z numerem pięć. McGarden z rozmachem odwróciła wycieraczkę do góry nogami i zdecydowanym ruchem oderwała klucze, przyklejone taśmą do spodu maty.
– Szybko – pogoniła Heartfilię, otwierając przed nią mieszkanie Gajeela. – Za szafą, zaraz przy wejściu do kuchni.
Dziewczyny podeszły do dwudrzwiowej szafy, zamykanej na klucz. Zanim odsunęły ją od ściany choć o kilka centymetrów, minęło trochę czasu.
– Mam! – zawołała Lucy, która przytulona policzkiem do białej tapety, z jednym przymkniętym okiem uchwyciła w szparze zwinięte, przezroczyste siatki.
Levy w tym czasie dostrzegła wzmożony ruch za oknem. Podchodząc do niego, złapała się za głowę.
– Już tu są! – zawołała na widok dwóch czarnych furgonetek, z której wysiedli policjanci w czarnych uniformach. Z paniką w oczach spojrzała na Heartfilię, która wyjęła zza szafy trzy worki z suszonymi liśćmi konopi. – Kurwa! Co my mamy z tym zrobić?!
Lucy rozejrzała się po mieszkaniu, zastanawiając się, jak mogłaby pozbyć się narkotyków. Musiała na coś wpaść, bo McGarden z nerwów przestała racjonalnie myśleć. Gdyby zatkały toaletę, to wpadną po uszy, a chowanie tego w inne miejsce mijało się z celem – antynarkotykowi zapewne przewrócą mieszkanie Gajeela do góry nogami.
– Zamknij za mną drzwi – stwierdziła, pospiesznie chowając siatki do plecaka i uciekła z kawalerki, zostawiając zdębiałą Levy. Wybiegając na klatkę schodową, usłyszała huk otwieranych drzwi wejściowych do kamienicy. Skacząc po dwa stopnie schodów, w ostatniej chwili uciekła na piętro wyżej, gdzie przycisnęła się plecami do ściany.
Serce miała w gardle, gdy kilka sekund później do jej uszu dobiegł wrzask mężczyzn, którzy wtargnęli do mieszkania Redfoxa. Zdała sobie sprawę, że od kilku chwil wstrzymuje oddech, a jej złączone i przytknięte do piersi dłonie drżą. Omal nie wpadły.
Zbierając się na odwagę, zaczekała, aż wszyscy policjanci weszli do środka i zaczęła schodzić. Szybko ominęła uchylone drzwi kawalerki, z których dobiegały krzyki Levy i raban, jaki wzniecała policja. Musieli robić niezłe spustoszenie – pomyślała zmartwiona Lucy. Miała ochotę się cofnąć, jednak nie mogła tego zrobić z narkotykami w plecaku. Musiała je stąd wynieść jak najszybciej i jak najdalej stąd.
Czym prędzej ulotniła się z kamienicy, jednak przystanęła na moment, zauważając dwóch funkcjonariuszy, palących papierosy obok jednego z furgonów. Jak na kryminalnych przystało, mężczyźni byli niemal równie szerocy, co wysocy. Kiedy jeden z nich z zaciekawieniem zerknął w jej stronę, Lucy poczuła na plecach gęsią skórkę. Mimo to starała się zachować zimną krew. Choć nogi miała jak z galarety, mocniej zacisnęła palce na ramiączku plecaka i ruszyła przed siebie. Ominęła policjantów, próbując nie zwracać uwagi na ich nieprzychylne, baczne spojrzenia. Już chciała odetchnąć z ulgą, lecz wtedy usłyszała za sobą niski, srogi baryton.
– E, stój!
Omal nie wypluła serca ze strachu. Stając, powoli odwróciła za siebie głowę. Mocno zakręciło jej się w głowie, widząc pędzącego w jej stronę funkcjonariusza. Pomyślała, że powinna uciekać, jednak nogi przywarły jej do betonu. Znieruchomiała, przekonana, że właśnie wpadła po uszy w gówno.
Policjant zatrzymał się tuż przy Heartfilii. Przewyższał ją wzrostem o spokojnie trzydzieści centymetrów, a jego szare oczy wwiercały się w dziewczynę z zawziętością.
– Wypadło ci.
Przerażona Lucy zerknęła w dół, na wyciągniętą dłoń mężczyzny. Dostrzegła w nich swoje słuchawki, które powinny spoczywać w kieszeni jej kurtki.
– Dz-dziękuję – wydukała, pospiesznie zabierając swoją własność i czym prędzej opuściła okolicę. Dopiero kiedy oddaliła się na paręset metrów i zniknęła w pola widzenia policji między mieszkalnymi blokami, roztrzęsioną ręką sięgnęła do plecaka po telefon.
