— Szefie, sierżant Dragneel chciałby pana o czymś poinformować.
— Dzięki za zaanonsowanie, Laxus. Sam bym nie dał rady — burknął niezadowolony Natsu, przelotnie zerkając za siebie na młodszego Dreyara.
Lądując „na dywaniku” w gabinecie Makarova, czuł się jak pomiędzy młotem, a kowadłem. Z jednej strony miał przed sobą naczelnika, który przyglądał mu się z marsową miną, a z drugiej… Nawet nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że Laxus, czając się za nim niczym kat z toporem, również na niego spogląda. Czuł zarówno jego oddech na karku, jak i natarczywy wzrok, którym wwiercał mu dziurę w plecach.
— Do jasnej cholery, Dragneel, przestań się we mnie wpatrywać jak w pańskie objawienie i wyduś to z siebie. O co chodzi?
Nastu nie miał pojęcia, czy Laxus w ten sposób chciał go pokrzepić, czy pogonić, ale gdy poczuł palce Dreyara, opasające się na jego barku, wąsko zacisnął usta. Miał wrażenie, że jego kości stały się nagle bardzo kruche i lada moment mogą pęknąć pod naporem nacisku człowieka, który chyba za dzieciaka kąpał się z Obelixem w kociołku Panoramixa.
Wciąż spoglądając w zniecierpliwione spojrzenie Makarova, odsunął się od Laxusa na krok i wziął głęboki wdech. Był tu w jednym celu — właśnie miał przyznać się naczelnikowi do jednego z największych numerów, jakich dokonał na komisariacie. Nie było mowy, by ten wybryk uszedł mu na sucho.
Widział z tej sytuacji jedno racjonalne wyjście.
— Chodzi o tą całą sytuację z szałwią — zaczął Natsu, a Makarov poruszył się niespokojnie na swoim krześle.
— Dragneel?! — uniósł głos.
— Zanim się przyznam, że to moja sprawka, proszę mnie wysłuchać!
Zeszłego wieczoru, gdy rozmawiał ze swoją dziewczyną przez telefon, Lucy przekazała mu podziękowania od Gajeela. Prócz tego, opowiedziała historię o rabanie, jaki jej przyjaciółka narobiła przed szkołą, dorywając Redfoxa w swoje ręce. Rzekomo tłumaczył się jej chorą ciotką, dla której zbierał pieniądze na operację serca w Bosco.
Było to dość żałosne i kompletnie nie w jego stylu, ale jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.
Niemal jednym tchem, w niezbyt ckliwy, lecz dość poruszający sposób, przedstawił Gajeela jako dobrego chłopaka z trudną sytuacją życiową.
— Wiem, szefie, postąpiłem niewłaściwie i jestem gotów ponieść tego konsekwencję, ale nie mogłem pozwolić, by jeden zły wybór miał przekreślić życie tego dzieciaka. Biedne serce tej kobiety nie zniosłoby faktu, że jej siostrzeniec, ostatnia osoba, która jej została, spędzi kilka najbliższych lat za kratkami i to praktycznie z jej powodu.
— Nie odwracaj kota ogonem! — parsknął Laxus, którego wzruszająca opowieść o chłopaku i jego ciotce nie ruszyła ani odrobinę. — Sfingowałeś dowody, by ratować tyłek zatrzymanego i jeszcze robisz z siebie bohatera?!
Powieki Makarova zwęziły się niebezpiecznie.
— Dobra, może i to zrobiłem — kontynuował Natsu, licząc już chyba wyłącznie na łaskę stwórcy. — ale dzięki temu chłopak z nami współpracował. Podał nam cały gang Phantom Lord jak na tacy. Złapałeś zwykłego wróbla, Dreyar. Cieszyłeś się z tego, bo lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Ale dzięki temu, że wypuściłem wróbla, mamy teraz całe stado zasrańców w garści.
Laxus ze złości aż poczerwieniał na twarzy, co jedynie usatysfakcjonowało Dragneela.
— On nie pierwszy i nie ostatni, który w imię czegoś większego łamie prawo! Prawo trzeba re-spe-kto-wać! — krzycząc prosto w twarz Natsu, zaakcentował sylabami ostatnie słowo. — Każdy musi ponosić konsekwencję swoich czynów! Nie możemy robić wyjątków, nawet dla jakiegoś Redfoxa i jego chorej cio…
Pięści Makarova uderzyły w blat biurka z takim łoskotem, że w gabinecie momentalnie zrobiło się cicho. Zaskoczeni policjanci spojrzeli na wzburzonego staruszka.
— Powiedziałeś „Redfoxa”? — Trzymając się brzegów mahoniowego mebla, wstał z krzesła. — Dragneel, jak nazywa się ciotka tego młokosa?
— Nie mam pojęcia — wyznał zgodnie z prawdą, nieco zmieszany reakcją Makarova.
— To się, kurwa, dowiedz! A jeśli masz szczęście i pamięć mnie nie zwodzi, czeka cię awans.
— Awans? — policjanci zawołali jednocześnie.
— Czy ja dobrze słyszałem?! — dopowiedział Laxus, wytrzeszczając oczy na swojego dziadka.
— Tak, Dreyar, dobrze słyszałeś — warknął gniewnie naczelnik, przekierowując na niego rozsierdzone spojrzenie. — I przy okazji, przestań się zachowywać jak pieprzona skarżypyta. Nie przyłaź do mnie za każdym razem, gdy ktoś ci dokuczy! Zatrzymałeś się rozwojem w przedszkolu, czy co?!
