Natsu z samego rana pojechał do prokuratury. Mając nadzieję, że zastanie Judego na miejscu, wszedł do jego biura, nie kłopocząc się tak trywialnymi czynnościami jak pukanie do drzwi
Prokurator na szczęście siedział za swoim pompatycznym, mahoniowym biurkiem, na którym spoczywała sterta dokumentów.
– Wynocha – warknął nieprzychylnie, dając do zrozumienia, by mu nie przeszkadzać. Z nosem utkwionym w papierach, nawet nie zerknął, kto odważył się zakłócać mu spokój. Natsu, nic sobie z tego nie robiąc, zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. Aktualnie fochy prokuratora były teraz ich najmniejszym problemem.
– Mam trop.
Tym krótkim zdaniem Dragneel sprawił, że Jude natychmiast oderwał się od wszystkich dotychczasowych sprawunków. Otwierając szerzej oczy, raptownie zerwał się z miejsca. Gdy tylko powściągnął swoje zdumienie, czym prędzej wysunął policjantowi krzesło, a samemu usiadł na skraju biurka.
– Mów.
Natsu ze szczegółami opowiedział mu to, czego sam dowiedział się od Graya – oczywiście zgrabnie pomijając źródło tych informacji. Kiedy skończył monolog, Jude podrapał się po brodzie, przeciągle mrucząc. Zaraz jednak ocknął się z zadumy i zeskakując z pulpitu, klepnął się w uda.
– Dobra, Dragneel! Prześledź, czy w okolicy Hosenki doszło do podobnych incydentów, co w Magnolii. Przejrzyj prasę, media, internet, co się da.
– Jasne.
– Ja w tym czasie odezwę się do znajomego. Hosenka nie podlega naszej jurysdykcji, więc bez zezwolenia od tamtejszego komendanta nie możemy tam podejmować żadnych działań. Ale załatwię to, potrzebuję tylko trochę czasu – dodał Jude. – To już wszystko?
Natsu, zerkając na pytające spojrzenie prokuratora, zamyślił się na moment. Prócz tożsamości informatora, pominął jeszcze jeden szczegół. Tym szczegółem był Sting Eucliffe. W normalnych okolicznościach na pewno by o nim wspomniał, ale te nawet nie zbliżały się do jakichkolwiek norm. Eucliffe wiedział za dużo o jego zażyłości w córką prokuratora, jak i o tym, co działo się pamiętnej, sierpniowej nocy w motelu. Gdyby Jude usłyszał teraz o Stingu, z pewnością chciałby z nim porozmawiać, a Eucliffe za nic w świecie nie przepuściłby okazji i do cna wykorzystałby sposobność do zrujnowania Dragneelowi życia.
– Tak, to wszystko.
…
Do południa zastanawiał się, jak załatwić sprawę z Eucliffem. Jedynym sensownym pomysłem, na jaki wpadł, było udanie się do aresztu śledczego z Laxusem. Sting jakiś czas temu boleśnie przekonał się na własnej skórze, że z Dreyarem rozmawia się krótko, zwięźle i na temat. Raczej tego nie zapomniał, więc obecność znajomego policjanta powinna rozwinąć mu język. Był tylko jeden problem…
Laxus stanowił wzór cnót. Tak ambitnego i skrupulatnego śledczego można było ze świecą szukać nie tylko w Magnolii, ale i całym Fiore. Na komendzie nazywali go człowiekiem o żelaznych zasadach, a współpracownicy, choć uważali go za sztywniaka o słabych nerwach, bardzo go cenili. Także z Erzą tworzyli w pracy zgrany duet, choć Natsu nie miał pojęcia, jakim cudem funkcjonowało to w praktyce. Młody Dreyar cieszył się powszechnym szacunkiem, absolutnie nie związanym z jego pokrewieństwem, jakie łączyło go z naczelnikiem wydziału kryminalnego. Niestety matka boska nie obdarzyła go poczuciem humoru. Na ich komisariacie wzajemne numery, wykręcane kolegom po fachu, były na porządku dziennym, ale dotąd nikt nie odważył się narazić Laxusowi. Zasada, że z tym człowiekiem się nie zadziera, była ich niepisanym prawem.