***
Dragneel kilka minut później wrócił na komisariat, dzierżąc w dłoni niewielką reklamówkę z pobliskiej apteki. Od razu udał się do automatu z kawą i kupił dwa napoje. Czekając już z jednym w dłoni, założył sobie siatkę na nadgarstek i zerknął przelotnie na swój telefon. Niestety Lucy od ich ostatniej rozmowy nie odezwała się ani razu, co zaczynało go coraz bardziej niepokoić. Z westchnieniem schował telefon do kieszeni spodni i sięgnął po drugi kubek, napełniony czarną cieczą. Przypominając sobie jej wstrętny smak, bardziej kojarzyła się mu z ropą naftową, niż kawą.
Nie bacząc na zaskoczonego posterunkowego, którego minął na korytarzu, udał się z napojami do toalety.
– Może potrzymać ci kawy? – spytał Jet, unosząc brew.
– Nie trzeba – mruknął Natsu i zniknął za drzwiami łazienki. Tam postawił kubki na zlewie i zajrzał do reklamówki. Wyjął z niej opakowanie suszonej szałwii, którą upchał w wewnętrzną kieszeń kurtki. Następnie wyjął syrop na zaparcia, rekomendowany przez samą farmaceutkę. Ponoć kilka kropli tego specyfiku na bazie skoncentrowanego ekstraktu z węgierek zwykłych pograłoby słonia do porcelany.
– No zobaczymy – mruknął Dragneel, spoglądając na niewdzięczną nazwę leku „Zatorox Ulgix”. Otworzył butelkę i powąchał jej ujście. Do jego nozdrzy dotarł słodki zapach śliwek. Wtedy stwierdził, że zignoruje ścisłe zalecenia pani z apteki i wlał do kubka parę mililitrów. W końcu syrop był z owoców, samo zdrowie, sto procent matki natury. Krzywdy nikomu nie zrobi... Chyba.
Modląc się, by nie pomylił kubków, wyszedł z toalety i udał się piętro niżej, do grzybiarni. Tak wszyscy na komendzie nazywali policyjny magazyn rzeczy skonfiskowanych, mieszczący się w piwnicy. Schodząc schodami na niższą kondygnację, wyczuł zapach pleśni i grzybów, zalegających na wilgotnych ścianach. Nienawidził go.
Parę kroków dalej i stanął naprzeciw szafy pancernej, mieszczącej się za prowizorycznym pomieszczeniem, odgrodzonym kratą. Skarbu zaś pilnował boss grzybiarni, Gruby Droy.
O istnieniu tego faceta pamiętało niewielu. Niegdyś żyjący na powierzchni, po incydencie ze zniknięciem całej konfiskaty z sejfu, mężczyzna został zepchnięty do ciemnych odmętów posterunku. Stało się to niemal w tym samym czasie, jak Droy Bolton został postrzelony na jednej z obław w centrum miasta, co niestety poskutkowało uszczerbkiem na jego zdrowiu. Wysłany przez Makarova do magazynu, teraz spędzał tu całe dnie, pilnując materiałów dowodowych. Jednym słowem jego praca polegała obecnie na zapisywaniu w zeszycie nowych fantów, dostarczonych przez śledczych, przeglądaniu gazet i opychaniu się pączkami, choć Natsu dziwił się, jak można cokolwiek przełknąć w takim smrodzie. Może posterunkowy tak długo siedział w grzybiarni, że jej zapach stał się dla niego neutralny?
– Siema, Droy! – zawołał Dragneel, z szerokim uśmiechem schylając się do okienka w kratach.
Pochłonięty lekturą policjant aż podskoczył na swoim krześle i spojrzał z lękiem na Natsu. Tak przynajmniej Dragneel przypuszczał, ponieważ jednym z ubytków, jakich mężczyzna nabawił się po postrzale, było lewe oko, uciekające gdzieś w eter. Makarov uznawał to za niebywałą zaletę, gdyż jeśli ktoś po raz kolejny ośmieliłby się położyć ręce na konfiskacie, nie będzie mógł spostrzec, czy Bolton spogląda na niego czy może gdzieś w bok. Pozostali natomiast żartowali, że najlepszym sposobem na uniknięcie bystrego oka Grubego Droya jest po prostu stanięcie na wprost niego. Kpiny z mężczyzny nie były jednak zupełnie bezpodstawne – przez swoją niewyparzoną gębę i kapowanie o wszystkim naczelnikowi, Gruby w rankingu popularności mocno konkurował z Lauxsem. Czyli delikatnie mówiąc nie był zbyt lubiany. Gdyby nie to, że większość nie pamiętała tego piwniczego szura, pewnie z palcem w dupie strąciłby wnuka Makarova z piedestału i skradłby mu tytuł największej mendy na komendzie. W końcu nikt nie lubi konfidentów.