Funkcjonariusze zerknęli po sobie. Natsu omal nie zaśmiał się bezczelnie prosto w twarz młodemu Dreyarowi, który wyglądał, jakby chciał dokonać na nim morderstwa pierwszego stopnia.
Dragneel uznał, że to idealna chwila, by opuścić gabinet naczelnika. Salutując Makarovowi w żartobliwy sposób, ominął zbesztanego jak dziecko Laxusa i tyle go widziano.
Zmierzając dziarskim krokiem przez korytarz komisariatu, z trudem nie wybuchł gromkim, triumfalnym śmiechem. Był pewien, że nie zdoła wykaraskać się z tej kabały, a tu taka niespodzianka!
— Natsu! — usłyszał za sobą ryk Laxusa, ale nie zatrzymał się.
— O co ci chodzi? Przecież przyznałem się, jak chciałeś! — rzucił przez ramię i przyspieszył kroku. Stanięcie z Laxusem twarzą twarz było czymś, czego wolał teraz raczej uniknąć.
Lucy punktualnie o dwudziestej skończyła swoją zmianę w kawiarni. Ledwo wyszła z 8-Island, poczuła pieczenie mrozu na policzkach. Dało się odczuć na własnej skórze, że nadszedł grudzień.
Zmierzała na przystanek autobusowy, gdy wystraszył ją donośny dźwięk samochodowego klaksonu. Zatrzymując się raptownie i odwracając głowę na lewo, pojęła, że stoi przed dobrze jej znanym, srebrnym audi a3. Przyglądając się, dostrzegła także ojca, machającego do niej z miejsca kierowcy.
Poczuła ciężkość w żołądku na myśl, co by było, gdyby zobaczył ją teraz z Natsu. Na szczęście ostatnio poprosiła Dragneela, by nie odwiedzał jej w kawiarni i zajął się swoją pracą.
Otrząsając się z chwilowej konsternacji, chyżo wskoczyła do auta i usiadła obok Judego.
— Coś się stało, że tu jesteś? — spytała, nie kryjąc zdumienia jego obecnością.
— Skończyłem dziś wcześniej i pomyślałem, że przyjadę po ciebie.
— Mogłeś zadzwonić. Uprzedzić — upomniała ojca, pocierając zmarznięte dłonie.
Na czole Judego pojawiła się niewielka bruzda.
— Zimno dziś, to nie chciałem, żebyś marzła na przystanku. Nie wiedziałem, że to coś złego — burknął oschle, przekręcając kluczyki w stacyjce.
Lucy poczuła się źle, rozumiejąc, że nieprzychylnie osądziła wyłącznie dobre chęci rodziciela. Nie chciała go urazić i mimo wszystko szczerze doceniała jego gest.
— Dziękuję, tato — odrzekła, gdy byli już w drodze.
Jude nie odpowiedział, jednak zmarszczka między jego ściśniętymi brwiami wygładziła się.
Zanim ktokolwiek przerwał ciszę, w samochodowym radiu zdążyli nadać do końca dwa utwory muzyczne. Na zewnątrz zaczął prószyć śnieg.
— Jak tam w pracy? — zagaił wreszcie Jude. Lucy, która ze znudzeniem obserwowała mijany krajobraz miasta, uniosła głowę, dotąd opartą o szybę i wyprostowała się na siedzeniu.
— Wszystko okej. A u ciebie? — spytała, głównie z grzeczności, bo prawdę mówiąc nie bardzo ją to interesowało.
— Dobrze. Nawet bardzo. — Na ustach ojca pojawił się cień megalomańskiego grymasu. — Mamy postęp w śledztwie. Najprawdopodobniej będę musiał niebawem wyjechać na jakiś czas. Za tydzień, może nieco wcześniej. Mam nadzieję, że zdążę wrócić do Magnolii przed gwiazdką…
Lucy spojrzała na niego z szerzej otwartymi oczami. Nie wiedziała, co ją bardziej zaskoczyło — usłyszana informacja, czy fakt, że ojciec nie odzywał się do niej zdawkowo. Przynajmniej nie tak bardzo, jak zazwyczaj.
Próbowała wypytać ojca o szczegóły śledztwa, jednakże nie zdołała wyciągnąć z niego nic więcej. Nieco rozdrażniona, przygryzła dolną wargę i ponownie spojrzała w stronę okna.
Służbowe wyjazdy Judego pod jednym względem zawsze wyglądały tak samo — nigdy nie było wiadomo, kiedy z nich wróci. Zmartwioną Lucy tchnęło złe przeczucie, a jej umysł zaczęła dręczyć jedna myśl: czy to oznacza, że Natsu także będzie musiał wyjechać?
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Nic nie zwiastowało, by ten dzień niósł ze sobą jakieś niespodzianki. Zarówno Jude, jak i Lucy byli w błędzie.
Wchodząc do domu po ciężkim dniu, zaczęli rozbierać się w przedpokoju z wierzchniej odzieży. Wtedy z kuchni dobiegł do nich głos rozmawiającej z kimś Layli.
— Daje radę, tylko przez tą dorywczą pracę w kawiarni ostatnio zaczęła zaniedbywać szkołę, szczególnie historię.
— Cóż, nigdy za nią nie przepadała. — Layli odpowiedział serdeczny, kobiecy głos o kojącej barwie. — Od małego opowiadania o królach usypiały ją lepiej od kołysanek.
W sercu Lucy wybuchł prawdziwy pożar. Zapowietrzyła się z radości i nie zważając, że wciąż ma na sobie buty, przepchnęła się przez schylonego po neseser Judego. Omal go nie przewracając, wbiegła wgłąb domu.