Jednym słowem, jeśli kawał z szałwią wyjdzie na jaw – a zapewne tak już się stało – to Natsu miał przejebane.
Świadomy niebezpieczeństwa, podjął ryzyko i udał się na komendę. Aż przystanął, zastając pół komisariatu przed gabinetem naczelnika, którego wrzaski roznosiły się po całej kondygnacji budynku.
– Aresztowałeś go za posiadanie ziołowej herbatki?! Laxus, do kurwy nędzy, co ty odpierdalasz? Módl się, żeby ten chłopak nie wniósł oskarżenia!
– Patrzcie, to Natsu! – zawołał roześmiany posterunkowy Jet, wskazując na niego palcem, a pozostali powodzili za nim wzrokiem. – Stary, możesz sobie kopać własny grób. Laxus ci tego nie daruje, haha!
– Ten numer z Grubym Droyem to był majstersztyk, ale szałwia? To zapisze się na kartach historii naszej komendy. Zadbamy o to, by ta legenda nie poszła w zapomnienie, bohaterze – rzekł prześmiewczo Gildarts, pocieszająco klepiąc skonfundowanego Dragneela po ramieniu.
Niespodziewanie drzwi od gabinetu Makarova otworzyły się na oścież i z hukiem uderzyły o sąsiednią ścianę. Zamęt, jaki chwilowo zapanował, był nie do opisania. Wszyscy zgromadzeni uciekli z korytarza niczym stado spłoszonych indyków. Wszyscy, prócz Natsu, który stanął oko w oko z rozsierdzonym Laxusem. Rejestrując wściekłość na jego poczerwieniałej twarzy, Dragneel pożałował, że nie czmychnął z pozostałymi. Przeszło mu przez myśl, czy nie lepiej byłoby pojechać do aresztu śledczego w pojedynkę, lecz koniec końców, w ostatniej chwili zatrzymał Dreyara na korytarzu, odważnie stając na wprost niego.
– Czego – „spytał” głosem, którym zrobiłby furorę jako wokalista grupy deahtmetalowej.
Natsu bezdźwięcznie przełknął ślinę.
– Pojedź ze mną do Eucliffa – zwrócił się z pomocą, licząc na łut szczęścia, że nie skończy zaraz jak drzwi naczelnika przed kilkoma sekundami; z hukiem wgnieciony w ścianę. – Potrzebuję cię.
***
– Niczego nie pamiętam – Sting zaśmiał się cynicznie. Spięty kajdankami, siedział w szerokim rozkroku na metalowym krześle i szyderczo rechotał się z siedzącego przed nim Dragneela.
– Wiesz, że sam sobie szkodzisz? – spytał Natsu, z dezaprobatą kiwając głową.
– Niczego nie pamiętam – Eucliffe powtarzał niczym mantrę. Dragneel zrozumiał, że nadszedł czas, by wyjąć swojego asa z rękawa.
– Przypuszczałem, że tak będzie. Dlatego przyprowadziłem kogoś, kto odświeży ci pamięć.
Mówiąc to, ze stoickim spokojem oraz bez żadnych przejawów emocji na twarzy, zostawił na moment aresztowanego. Opuszczając pokój przesłuchań, zerknął na lewo, gdzie czekał na niego Laxus. Stał oparty plecami o ścianę, ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej i marsową miną. Dreyar przez całą drogę do aresztu był tak nabuzowany, że Natsu nie pozwolił mu prowadzić samochodu i najwyraźniej zły humor nie opuścił go aż do tej pory. Nawet dobrze się składało – pomyślał Dragneel. – Jak Sting zobaczy go w takim stanie, to załatwienie sprawy powinno być kwestią minut.
– I co? – burknął Laxus, nie zmieniając swojej pozycji.