– Ale mnie wystraszyłeś, chłopie! – zaśmiał się, zamykając gazetę. – Co tu robisz? Potrzebujesz czegoś?
– Nie. Tak wpadłem, bo się nudziłem. Co tam przeglądasz? – Dragneel rzucił okiem na gazetę, którą przeglądał policjant. – O, Playboy? Heh, to już nie lepiej odpalić sobie filmik na YouPornie?
– Nie łapię tu wifi – przyznał wprost Gruby Droy, zamykając pismo przed nosem Natsu. Dragneel, poruszony jego bezczelnością, spojrzał na niego spod byka, ale szybko poskromił swoje złości, ponownie przybierając pogodny wyraz twarzy.
– Ale lipa z tym wifi... Przyniosłem ci kawę – rzekł wręcz beznamiętnie, podając zaskoczonemu Boltonowi odpowiedni kubek.
– Serio? Wow, dzięki! – Niczego niepodejrzewający Droy złapał za napój i upił łyk. – O kurcze, Dragneel! Skąd ty wytrzasnąłeś tę kawę? Przeczyścili w końcu ten zasyfiały automat?
– Nic mi o tym nie wiadomo – Natsu wzruszył ramionami.
– Mmm,j ak ładnie pachnie! Taki śliwkowy aromat. No nie wierzę, musisz spróbować! – zawołał, wystawiając rękę z kubkiem w stronę Dragneela. Ten jednak zaśmiał się przyjaźnie.
– Nie, nie, podziękuję! Jak widzisz, mam tu swoją – oznajmił, nieznacznie unosząc swój kubek i również napił się kawy.
– Ej, a w ogóle to słyszałeś? – Gruby Droy wychylił się do niego ze swojego kantorka. – Ponoć prokurator Fernandes się rozwodzi.
– Ta? – Natsu udawał zaskoczonego i zaciekawionego nowinkami, choć tak naprawdę nie dość, że o wszystkim wiedział z najbliższego źródła, to dodatkowo niewiele go to obchodziło. Miał na tyle ciekawe własne życie, że nie nawykł wchodzić buciorami do spraw innych.
– No ta, ta! – potwierdził Bolton, gorliwie kiwając głową. – Mówią, że jego żona, ta Ultear od sprawy z magnolską aferą polityczną, wywaliła go z chaty przez kochankę. Ciekawe, może chodzi o rudą? No wiesz, o Scarlet? Coś często się kręci koło Fernandesa. Między nami, laska wygląda na taką, co dla awansu wpakowałaby mu się do wyra.
Donośny śmiech Dragneela sprawił, że policjant raptownie ucichł.
– Ten babochłop? A w życiu! Nie ma takiej opcji.
Natsu chciał jak najszybciej zmienić temat, zarazem sprawiając, że Gruby Droy zwątpi we własne – na nieszczęście trafne – teorie spiskowe. Pospiesznie przekierował rozmowę na inny tor, jednocześnie racząc się widokiem policjanta, pijącego kawę ze środkiem przeczyszczającym. Po tym, co mówił o Erzie, miał nadzieję, że skręci go jak nigdy w życiu i ani przez moment nie odczuwał wyrzutów sumienia za los, jaki gotował Boltonowi. Nie musiał długo czekać na efekty.
Minęło raptem dziesięć minut, gdy policjant, sypiący plotkami jak asami z rękawa, zaczął się krzywić. Coraz częściej wiercił pośladkami na krześle, a jego czoło zaczęło lśnić od pierwszych kropli potu. Widząc jego grymasy, Natsu z trudem się opanowywał. Przyodziewając na swym obliczu pokerową twarz, ledwo kontrolował kąciki ust, które uparcie chciały wędrować ku górze. Czasem tylko zerkał w bok i popijał swoją kawę – z profesjonalną powagą i bez żadnych oznak.
– Wszystko dobrze? – spytał wreszcie, gdy buzia Grubego Droya zaczęła przybierać coraz ciemniejsze odcienie czerwieni. Nie doczekał się słownej odpowiedzi, jednakże nagłe zerwanie się z miejsca Boltona było bardziej wymowne, niż jakiekolwiek słowa.
– Och, kurwa, niedobrze. Niedobrze! – Gruby Droy w pośpiechu szukał po kieszeniach kluczy, którymi musiał otworzyć kraty, by wydostać się ze swojej samotni. W końcu je znalazł, jednak wyjął je tak impulsywnie, że cały pęk wyleciał przez okienko na drugą stronę – tuż pod nogi Natsu. No lepiej być nie mogło.
– Oj – zdziwił się Drageel, spoglądając pod siebie, ale nawet nie pomyślał, by schylić się po klucze.
– Podaj mi je. Szybko, proszę cię – zniecierpliwiony Bolton zaczął skakać w miejscu z nogi na nogę.
– A co ci jest?