— Fakt, pod tym względem nie wdała się za tobą — kontynuowała Layla. — Ale skoro tu jesteś, może mogłabyś jej nieco…
— Babciu!
Pełen radości wrzask przerwał kobietom rozmowę. Obie spojrzały w stronę pędzącej nastolatki, przy okazji dostrzegając, jak zdezorientowany Jude stoi w progu salonu i upuszcza teczkę na podłogę. Z pewnością nie wyglądał na zachwyconego.
— No gdzie w tych buciorach! Cały salon zaraz będzie w błocie!
Lucy, zupełnie głucha na upomnienia matki, z impetem wpadła w wyciągnięte ramiona swojej babci. Uśmiechając się od ucha do ucha, z całych sił objęła tulącą ją kobietę.
— Ale wyrosłaś, ty mój słodki kurczaczku!
— Przestań, proszę — jęknęła nieco zażenowana, z policzkiem wciśniętym w pokaźny biust babci. Mimowolnie do jej nozdrzy przedostał się dobrze znany Lucy zapach perfum Coco Chanel, towarzyszący kobiecie od zawsze.
Sentymentalne uczucie, jakie w tej chwili doznała… To było jak powrót do przeszłości. Na ten krótki moment wróciła wspomnieniami do szczęśliwego dzieciństwa. Szczęśliwego w głównej mierze właśnie dzięki niej, ukochanej babci Ani.
— Co tu robisz? — spytała entuzjastycznie, nieznacznie odsuwając się od rozpromienionej kobiety. Przyjrzała się jej dokładniej. Pomimo, że Anna miała na karku nieco powyżej sześćdziesięciu lat, z pewnością na tyle nie wyglądała. Nie jedna kobieta w tym wieku chciałaby mieć taką figurę i promienną, zdrową cerę, jak ona.
— Przyjechałam na święta.
— Na święta, heh. — Do rozmowy dołączył Jude, który wreszcie ocknął się z szoku i wszedł do salonu. — Co tak późno, Anno? Halloween był miesiąc temu. Sabat w Salem się przedłużył, czy nie mogłyście z koleżankami znaleźć ofiary do złożenia?
W całym domu zapadła pełna napięcia cisza. Lucy, wciąż wpatrzona w niewzruszoną babcie, dostrzegła w jej oczach przebłysk drwiny.
— Zaproponowałabym im ciebie, ale potrzebowały czegoś innego, niż ofiary losu…
— Jak ci minął lot, mamo?! — wtrąciła wyrywnie Layla z nerwowym chichotem. Podchodząc bliżej Anny, karcąco zerknęła na męża, który po raz kolejny prychnął pod nosem. Nawet Lucy wiedziała, że tej machiny nie da się już zatrzymać.
— Mama do nas przyleciała?! — zawołał teatralnie zaskoczony Jude. — A gdzie zaparkowałaś miotłę, bo pod domem jej nie widziałem?
— Ta miotła ma więcej włosów, niż ty na głowie — odrzekła ukontentowana Anna, w mig pozbywając się kpiącego wyrazu z twarzy zięcia.
— No i znowu się zaczęło — westchnęła zrezygnowana Layla, dłonią rozmasowując skronie. By spowolnić nadejście nieuniknionej katastrofy, jaką była zbliżająca się konfrontacja jej męża i matki, czym prędzej pogoniła domowników do posiłku, który przygotowała na dzisiejszy wieczór.
Lucy z niemałym zdziwieniem przyglądała się cielęcej pieczeni na stole. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz matka przygotowała tak wystawną kolację. Tak samo nie mogła sobie przypomnieć, kiedy jadła w tak przyjaznej atmosferze.
Anna jak zwykle była pełna życia i wprost tryskała energią, roztaczając wokół siebie radosną aurę. Niestety chyba tylko jej wnuczka tak to postrzegała. Layla wyglądała, jakby siedziała na kiju zamiast krześle, a Jude niczym obrażone dziecko nawet nie raczył tknąć jedzenia. Po kilku minutach wstał od stołu, oznajmiając, że musi gdzieś pilnie zadzwonić.
Lucy w tym czasie z przejęciem opowiadała Annie o swoim zaangażowaniu w akcję charytatywną, która została zorganizowana dla krewnej jej znajomego. Zbierano środki zarówno na sam zabieg, jak i na wyjazd do stolicy sąsiadującego z Fiore Bosco, gdzie umieszczony był ośrodek, specjalizujący się w skomplikowanych operacjach serca. Całe przedsięwzięcie zyskało ogromny rozgłos po tym, jak do pomocy dołączyła sama magnolska policja, jednak dziewczyna oszczędziła szczegółów na ten temat.
W tym samym momencie, w którym Jude wrócił do stołu, Lucy poczuła wibracje w kieszeni spodni. Wciąż rozmawiając z babcią, sięgnęła po telefon i zerknęła na jego ekran. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że obiecała dziś zadzwonić do Natsu.
Przepraszając, zerwała się z miejsca i pobiegła na górę, do swojego pokoju, gdzie natychmiast oddzwoniła do swojego chłopaka.
— Lucy…
— Zupełnie wyleciało mi z głowy, że miałam zadzwonić! — wyrzuciła z siebie jednym tchem, wchodząc mężczyźnie w słowo.
— Nie widzieliśmy się parę dni i już o mnie zapominasz? — Na dźwięk jego fasadowo naburmuszonego tonu, zaśmiała się cicho.
— Daj spokój, głupolu. Mamy gościa — sprostowała, opadając plecami na materac łóżka.
— No właśnie słyszałem, że odwiedził was sam Belzebub z czeluści piekieł. Co tam się u was dzieje?