– I nic – westchnął, podchodząc bliżej. – Wykręca się, że niczego nie pamięta.
Dreyar wymamrotał coś pod nosem i odbił się od ściany.
– Jak sobie z nim pogadam, to przypomni mu się smak opłatka z pierwszej komunii – żachnął, kierując zdecydowane, gniewne kroki w stronę pokoju przesłuchań.
…
Śledczy zmierzali do wyjścia z aresztu śledczego, idąc jak na skazanie.
– Gdybyśmy go mieli u siebie na komendzie, to inaczej bym z nim porozmawiał – stwierdził Laxus z cichym oburzeniem. Jemu także nie udało się niczego wyciągnąć od Eucliffa i widać było, że go to męczy. – Kurwa mać.
– Daj spokój, Laxus – rzucił mu Natsu przez ramię, przechodząc przez bramkę wykrywającą metal. – Zrobiłeś, co mogłeś.
Mężczyźni bez problemu przeszli kontrolę, po czym podeszli do funkcjonariusza więziennego, siedzącego za okratowanym okienkiem. Ze znudzeniem lustrując sylwetki policjantów, wysunął do nich ciężką, otwartą księgę ewidencyjną.
– Porozmawiam jeszcze z komisarzem Colbontem – zaproponował Dreyar, jako pierwszy składając podpis w odpowiedniej rubryce. – On zna paru klawiszy, to może załatwimy tej szui porządne przeszukanie w celi.
– Jestem twoim dłużnikiem. Dzięki – przyznał uradowany Dragneel i schylił się, by także podpisać się w księdze. Każdy, kto odwiedzał zatrzymanych w areszcie musiał to zrobić, oczywiście po wcześniejszym wylegitymowaniu się. Dlatego też, kiedy dostrzegł, że nie tylko oni odwiedzili Stinga, zmarszczył gniewnie brwi. Wręcz natrętnie wwiercał się wzrokiem w nazwisko „Orlando”.
– Ekhm! – donośnie odchrząknięcie zwróciło jego uwagę. Odwracając się za siebie z długopisem w dłoni, Natsu napotkał wzrok Laxusa, mrożący krew w żyłach.
– Ej, co ty tak nagle… – zaczął niepewnie, nie wiedząc, o co mu chodziło.
– Jak chcesz mi podziękować, to wyjaśnij nieporozumienie z tą jebaną szałwią u naczelnika. Nie znam szczegółów i nawet nie chcę ich znać, ale wiem, że to twoja sprawka, Dragneel. Masz to odkręcić.
Co miał zrobić… Chyba nie miał wyjścia.
– Dobra – jęknął, nie kryjąc rozgoryczenia, ale mocno ścisnął wyciągniętą na zgodę dłoń Laxusa.
***
Lucy i Levy właśnie wychodziły ze szkoły z resztą uczniów, gdy McGarden niespodziewanie się zatrzymała. Przystanęła, jakby jej nogi nagle odmówiły posłuszeństwa. Heartfilia ze zwątpieniem obserwowała niedowierzanie, wymalowane w jej wpatrzonym przed siebie wzroku. Zaciekawiona, spoglądnęła w tą samą stronę, próbując zrozumieć, co wywołało tę dziwaczną reakcję u jej przyjaciółki. Zrozumiała ją, gdy po chwili, w tłumie rozchodzących się licealistów, dostrzegła stojącego na wprost nich Gajeela.
– Levy… – zaczęła Lucy, lecz zaraz zamilkła, widząc jak mimika na twarzy McGarden zmienia się w zastraszającym tempie. Już nie była skołowana. Kipiała z wściekłości. – Levy! – zawołała za nią, ale było już za późno. Dziewczyna zacisnęła mocno pięści, a usta ściągnęła w wąską linię. Sekundę później omal nie biegła do swojego chłopaka, który ze skruchą oczekiwał jej pierwszego kroku.
– Gajeel, ty draniu!