– Coś mi zaszkodziło.
– Może te pączki? – dedukował Natsu.
– Nieważne, pospiesz się i daj mi te jebane klucze!
Natsu z ledwością się opanowywał. Najpierw rozejrzał się, gdzie mógłby odłożyć swoją kawę. Postawił ją wreszcie na jednym z kartonów, w których schowane były dawne protokoły, a następnie wrócił na poprzednie miejsce i niespiesznie schylił się po klucze. Zgięty, nagle chwycił się za plecy i jęknął.
– Ale mi coś w krzyżu strzeliło, chyba nie dosięgnę.
– Kurwa, błagam cię, bo będzie nieszczęście!
Dragneel koniec końców zlitował się nad mężczyzną i podał mu pęk kluczy, a Droy z ledwością otworzył furtkę roztrzęsionymi rękoma. Tak go skręciło, że nie miał czasu jej za sobą zamknąć.
Natsu jeszcze nigdy w życiu nie widział, by ktoś postury Boltona biegł tak szybko.
– Tsh, też mi inwalida – prychnął, dochodząc do wniosków, że otyłości nie nabawił się przecież od postrzału, a od ciągłego siedzenia i zajadania się słodyczami. Może tak go przeczyści, że nieco schudnie. Jeszcze mu niechcący przysługę wyświadczy.
Wiedząc, że pozbył się Grubego Droya na długie minuty, bez pośpiechu podszedł do pancernej szafki. Otworzył ją i natychmiast odnalazł wzrokiem szary plecak Redfoxa. Wyjął z niej strunowy worek i podmienił jego zawartość na suszoną szałwię. Skradziony, związany w siatce pakunek schował za plecy w spodnie i zakrył koszulką oraz skórzaną kurtką.
Gdy tylko opuścił grzybiarnię, jego telefon zwariował. W piwnicy nie miał zasięgu, a teraz dostawał jedną wiadomość za drugą. Wszystkie o nieodebranych połączeniach. I wszystkie od Lucy.
Mając złe przeczucie, czym prędzej oddzwonił do dziewczyny.
– Natsu, przepraszam – usłyszał tuż po pierwszym sygnale. – Nie posłuchałam cię...
Serce stanęło mu w gardle, słysząc szloch Heartfilii.
– Polazłaś za Levy?! – palnął pierwsze, co przyszło mu na myśl.
– Tak.
– Przecież mówiłem, żebyś tego nie robiła!
– Nie krzycz na mnie. Tak... Tak wyszło. Nie mogłam zostawić Levy samej.
Dragneel westchnął ciężko i wyszedł na policyjny parking. Rozejrzał się, upewniając, że nikogo więcej tu nie ma.
– Nie mów mi, że was złapali.
– Nie, nie złapali.
– To czemu płaczesz?
– Bo to było straszne – wydukała, odrobinę rozczulając Dragneela.
– Rany, musisz mnie straszyć?
– Nie chciałam cię niepokoić, ale...
Jej słowa bardzo mu się nie spodobały.
– Ale co? – warknął, czując, jak wzbiera w nim złość.
– Mam to ze sobą.
– Co?! Czyś ty oszalała?! Wiesz, co by to było, jakby cię złapali?! Nawet Jude by cię z takiego gówna nie wyciągnął!
– Przepraszam. Nie złość się.
– To przestań odwalać takie numery!
– Natsu – usłyszał, że dziewczyna pociąga nosem. – I co ja mam teraz z tym zrobić? Mam tym wypełniony cały plecak.
Soczyste przekleństwo nasuwało się na usta Natsu. Dla uspokojenia odetchnął głęboko.
– Gdzie teraz jesteś? Przyjadę do ciebie.
...
Dzięki Erzie dopominającej się o swoją część „łupu”, Grubemu Droyowi, insynuującego zatrucie kawy, a nawet Gildartsowi, któremu nagle zachciało się wznowić rozmowę o Igneelu, samo przedwczesne wyjście z komisariatu było nie lada wyczynem. Wisienką na torcie okazały się jednak korki na głównej dojazdowej w Magnolii. Natsu nie pamiętał, kiedy ostatnio tak pastwił się nad klaksonem swojej mazdy. Niewiele brakowało, by napięcie, gromadzące się w nim przez cały dzień, wreszcie znalazło ujście. Miał wrażenie, że znajduje się na skraju załamania nerwowego.
W końcu, po niespełna godzinie od telefonu, jaki wykonał do Lucy, dotarł do wskazanego przez nią miejsca. Z piskiem opon zatrzymał się przed przystankiem autobusowym. Widząc siedzącą pod wiatą Heartfilię, poczuł ogromną ulgę, jednak nie dał po sobie tego poznać. Wychylił się ze swojego miejsca, by odblokować i otworzyć jej drzwi. W milczeniu oraz z marsową miną przyglądał się, jak dziewczyna pokornie wsiada do samochodu. Chyba faktycznie wyglądał na równie wściekłego, jaki był w rzeczywistości, bo Lucy bez słowa zatrzasnęła za sobą drzwi i siedziała jak na szpilkach, bojąc się choćby na niego spojrzeć.