— Belzebub? Moja babcia przyjechała na święta, nieco wcześniej, niż zapowiadała. A ty skąd o tym wiesz? — dociekała, powoli łącząc ze sobą fakty.
— Och, a więc o to mu chodziło…
— Natsu? — Zmarszczyła nos, gdy zaczął mówić półszeptem. — Co jest?
— Przed chwilą dzwonił do mnie twój ojciec — odrzekł już głośniej. — Jutro z samego rana wyjeżdżam z nim służbowo do Hosenki.
Lucy momentalnie poderwała się do siadu. Zdezorientowana, miała litanię przekleństw na czubku języka, lecz przez dłuższy moment nie odezwała się słowem. Początkowe zdumienie zaczęło przeradzać się w złość, aż finalnie ewoluowało do smutku, kującego w serce jak drzazga.
Obydwoje wiedzieli, co to oznacza.
— To kiedy się znowu zobaczymy? — spytała posępnie.
— Nie mam pojęcia, gwiazdeczko.
Słysząc swoje myśli z ust Natsu, pożałowała, że w ogóle zadała to pytanie.
Oderwana od rzeczywistości, leżała w wannie wypełnionej wodą po brzegi. Smętnie wpatrywała się w wiadomość, którą wysłała Dragneelowi niespełna godzinę temu.
„Tak bardzo chciałabym cię teraz zobaczyć”. To jedno zdanie bezustannie odbijało się w jej głowie — zupełnie jak rzewne westchnienie o łazienkowe kafelki, które samo wyrwało się z jej płuc.
Oczywiście rozumiała jaką Natsu miał pracę i liczyła się z tym, ale zaczęła żałować, że jednak nie przycisnęła go w ostatnich dniach do poświęcenia jej choć odrobiny czasu. Te kilka dni bez niego sprawiły, że wręcz usychała z tęsknoty. Brak jego obecności zaczął uświadamiać Lucy, jak bardzo się do niego przywiązała i ile on dla niej znaczy.
Myśli o nim tak bardzo ją pochłonęły, że gorąca woda zdążyła ostygnąć.
— Egoistka ze mnie — mruknęła pod nosem, ostatni raz zerkając na wysłanego smsa i wyszła z wanny, a po kilku minutach z łazienki. Zauważyła, że na parterze światła są pogaszone, a z sypialni rodziców dobiegało ciche pochrapywanie ojca. Najwyraźniej wszyscy domownicy już spali, więc chyłkiem, by nikogo nie zbudzić, wróciła do swojego pokoju. Również szykując się do snu, podłączyła telefon do ładowarki, a ten po chwili zawibrował, obwieszczając nową wiadomość. Dochodziła pierwsza w nocy, kto mógł do niej pisać o tej porze?
Natsu: Okno
Czytając tego krótkiego smsa, zamrugała powiekami.
— Co…? — wymamrotała i szybko się reflektując, spojrzała na okno. Niepewnie do niego podeszła i ostrożnie, po cichu otworzyła. Ziąb z dworu nieprzyjemnie owiał jej twarz i ramiona, ale mimo to wyjrzała na zewnątrz. Rozwarła usta w niedowierzaniu, gdy dostrzegła Dragneela na swojej posesji. Stał z rękoma w kieszeniach spodni i patrzył na nią z dołu, przyodziany w swój firmowy, zawadiacki uśmiech. Pomimo temperatury zbliżającej się do zera, miał na sobie wyłącznie czarny, obcisły polar.
— Co ty wyprawiasz, do cholery! — szepnęła gniewnie, nie mogąc uwierzyć w jego lekkomyślność.
— Spełniam twoje życzenie — odpowiedział, spokojnie podchodząc bliżej. — Pisałaś, że chcesz mnie zobaczyć, no to jestem.
Jej serce zamarło, gdy Natsu złapał za rurę spustową od rynny i zaczął się wspinać po elewacji.
— Złaź! — syknęła, ale mężczyzna jej nie posłuchał i kilka sekund później znalazł się na pierwszym piętrze. Ucieszony, zwinnie usiadł na wewnętrznym parapecie, zamknął za sobą okno i nic nie robił sobie z rozwścieczonego spojrzenia Heartfilii.
— Ty jesteś poważny? A gdyby cię ktoś zauważył? A gdybyś spadł?! Kaskader od siedmiu boleści! — Przy ostatnim zdaniu niemal krzyknęła.
— Lucy, ciszej.
— Ty coś piłeś? — fuknęła, pozornie ignorując sugestię Dragneela, lecz faktycznie znacznie ściszyła głos.
— No coś ty — zarzekł się z ręką na sercu, a zdegustowana Lucy pokiwała głową.
— Oszalałeś — wygarnęła mu z wyrzutem, na co Natsu zaśmiał się podstępnie.
— I to do reszty. Na twoim punkcie.
Zdębiała, gdy zeskoczył z parapetu, pospiesznie ściągnął z siebie polar i rzucił nim w kąt pokoju. Na widok jego nagiego, wyrzeźbionego torsu nabrała głęboko powietrza. Niestety nie zdołała zbyt długo nacieszyć oczu, gdyż mężczyzna niemal natychmiast złapał ją za kark i przyciągając do siebie, chciwie wpił się w jej uchylone z konsternacji usta.
Całując ją bez opamiętania, poprowadził ich po omacku do łóżka, na które opadli z rozmachem. Lucy, przygnieciona jego ciałem, nie była w stanie nadążyć za tym, co się właśnie dzieje. Nim się spostrzegła, dłoń Dragneela znalazła się pod jej bluzką. Mężczyzna, korzystając, że nie miała na sobie stanika, zapalczywie złapał ją za pierś.