– O ja pierdykam, jaki wstyd… – Lucy protekcjonalnie zakryła oczy jedną ręką, kiedy wrzask McGarden zwrócił uwagę kilkunastu uczniów. W tamtej chwili ta drobna, filigranowa dziewczyna przypominała mini-taran, który mógłby zniszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze. Lepiej było się w to nie mieszać.
Obserwując z bezpiecznej odległości, jak rozwścieczona Levy wyrzuca Redfoxowi, odniosła wrażenie, że dziewczyna zaraz zacznie pluć jadem. Chłopak próbował ją uspokoić, jednak ten zamysł był z góry skazany na porażkę. McGarden musiała wyrzucić z siebie całą złość, jaką zdołała w sobie nagromadzić w ciągu ostatniej doby. Suszyła mu głowę, raz po raz uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. Przez jakiś czas facet przyzwalał jej na takie zachowanie i stał niewzruszony, lecz w końcu złapał Levy za nadgarstki i dobitnie wtrącił się jej w zdanie. Z przejęciem tłumaczył coś dziewczynie, która nieoczekiwanie wyrwała dłonie z jego objęć i z impetem uderzyła go z otwartej ręki w policzek.
– Idiota! – ryknęła tak głośno, że nawet Lucy, która na ten widok zdębiała ze strachu, wyraźnie to usłyszała.
Heartfilia myślała, że doczekała się końca ich rozmowy, lecz wtedy McGarden złapała zszokowanego Gajeela za rozpiętą kurtkę, siłą przyciągnęła go w dół i pocałowała.
Zrozumiała, że nic tu po niej. Poprawiła ramiączko plecaka i z pobłażliwym uśmieszkiem udała się niepostrzeżenie w swoją stronę. Jutro porozmawia sobie z przyjaciółką, dziś nie powinna im przeszkadzać.
– Ej, Lucy!
Była kilkaset metrów dalej, gdy usłyszała głos Gajeela. Zdziwiona, zwróciła głowę w jego kierunku i zauważyła, że obejmująca go w pasie Levy niemal zniknęła w jego szerokich ramionach.
– Podziękuj mu!
Lucy pojmując przekaz Redfoxa, uśmiechnęła się szeroko i wysoko uniosła kciuka w górę.
– Ech – westchnęła jakby zmęczona, gdy tylko się od nich odwróciła. Jak to dobrze, że ona nie kłóciła się w ten sposób z Natsu…
***
Natsu ostatnie dni spędzał na sprawdzaniu wiadomości z Hosenki. Trochę mu to zajęło, jednak baczne śledzenie przyniosło wreszcie efekt – w końcu dokopał się do istotnych informacji. Od samego początku wierzył, że doniesienia Graya okażą się strzałem w dziesiątkę, jednak prawdę powiedziawszy wolałby, by było inaczej. W przeciągu ostatnich miesięcy z Hosenki i okolic doszło do zaginięć aż trzech studentek i dwóch nastolatek, z czego jedna miała zaledwie piętnaście lat.
Wszystko wskazywało na to, że grupa przestępcza od dawna działała również poza granicami Magnolii. Niestety.
Sprawa zaginięć do reszty pochłonęła Dragneela. Był zaangażowany tak bardzo, że kiedy Lucy przebywała u niego w domu, on praktycznie siedział wpatrzony w laptopa. Zdarzyło się również, że zasiedział się na komisariacie tak bardzo, że przegapił przerwę Heartfilii w kawiarni.
Musiało ją to strasznie irytować, ale ani raz się mu nie poskarżyła.
Znów wpatrzony w laptopa, kątem oka zerknął na blondynkę. Siedziała nieopodal niego i zabawiała kota wędką z przyczepionymi do niej piórkami. Uśmiechała się czułe, a Happy był wniebowzięty.
Początkowo ten widok rozmiękczył mu serce, lecz po chwili Natsu zmarkotniał.
– Przepraszam.
Zaskoczona Lucy opuściła nieco kocią zabawką, a Happy, łapiąc okazję, położył się na plecach i zachłannie złapał piórka między łapki.