– Daj mi ten plecak – warknął oschle, szarpnięciem zabierając torbę, usadowioną na ściśle złączonych kolanach nastolatki. Odpiął zamek błyskawiczny i zajrzał do środka. Na widok ilości marihuany zamknął powoli powieki i złapał się za skronie, które zaczął pocierać okrężnymi ruchami. Odebrało mu mowę.
– Natsu...
– Cicho – furknął na zmarkotniałą Lucy. Po chwili z powrotem zapiął plecak i z rozmachem rzucił nim na tylne siedzenia. Następnie, siadając nieco w bok, spojrzał wprost na Heartfilię.
– Przestań się już dąsać. Przecież nic się nie stało – ubiegła go.
– Ale mogło się stać! Czy ty rozumiesz, jak ryzykowałaś? Dlaczego mnie nie posłuchałaś?!
– Nie mogłam zostawić Levy samej. Ty zostawiłbyś przyjaciela w takiej sytuacji?
Tym argumentem zamknęła mu gębę.
– To nie fair – skomentował krótko po chwili namysłu i z zaciśniętą ze złości żuchwą na powrót usiadł przodem do kierownicy.
– Jesteś zły? – spytała, kiedy Natsu wrzucił bieg i wyjechał z przystanku na ulicę.
– Po prostu się o ciebie martwiłem – furknął pod nosem, a po chwili zerknął na odbicie dziewczyny w przednim lusterku. – No i czego się głupio chichrasz, to nie jest śmieszne!
...
Na dworze zapadał już zmrok, więc Dragneelowi zajęło chwilę, nim rozpoznał swojego przyjaciela.
– To Gray? – spytała zaskoczona Lucy, również zauważając wyraźnie strapionego mężczyznę. Widok Fullbustera, siedzącego przed kamienicą ze spuszczoną głową, nie wróżył niczego dobrego. W tym momencie Natsu zdał sobie sprawę, że jeszcze limit jego dzisiejszych nieszczęść jeszcze nie został wyczerpany.
Parkując nieopodal, wraz z Heartfilią odpięli pasy i pospiesznie wyszli z samochodu. Gray, gdy tylko ich dostrzegł, wstał ze schodów jak oparzony i ruszył w ich stronę.
Dziewczyna zabrała plecak z tylnych siedzeń i podeszła do Dragneela, który opierał się przed ramieniem o otwarte drzwi mazdy.
– Widzę, że to grubsza sprawa. Nie będę wam przeszkadzać – stwierdziła Lucy, a Natsu uśmiechnął się lakonicznie. Rad, że ma tak wyrozumiałą dziewczynę, wyjął z kieszeni klucze od swojego mieszkania i dał je Heartfilii.
– Tylko nie każ mi za długo czekać – szepnęła, całując go w policzek.
Aż uniósł brew na widok jej zawadiackiego, wręcz lubieżnego uśmieszku. Odwzajemnił gest, czując jak podnosi mu się ciśnienie. Na moment aż zapomniał o tym, jak bardzo dobijał go dzisiejszy dzień. Co ta dziewucha z nim wyprawiała...
Bacznie obserwował, jak Lucy, mijając Graya, wymienia z nim kilka słów. Chwilę później przyjaciel zasłonił mu widok na wchodzącą do kamienicy dziewczynę.
– Co jest? – zagaił Natsu ze skinięciem podbródka.
– Musimy pogadać – oznajmił oschle Fullbuster z niepokojąco poważną miną.
– No tyle to ja widzę – burknął Dragneel i wsiadł z Grayem do samochodu.
...
Natsu westchnął styrany i oparł czoło o kierownicę. Nagle poczuł niesamowite zmęczenie, jakby opuściły go wszystkie siły. Miał dość.
Nie mógł uwierzyć, gdy Gray wyjawił mu, że dostał dziś anonimowy telefon z propozycją pracy w barze, znajdującym się w mieście Hosenka. Nową posadę oferował mu rzekomo człowiek grupy „Alvarez”, o której ani on, ani Fullbuster dotąd nie słyszeli. Co ciekawe i zarazem najgorsze, Gray został rzekomo polecony przez Stinga Eucliffera, który obecnie przesiaduje w areszcie.
– Powiedz mi, Natsu, jak to możliwe?
– To niemożliwe – odpowiedział mu strapiony. – Skurczybyk musiał jakoś przeszmuglować telefon albo to po prostu jakiś blef. Poza tym, Alvarez? Pół roku infiltrowałem szmaciarzy i ani razu nie słyszałem tej nazwy.