— Nie nosisz bielizny do spania, zboczuszku?
— Natsu, błagam cię…
— Błagać to ty dopiero będziesz. — Wstając, złapał ją za biodra i szarpnięciem przyciągnął na skraj łóżka.
Nagle Natsu zniknął Lucy z pola widzenia. Uniosła się na łokciach, lecz wtedy poczuła, że mężczyzna jednym ruchem zdjął z niej krótkie, satynowe spodenki. Speszona, ściśle złączyła nogi usiłując zasłonić łono. Na nic się to zdało, gdy Natsu złapał ją za kolana i kucając, rozsunął je z niecnym uśmieszkiem. Drgnęła, gdy poczuła po wewnętrznej stronie ud jego rozgrzane wargi oraz nieco szorstkie dłonie. Świadomość, że ma on przy tym niczym nieskrępowany widok na jej kobiecość, wprowadzał ją w najwyższy stan skonsternowania.
— Przestań — poprosiła półgłosem i złapała Dragneela za głowę, próbując go od siebie odsunąć. Zamarła, kiedy spojrzał na nią, bezczelnie napawając się jej strapieniem. Chwilę później wyczuła gorący oddech między nogami i koniuszek języka na łechtaczce.
— Nie — zaszczebiotała, impulsywnie spinając mięśnie, jednak Natsu, głuchy na jej prośby, przycisnął jedną dłoń do jej podbrzusza i z oddaniem kontynuował swoje umizgi.
Nigdy przedtem nie doświadczyła takich doznań. Ustami i językiem doprowadzał ją do szaleństwa, przyprawiał o zawroty głowy. Po prostu odpłynęła.
— Jaka smaczna — wymruczał z uwielbieniem, a Lucy mocno zamknęła powieki.
Słowa Dragneela sprawiły, że osiągnęła apogeum wstydu, ale było jej zbyt dobrze, by mu przerwać. Walcząc z dręczącym ją zaambarasowaniem, przestała odpychać od siebie mężczyznę. Dopuszczając go do siebie, opadła głową na miękką kołdrę i wplotła palce w jego rozmierzwione włosy. Mocno za nie pociągnęła, gdy Natsu pogłębił pieszczoty. Wtedy też nieświadomie zakleszczyła jego głowę między udami, które uniosła w przypływie przyjemności. Musiała zacisnąć usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku, lecz nie wytrzymała, kiedy Dragneel powoli wsunął palec w jej pochwę. Jęknęła gardłowo, omal nie zagłuszając pukania do drzwi.
Obydwoje zastygli w bezruchu. Wystraszona Heartfilia spojrzała z szeroko otwartymi oczami na równie zaskoczonego Natsu, który nieznacznie się od niej odsunął i otarł wilgotne usta wierzchnią częścią dłoni.
— Pod wyro — rozkazała bezdźwięcznie, furiacko wskazując ręką pod ramę łóżka i w panice złapała za pierwszą lepszą książkę z półki.
— Ty jeszcze nie śpisz?
Layla weszła do pokoju w momencie, gdy Lucy rzuciła się plecami na materac i nakryła się kołdrą po samą szyję.
— Czytam — odrzekła słabo, nieznacznie unosząc trzymany tomik. Mocniej zacisnęła palce na twardej okładce, gdy zdała sobie sprawę, że z nerwów trzęsą jej się ręce.
— A możesz czytać nieco ciszej?
— To znaczy? — Z trudem utrzymując nerwy na wodzy, ledwo przełknęła ślinę.
— Rozumiem, że literatura potrafi wciągnąć, ale przeżywasz ją tak głośno, że słychać cię aż w sypialni. I co ty taka czerwona, czytasz harlequina?
Lucy przelotnie zerknęła na blurb książki.
— Nie, Agatę Chistie.
Layla przyjrzała się jej badawczo. Podeszła bliżej łóżka, a Lucy omal nie dostała zawału, gdy materac pod nią zaczął się poruszać.
— Dziecko, jesteś cała zgrzana! — zawołała kobieta, przykładając dłoń do czoła córki. — Gdzie ty się tak doprawiłaś?! I to akurat, jak ojciec jutro wyjeżdża. Dobrze, że babcia przyjechała wcześniej, to się tobą zajmie.
— Ale ja się dobrze czuję…
— Dobra, dobra. Porozmawiamy jutro, a tymczasem konfiskuję książkę. W takim stanie sen jest najlepszy.
Layla zabrała książkę z rąk Lucy i cofnęła się do drzwi. Zanim je zamknęła, stanęła w progu i przyjrzała się córce.
— Nie siedź tak po nocach. To niezdrowe.
— Dobrze, mamo.
Kobieta uśmiechnęła się czule, widząc, jak nastolatka odwraca się na bok i sięga ręką do włącznika nocnej lampki, stojącej tuż przy łóżku.
— Dobranoc, córciu — pożegnała się i zamknęła za sobą drzwi.
Lucy posłusznie zgasiła światło i uważnie nasłuchiwała każdy dźwięk. Wyraźnie wychwyciła kroki matki oraz brzdęk zamykanej klamki od drzwi sypialni.
Odetchnęła z ulgą. Chciała się odwrócić, ale Dragneel w mgnieniu oka wślizgnął się pod pierzynę i przylgnął do jej pleców. Pojęcia nie miała, kiedy i jak on się rozebrał, ale od razu wychwyciła, że jest nagi.