– Za co ty mnie przepraszasz? – parsknęła wręcz rozbawiona, trzepocząc oczami.
– Za to, że cię zaniedbuję? – Dragneel furknął ledwo słyszalnie i z powrotem wpatrzył się w monitor, który rozświetlał mu twarz. – Widzę, że cię to wkurza.
Czuł, że Heartfilia natarczywie mu się przygląda, ale nie zareagował. Dopiero, gdy dziewczyna odłożyła wędkę, usiadła za nim okrakiem i dłońmi oplotła mu kark, ostrożnie zamknął laptopa. Chichocząc, naparła całym torsem na jego plecy i mocniej oplotła go wokół szyi.
– Nie wkurza mnie to. Po prostu mi ciebie brakuje. Tęsknię za tobą… – wychyliła się, by owiać szeptem jego ucho, do którego zaświegotała niczym słowik. – Ale przecież rozumiem. To twoja praca, musisz się na niej skupić. Im szybciej się z tym uporasz, tym prędzej będę cię miała tylko dla siebie, tak? Więc skup się – powtórzyła. – Pełna koncentracja, panie Dragneel!
I jak on niby miał się skupić w takich warunkach? Jeśli na Happiego najlepszą przynętą były piórka na wędce, dla niego z pewnością była to Lucy. Nieważne, czy kusiła go kobiecymi walorami, wachlowała rzędem rzęs, które otaczały jej duże, orzechowe oczy, czy hipnotyzowała go pociągającym głosem – nic i nikt nie mogło go bardziej rozpraszać, niż ta zawadiacka kokietka. Ani teraz, ani kiedykolwiek.
Wykorzystując pozycję Heartfilii, przyłożył palce pod jej podbródek i nakierował jej twarz do siebie. Jęknęła mu w usta, zdumiona nagłym, intensywnym pocałunkiem.
– Natsu! – pisnęła speszona, ale i wyraźnie zadowolona. Szczęśliwa.
– Obiecuję, że niedługo ci to wynagrodzę, gwiazdeczko – przysiągł, łobuzersko mrugając do niej okiem i obdarowując kolejnym, szybkim całusem.
Ot taki luźny rozdzialik, powoli wprowadzający konkretniejszą akcję. Niedługo skończy się ta sielanka, także tego typu rozdziały są jak ostatnie promienie letniego słońca - wiecie, że wkrótce ich wam zabraknie xD.
Mam nadzieję, że wszyscy wciąż trzymacie się zdrowo i dzielnie, a siedzenie w domach nie niszczy wam doszczętnie psychiki... U mnie to już różnie bywa :'D
PS. Nie mam pojęcia czemu, ale nie mogę napisać komentarzy 😨😱! Wywala mnie ze strony po prostu... O akapitach, które są, ale ich nie widać, nie wspomnę. Naprawdę zaczynam się zastanawiać nad wstawianiem tego opowiadania wyłącznie na wtt... Ech, zobaczymy jak to będzie ;)
TRZYMAJCIE SIĘ, DZIUBY! Młuuua! 😻 :***
Super fajny rozdział. Scena z Gajeelem i Levy mnie nawet rozczuliła, słodka para haha.
OdpowiedzUsuńNie zapowiadaj końca tej sielanki bo się stresuję:( Niech żyją spokojnym, słodkim życiem:(
Buziaki, życze weny! <3
Przepraszam, nie chciałam cię stresować :D Ale wiesz jak jest, życie to nie bajka, nie drapie po jajkach... :'D.
UsuńAle spokojnie, choć może nie spokojnie, to jeszcze słodko będzie... Przez jakiś czas xD
Wiedziałam, że Levy nie będzie się długo gniewać na Gajeela, ale dobrze że pokazała pazury! Oj zapowiada się niebezpieczna akcja, czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńMiała powód, by za długo się nie złościć, ale o tym w następnym rozdziale ;).
Usuń