– Pytali o ciebie – dorzucił cicho Gray, a Dragneel wyprostował plecy, którymi naparł na oparcie fotela. Odchylił nieco głowę do tyłu i spojrzał na sufit mazdy, obłożony szarym poszyciem.
– Kurwa...O co konkretnie?
– Czy mam z tobą kontakt – odrzekł Fullbuster. – Palnąłem im, że mamy, ale sporadyczny. Że czasem się do mnie odzywasz, ale podejrzewam, że masz wytyczne z góry i po ostatniej akcji w Blue Pegasus musisz mnie mieć na oku. Możliwe, że ktoś nas widział, więc wymyśliłem jakiś pretekst dla wiarygodności. Powiedziałem, że staram się utrzymać z tobą neutralne stosunki, abyś niczego nie podejrzewał.
– Dobrze zrobiłeś. Dałeś im do zrozumienia, że policja ma cię na oku, więc powinni dać ci spokój.
– Tak, ale przy okazji podłożyłem ci świnię. Teraz wiedzą, że wciąż węszysz.
– Niech wiedzą – zaśmiał się ponuro Dragneel. – Skurwiele mają czuć mój oddech na karku.
Gray jedynie pokiwał głową z dezaprobatą.
– Jest jeszcze coś, Natsu.
– Jeszcze coś?! Aż boję się zapytać.
– Cóż, przyszedłem się pożegnać – Fullbuster uśmiechnął się z goryczą, widząc nagłe zdumienie na twarzy Dragneela.
– Jak to pożegnać? Co ty pieprszysz?
– Myślę, że w zaistniałej sytuacji będzie lepiej, jeśli ograniczymy ze sobą kontakt. Chcę wyjechać z Juvią do Oak. Mika będzie miała ją na oku, a ja porobię trochę w warsztacie u Silvera... Zrozum, mam teraz rodzinę, którą muszę się zająć. Nie mogę ich tak narażać.
– Nie no, oczywiście, że rozumiem. Tak chyba będzie najlepiej. To kiedy wyjeżdżacie? – spytał Natsu z braterskim karesem. Choć uśmiechał się lakonicznie, z jego pełnego zrozumienia spojrzenia wylewał się smutek.
– Na dniach – odparł Fullbuster, nie kryjąc przybicia. – Myślę, że jeszcze w tym tygodniu.
Dragneel właśnie osiągnął swój limit. tego wszystkiego było za dużo jak na jeden raz, musiał się zrelaksować. Parskając nerwowo, wychylił się i sięgnął dłonią do schowka, z której wyjął bletki.
– Co ty robisz? – Gray nie kryjąc zdziwienia, przyglądał się, jak Natsu przejechał palcem po języku i wyjął bibułkę z opakowania.
– Coś, co powinienem zrobić już dawno. A ty patrz, czy nikt nie idzie.
– Nie mów, że – zamilkł, gdy Dragneel sięgnął za siebie i wyjął zwiniętą w kłębek siateczkę. Po chwili w całym samochodzie dało się wyczuć charakterystyczny, słodkawy zapach. – Nie będę pytać, skąd to masz.
– Dzwoń do Juvii – oznajmił nagle Natsu, skręcając jointa. Humor wyraźnie mu się poprawiał.
– Po co?
– Żeby się nie martwiła, skoro nie wracasz na noc do domu.
Fullbuster zaśmiał się nerwowo. W przeciwieństwie do przyjaciela, był on pełen obiekcji co do tego pomysłu.
– Na noc? Stary, zapomnij. Zrobi mi piekło na chacie.
– Weź mnie nie osłabiaj i dzwoń do żony. Nie bądź pantofel! – zawołał Dragneel, podstawiając Grayowi pod nos gotowego blanta i zapalniczkę. – Skoro nie wiadomo, kiedy ponownie się zobaczymy, to trzeba się pożegnać jak należy. No, dawaj Gray, jak za starych dobrych czasów.
Zaszkoczony Fullbuster z niedowierzaniem przyglądał się zadziornie wykrzywionej twarzy policjanta, jednak w końcu dał się przekonać.
– Masz rację – przyznał buntowniczo i zabrał od Natsu skręta, którego ochoczo odpalił.
...
Minęło już prawie pół godziny odkąd Heartfilia siedziała w mieszkaniu z Happym. Nie chciała poganiać Natsu, ale zaczęła się nieco niecierpliwić, a przede wszystkim martwić. Zaniepokojona, wyjrzała przez okno, zagryzając paznokieć w kciuku. Nie była pewna, ale zdawało się jej, że w samochodzie Dragneela nie ma żadnych pasażerów.