— Gdyby moja matka… — Natychmiast urwała, gdy złapał ją za szyję. Czując ucisk na krtani, odruchowo odchyliła głowę do tyłu.
— Zamknij się. — Do ucha Lucy dobiegł pomruk srogiego żądania, a następnie odgłos rozrywanego zębami opakowania prezerwatywy. Przypływ adrenaliny zdusił jej klatkę piersiową. Zrozumiała, że nie miała nic do gadania. Była zdana na jego łaskę.
Dłonią, którą ją dotąd podduszał, zakrył jej usta. I dobrze, że to zrobił, ponieważ stłumił jej krótki okrzyk zdumienia, gdy gwałtownie w nią wszedł. Po kilku intensywnych ruchach przełożył jej nogę za siebie, by móc jeszcze dogłębniej ją spenetrować. Wciąż ją kneblując, wolną ręką docisnął jej brzuch do siebie. Był w niej tak głęboko, że łzy bezwiednie zaszkliły się w jej oczach.
Natsu całkowicie przejął kontrolę. Zdominował ją, mając w pełni władzę nad jej ciałem. Był porywczy, chwilami wręcz agresywny, jednak Lucy ani na moment nie poczuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie; jego zdecydowanie i brak bezczynności tylko ją nakręcało. Dawno nie była tak podniecona, co chyba równie dobrze mogła powiedzieć o Dragneelu, którego pożądanie pochłonęło bez opamiętania.
Syknęła, gdy poczuła zęby na szyi. Pojęła, że Natsu zupełnie się zatracił, tracąc nad sobą kontrolę. Łapczywie ucałował jej podbródek, zwilżając go językiem, a następnie, błądząc nosem po jej policzku, w końcu odsłonił dziewczynie usta. Odnajdując do nich drogę, zachłannie się z nimi złączył, przy czym oboje westchnęli z rozkoszy.
To była jedna z tych nocy, która na długo zapadła im w pamięci.
Niepostrzeżone dotarcie z Dragneelem do przedsionka domu, przypominało Lucy scenę żywcem wyjętą z „Mission Impossible”. To, że nikt ich nie nakrył, można było klasyfikować do cudów.
— Dzwoń do mnie. Kiedy tylko będziesz mógł, o każdej porze dnia i nocy — poprosiła, zatrzymując go przy wyjściowych drzwiach.
— Dobrze. — Natsu zaśmiał się, lustrując jej zatroskaną minę, ledwo zauważalną w otaczających ich ciemnościach.
— To nie jest śmieszne — żachnęła się. — Obiecaj mi to.
Poważniejąc, jedną ręką objął ramiona Heartfilii i przysuwając ją do siebie, ucałował w czoło.
— Obiecuję.
Wiedząc, że za kilka chwil będą musieli się rozstać, mocno wtuliła się w tors mężczyzny. Z goryczą wsłuchiwała się w bicie jego serca. Lucy zawsze wydawało się, że uderza ono mocniej niż u przeciętnego człowieka i nie inaczej było tym razem. Miała wręcz wrażenie, że teraz jego serce bije jeszcze żarliwiej, niż zazwyczaj.
— Będę tęsknić. — Słysząc czułość w głosie ukochanego, niechętnie się od niego odsunęła.
— Wracaj jak najszybciej. I, proszę, uważaj na siebie.
W odpowiedzi złożył na jej ustach krótki pocałunek. Posyłając jej ostatni, lakoniczny uśmiech, złapał za klamkę od drzwi, ale zamiast opuścić dom, zawahał się. Ponownie zwrócił głowę w kierunku przybitej Lucy, która po kilku sekundach spojrzała na niego pytająco.
— O co chodzi, Natsu? — Miała wrażenie, że chciał jej coś powiedzieć.
— Nie, nic — odrzekł wreszcie i skradając jej kolejnego całusa, pospiesznie wyszedł.
Zanim wrócił do domu, była czwarta nad ranem. W mieszkaniu zastał rozgardiasz, jaki zostawił po sobie podczas niedokończonego pakowania się na delegację. Niedokończonego, ponieważ w jego trakcie nagle stwierdził, że nie może wyjechać bez pożegnania i porzucając wszystko, pojechał do Lucy. Cóż, warto było — pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
Punkt szósta miał się stawić u Judego, więc nie widział sensu, by iść spać. Zamiast tego wziął szybki prysznic i przygotował się do wyjazdu. Miał jeszcze godzinę, gdy jedząc w pośpiechu śniadanie, dopinał walizkę. Zostało mu tylko przygotowanie rzeczy Happiego i odstawienie go do sąsiadki, z którą ugadał się zaraz po otrzymaniu telefonu od prokuratora.
Kilka minut później podrapał wpatrzonego w niego kota po główce i wyszedł na klatkę schodową. Zapukał do sąsiadki z naprzeciwka i uniósł brwi, gdy drzwi samoistnie się uchyliły.
— Pani Hildo? — zawołał, niepewnie wchodząc do mieszkania. Światła były włączone, więc sądził, że starsza kobieta była już na nogach. Niestety szybko pojął, że się mylił.
Znalazł ją nieprzytomną na kuchennej podłodze. Zdenerwowany, biegiem klęknął przy niej i zmierzył kobiecie puls. Ze smutkiem stwierdził, że nie wykrył u niej żadnych oznak życia.
— Dragneel, do cholery, gdzie ty się podziewasz? Miałeś być u mnie prawie godzinę temu!
Wrzask prokuratora był tak donośny, że Natsu ze skwaszoną miną na moment odsunął telefon od ucha. Awaryjnie ściszył w nim głośność.
— Doszło do pewnych komplikacji — oświadczył, ledwo wstrzymując nadchodzące ziewnięcie.
— Jakich znowu komplikacji?
Oparty o framugę drzwi swojej kawalerki, przyglądał się, jak służby medyczne wraz z koronerem wychodzą z mieszkania obok. Wynosząc panią Hildę w czarnym worku, pożegnali się zdawkowym skinieniem głowy.
— Nie mam co zrobić z kotem — wytłumaczył, wracając do siebie.
— Ja pierdole, już myślałem, że coś się stało — bachnął Jude, któremu wyraźnie spadł kamień z serca. — Przyjedź z nim do mnie. Coś wymyślimy.
Prokurator rozłączył się bez ostrzeżenia, a Natsu z rezerwą zerknął najpierw na ciemny ekran telefonu, a potem na Happiego.
— No cóż…
— Dzień dobry pani Heartfilio. — Natsu przywitał się z Laylą, gdy ta otworzyła mu drzwi. Od razu zauważył, że wyglądała dziwnie. Ubrana w cienki szlafrok, zakryła się szczelniej i z zainteresowaniem zmierzyła go od góry do dołu. Zdawała się także jakby zmęczona, a przez to starsza o kilka lat. Mimo to było w niej coś… Zadziornego? Sam nie wiedział, jak to określić, ale coś mu w niej nie pasowało.
— No witaj, przystojniaczku! — zawołała kokieteryjnie, a Dragneel po prostu oniemiał.
— Słucham?! — zawołał, wierząc, że się przesłyszał, lecz kobieta wciąż pożerała go wzrokiem. Jakby tego było mało, tuż za jej ramieniem pojawił się Jude.
— No nareszcie, ile można na ciebie czekać! Nie stój tak w przejściu, właź. — Wyraźnie zabiegany, gestem ręki zaprosił Natsu do środka i z niechęcią zerknął na kobietę, która przysunęła się bliżej ściany. — Widzę, że poznałeś już Belzebuba. To Anna, moja teściowa.
Wspomniana Anna powoli zwróciła głowę w kierunku zięcia i obdarzyła go uśmiechem tak jadowitym, że kobra królewska zdawała się przy tym potulnym pieszczoszkiem.
— Tak, Jude, bycie twoim największym koszmarem to dla mnie zaszczyt — prychając pod nosem, ponownie spojrzała na gościa. — A ty, młody, co tak zbladłeś?
— Przepraszam, ale myślałem, że rozmawiam z panią Laylą, a nie jej matką…
Natsu myślami przywiódł tytuł jednej z części Gwiezdnych Wojen, „Atak klonów”. Pełen podziwu dla ich silnych genów, stwierdził w duchu, że one naprawdę wyglądają niemal identycznie.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, po czym roześmiała się naprawdę głośno.
— Dragneel, nie mamy czasu! — wtrącił Jude, pukając w naręczny zegarek i cofnął się do salonu.
Natsu, idąc w jego ślady, złapał za uchwyt transportera dla zwierząt i omijając Annę, wszedł do środka. Ledwo postawił parę kroków, a poczuł jej palący wzrok na swoich pośladkach. Zaczęło go irytować, że kobieta bezceremonialnie go molestowała, lecz docierając do salonu, zastał Lucy, rozmawiającą z matką. Widok najmłodszej Heartfilii sprawił, że wszystko inne przestało mieć dla niego znaczenie.
— Jude już nam wyjaśnił, co się stało — uprzedziła go Layla. — Zaopiekujemy się twoim przyjacielem.
Słysząc tak serdeczne słowa, Natsu nabrał pewności, że zostawia Happiego w dobrych rękach. Dziękując za oferowaną pomoc, postawił transporter na podłodze. Młody kot bez lęku opuścił przenośnik i dumnym, skocznym krokiem podreptał prosto do Lucy. Nie wystraszył się, gdy trzy panie jednocześnie pisnęły z zachwytu.
— Baby — Jude burknął tuż za nim, a kąciki ust Dragneela mimowolnie drgnęły ku górze. — Gotowy do drogi?
— Jak najbardziej — potwierdził policjant, gdy dłoń prokuratora poklepała go po braku.
Jude wyminął go i podszedł do córki z szeroko rozstawionymi ramionami. W milczeniu obserwował, jak Lucy żegna się z ojcem uściskiem. Ich spojrzenia skrzyżowały się i obydwoje uśmiechnęli się do siebie dyskretnie.
Cierpliwie poczekał, aż prokurator skończył się żegnać także z żoną, a nawet teściową, która uśmiechnęła się ze zdegustowaniem i odgradzając się od zięcia dłońmi, zaczęła nerwowo przytakiwać głową, gdy ten po chwili zawahania chciał przytulić także ją.
Jude, podchodząc do Natsu, pieczołowicie spoglądnął na Lucy i Laylę. Nic więcej nie mówiąc, ponownie poklepał policjanta po ramieniu, dając tym znak, że muszą się zbierać.
— Pa, misiaczku! — zawołała raptem Anna za Dragneelem. Natsu, wstrząśnięty ekspansywnością kobiety, posłał jej cień bladego uśmiechu.
— Mamo! — Przed wyjściem z domu Heartfiliów usłyszał zażenowane stęknięcie Layli.
— No co. — Rozbawiona do rozpuku Anna rozłożyła ręce. — Nic na to nie poradzę, że czasem lubię podręczyć takie ładne dzieciaki. Co mi pozostało na te stare lata? — dodała, puszczając oczko do Drangneela, który prędko skierował zaniepokojony wzrok przed siebie.