Wtem usłyszała huk, dobiegający z klatki schodowej. Był on tak donośny, że kot, leżący na oparciu tapczana, podskoczył ze strachu i wpadł z miauknięciem pod sofę. Lucy nie wiedziała, jak na to zareagować, ale kolejne, coraz głośniejsze hałasy i dziwne odgłosy dochodzące spoza mieszkania sprawiły, że dziewczyna postanowiła sprawdzić ich źródło.
Otworzyła drzwi wejściowe mieszkania i odruchowo cofnęła się o krok, gdy siedzący na wycieraczce mężczyźni prawie wpadli plecami do środka. Choć spoglądali na nią mocno przymrużonymi powiekami, dostrzegła u nich zaczerwienione białka, a śmiali się tak bardzo, że brakowało im tchu.
– Co wy odwalacie?
– Lucy! – zawołał euforycznie Natsu i z trudem wstając z podłogi, rzucił się na dziewczynę. Mocno ją do siebie przytulił, wciąż się śmiejąc. – Ej Lucy!
– No co – warknęła wściekle, próbując odsunąć od siebie Drangeela. Kątem oka, wręcz z przerażeniem dostrzegła, jak Fullbuster, również nie potrafiąc opanować śmiechu, wchodzi do mieszkania na czworakach.
– Wpadliśmy z Grayem na zajebisty pomysł! – kontynuował Natsu. – Spodoba ci się!
– Z pewnością – mruknęła, pełna wątpliwości.
W końcu wyswobodziła się z objęć swojego chłopaka i szybko zamknęła za nim drzwi, by przypadkiem nikt z sąsiadów Dragneela nie ujrzał ich w takim stanie. Nie mogła patrzeć, jak Natsu próbuje podnieść Graya i ile mają przy tym ubawu. Oni byli doszczętnie upaleni. Gdyby cudem miała jeszcze jakieś wątpliwości, w przekonaniu utwierdzał ją słodkawy zapach, którym chłopaki wprost przesiąknęli.
– Natsu, powiedz jej. Powiedz jej – powtarzał zadzierzyście Fullbuster. – Wciągnijmy ją w nasz plan!
Lucy, czując że to będzie po prostu hit, skrzyżowała ręce na piersi i przybrała groźną postawę.
– W co wy mnie chcecie znowu wciągnąć?
– Postanowiliśmy otworzyć własny interes – Dragneel odrzekł oficjalnym tonem, przy czym sarknął rozśmieszony własnym zachowaniem.
– Ale lepiej usiądź, bo to zetnie cię z nóg – dodał jego przyjaciel.
– W to akurat nie wątpię – przyznała Heartfilia, z ledwością zachowując powagę. Usiadła na sofie, zakładając nogę na nogę. – Już siedzę, możecie kontynuować.
– Założymy plantację na księżycu! – oznajmił chełpliwie Gray, a stojący za nim Natsu parsknął śmiechem.
Lucy przyglądała się im z fascynacją. Te imbecyle były z siebie dumne.
– Litości... Założycie plantację? Na księżycu? – dopytała dla pewności. – Ale czemu akurat na księżycu?
– Bo tam nie ma policji, ha! – zabłysł Dragneel.
Heartfilia potrzebowała chwili na oddech, by nie parsknąć.
– Natsu, ale ty jesteś z policji.
Dotąd jego przymknięte oczy otworzyły się szeroko. Pogrążając się w głębokiej zadumie, wyłączył się. Dostał przysłowiowego erroru mózgu.
– Lucy, i co myślisz? Czy to nie doskonały pomysł? – dopytywał podekscytowany Gray, nie zwracając uwagi na zawieszenie się przyjaciela.
– Taaak, jest wybitny! No aż dziw, że nikt wcześniej na to nie wpadł – przyznała cynicznie Lucy. Jej początkowe rozbawienie tą sytuacją zaczęło stopniowo maleć i ustępować zbulwersowaniu. – A pomyśleliście, kretyni, jak się na ten księżyc dostaniecie? Ja wam powiem jak – dodała, stając przed nimi, a Fullbuster, który chciał coś powiedzieć, zamknął usta. Po raz pierwszy od kilku minut mężczyźni nieco spoważnieli. – Wylądujecie tam w mgnieniu oka po tym, jak zaraz zadzwonię do Juvii i powiem, co żeście odjebali. Czy wy jesteście poważni?! Gray, a jak Juvia by się teraz gorzej poczuła, to co zrobisz? Pojedziesz do niej w takim stanie?! A ty, Natsu?! Pracujesz w policji, przecież robią wam testy na obecność takich rzeczy! I pomyśleć, że godzinę temu jeszcze mi prawiłeś morały, hah! Kurwa mać, na pięć minut was samych nie można zostawić!
– Ej, gwiazdeczko, uspokój się – Natsu próbował ją udobruchać. Posadził ją z powrotem na sofie, usiadł obok niej i zaczął głaskać po włosach. – Czemu jesteś taka nerwowa? Kurcze, ale ty masz mięciutkie te włosy.