No i mamy nowy rozdział :D Choć pisało mi się go przyjemnie, siedziałam nad nim kilka dni i czuję się, jakbym napisała z 50 tys. słów, a nie 5... I przyznać się z ręką na sercu, kto wyczekiwał +18stki? Mam nadzieję, że udało mi się was zadowolić tym rozdziałem, dziubki :*
Wszystko było takie cute, że aż mi przykro, że muszą sie rozstać:(
OdpowiedzUsuńA babcia Lucyny to po prostu mój spirit animal, soulmate wszystko hahah.
Cudny rozdział, cudne +18!!!
Czekam na więcej, buziaki! <3
Nie rozstają się na dobre, także nie ma co smutać ;) Ale przyznam, że jak pisałam ten fragment, to też mi się przykro zrobiło xD. Haha, to widzę, że Annę już polubiłaś, cieszę się :D. Jak i również z tego, że +18 przypadła do gustu ;>.
UsuńA więcej już niebawem, na dniach :D :***
Okej, ja wiem, że miałam komentować na Wattpadzie, ale mój Wattpad strzelił focha i nie odczytuje mi całego tekstu, gdzie Blogger nie robi problemów.xD Awans za pomoc szczylowi uniknięcia kilku lat pierdla za pomocą przekrętu?! Gdzie to takie cuda i dziwy się dzieją, szybko dawaj namiary! Ja rozumiem młodzieńczą miłość i zrozumienie powodu, dla którego Dragnell wywinął ten numer z szałwią, ale żeby dawać mu od razu awans? Tak, mam ból dupy, bo na jego miejscu wyleciałabym z roboty na zbity pysk.:c I nawet lista nazwisk gangusów by mnie nie pocieszyła. Wracając... Ten pomysł ze zbiórką kasy na operację i fakt, że Lu wzięła w niej udział roztopił moje zlodowaciałe serce! Czy wspomnisz czy operacja doszła do skutku i czy się udała, z jakiegos powodu muszę to wiedzieć, chociaż wiem, że ta ciotka nie istnieje...^^' Scena z Judem i Lu mnie z kolei zasmuciła, bo wyraźnie pokazała, że ojciec i córka nie mają już ze sobą wybitnego kontaktu a w przyszłości będzie tylko gorzej. Anna fajna kobitka, ale na dłuższą metę chyba bym z nią nie wytrzymała - takie żywiołowe osoby strasznie szybko mnie męczą i drażnią swoim zachowaniem. Oczywiście, nieświadomie o czym nie mają pojęcia, bo nie mam serca im odmówić towarzystwa.xD Seksy były fajne, ale znowu za krótkie, składam pozew o znęcanie się nad moją zboczoną naturą i nie sceny z Happym u rodziny Lu nie zamydlą mi oczu. No, ale jak już jesteśmy przy kocie to poproszę więcej scen z nim - on jest królem tego opowiadania i zdania nie zmienię! Aha, jakbyś chciała pomocy przy utarczkach Anny z zięciem to chętnie pomogę, bo miałam ubaw po pachy. Pozdrawiam!:*
OdpowiedzUsuńTen wattpad na zmianę z blogerem doprowadzą mnie do nerwicy, załamania nerwowego, aż w końcu do grobu... Blogspot też mi numery odwala, ale przynajmniej nie ucina tekstu.
UsuńAwans absolutnie nie za pomoc "szczylowi" i to jeszcze w taki sposób. Za to Dragneel mógłby co najwyżej nieźle beknąć xD I awans nie wcale za to, że przypadkiem odnalazł dawną przyjaciółkę komendanta, nieeee, wcale nieee... Przecież to by było typowe kolesiostwo xD. Także "oficjalnie" za to awansu bankowo nie dostanie. Ale dostanie - za coś innego i słusznie :).
O operacji cioci Gajeela jeszcze wspomnę. Na pewno też dam znać, czy operacja się powiodła :).
I racja, niestety relacja ojciec-córka w rodzinie Heartfiliów nie wyglądają najlepiej. Owszem, jakaś więź jest, jednak każdy ma swoje sprawy i obecnie trudno im się porozumieć, choćby to miała być zwykła rozmowa. A zobaczysz, co to będzie później... xDDD. Z Anną natomiast wiesz jak jest - zobaczyła córkę i wnuczkę po dłuższym czasie, cieszyła się, to i entuzjazm się jej nasilił :D. Anna jak widać jest kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać, ma cięty język, ale spokojnie, nie będzie wciąż biegać jak pershing z petardą w odbycie, nie ma ADHD xD. I także w następnym rozdziale się o tym przekonasz - mam nadzieję, że mi się uda to odpowiednio ukazać.
A seksy dla ciebie to zawsze będą za krótkie. Wiecznie ci mało... Ale to dobrze, mam motywację, by pisać ich więcej xDDD.
Więcej Happiego? Aye! I to także w następnym rozdziale :D. A jeśli będę potrzebować pomocy, to na pewno się odezwę, kochanie :***
Kajam się, że dopiero teraz, ale naprawdę nie miałam czasu... Cały czas byłam przekonana, że Anna ich nakryje. Nie tyle na na seksach, co choćby przy pożegnaniu. Nie wiem czemu akurat ona, może dlatego, że się nowa postać pojawiła, może liczyłam na to, że pozna ich sekret i Lucy będzie miała wsparcie kogoś z rodziny... Ale na pewno nie spodziewałam się, że uderzy do Dragneela! Ha! Sytuacja z sąsiadką nie daje mi spokoju... Na pewno to będzie jakoś związane z Natsu i jego śledztwem.
OdpowiedzUsuń