– Jak mam się nie denerwować – warknęła, wściekle odtrącając rękę mężczyzny ze swojej głowy. – Zjaraliście się jak, jak... Aż brak mi słów!
– Dobra już skończ biadolić, bo od tego jęczenia to mi kłaki na dupie stają dęba – jęknął zirytowany Gray, machając trywialnie ręką. – A ty się Natsu nie dziw, że ona taka wkurzona. To jak z pijanymi i trzeźwymi.
– Mówisz, że moja gwiazdeczka jest zła, bo jest trzeźwa?
Na ich ustach znów zagościł szeroki, niecny uśmiech, a po skórze Heartfilii przeszedł dreszcz grozy.
– Nie, czekajcie – zaczęła, ale mężczyźni ją zignorowali. Na chwilę obecną była dla nich powietrzem.
– Jesteś geniuszem, Gray! – pochwalił go Natsu i raptownie wstał z sofy.
– Nie, on wcale nie jest geniuszem! – wołała Lucy, próbując ich uspokoić. – To już lepszym pomysłem była plantacja na księżycu!
Pomimo protestów, kilka minut później dziewczyna trzymała w dłoni odpalonego blanta.
– Ja nigdy nie paliłam. Nie chcę...
– Chcesz, chcesz – przekonywał ją Fullbuster.
– Nie ma się czego bać – zapewnił Dragneel, obejmując dziewczynę ramieniem. – Przecież w życiu nie pozwoliłbym, by stało ci się coś złego. Wiesz o tym, prawda?
Zlękniona, spojrzała w nieco przekrwione, lecz pełne oddania oczy ukochanego. Czując w nozdrzach intensywny, słodki zapach tlącego się skręta, westchnęła głośno.
– Prawda – przyznała i wreszcie się zaciągnęła.
...
Kilkanaście minut później w całym mieszkaniu unosił się szary dym. W tle słychać było przeboje Snoop Dogga, puszczone z laptopa Dragneela na YouTube. Cała trójka siedziała na sofie i w całości oddali się relaksacji.
Heartfilia nigdy przedtem nie czuła takiego wewnętrznego spokoju. Błogi, chilloutowy stan był czymś, czego potrzebowała. Chwili wytchnienia, zwolnienia i odprężenia. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją głos Natsu, który dotąd pogrążony był w rozmowie z Grayem.
– I jak, Lucy? Wszystko dobrze?
Gdy spostrzegła, że mężczyzna przygląda się jej z troską i uczuciem, jej serce zabiło dwukrotnie szybciej.
– Tak, wszystko dobrze – powtórzyła za nim i czule ułożyła głowę o jego bark. Zdała sobie sprawę, że nic, nawet żaden środek odurzający, nie działał na nią tak bardzo, jak bliskość Dragneela. Szczęście, jakim ją obdarzał, było największym i najbardziej uzależniającym narkotykiem, z jakim miała styczność.
– Ej, chłopaki, mam pomysł – zarzuciła nagle, wciąż otoczona ramieniem swojego chłopaka. – Musimy połączyć plantację z produkcją piwa! Browar wytwarza drożdże, a każde drożdże pożywiają się cukrem i wytwarzają duże ilości dwutlenku węgla, którą konopie zaabsorbują i wypuszczą w postaci tlenu! – Widząc, że mężczyźni nie ogarniają tematu, zachichotała. – Wiecie, co to oznacza? Będziemy mogli oddychać na księżycu!
Natsu i Gray spojrzeli po sobie. Z szoku i podziwu rozdziawili usta.
– Tak jest, lecimy na księżyc! Banzai, Lucy!
Dzień dobry! :D ja pierdykam, ale dawno rozdziału nie było! Ale, trza podkreślić, jak już jest to konkretny ^^. No jarania to ja się nie spodziewałam! A Gajeel będzie miał przesrane jak wróci do domu! Pomysł o plantacji mnie zmiótł, a zwieszony Natsu to mój dzisiejszy hit!
OdpowiedzUsuńNie martw się, nie zapomnieliśmy o Tobie ;) u mnie na razie wszystko ok, a jak u Ciebie?
Hejo :D Teraz rozdziały będą częściej :) A pomysł o plantacji jest z życia wzięły (ale nie mojego xD). I u mnie wszystko ok, dziękuję, że pytasz :* :D
UsuńRewelacyjny rozdział! Karuzela akcji dla naszej różowej landryny haha. Całe szczęście na końcu nastąpił błogi spokój :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! Życzę weny! <3
Cieszę się :D No niestety, ale landryna miał w tym rozdziale ciężki dzień, nie ma lekko xD.
UsuńDziękuję za wene jak i komentarz :*