4 maja 2020

25 "Wild Jungle"


Ostatnie trzy tygodnie były dla Lucy dość intensywnym czasem. Heartfilia wzięła dodatkowe zmiany w kawiarni, dzięki czemu zdołała uzbierać pokaźną sumkę. Część odłożyła sobie na gwiazdkowe prezenty, ale większość przeznaczyła na zbiórkę, organizowaną dla ciotki Gajeela. Akcja dobroczynna dosłownie wczoraj szczęśliwie zakończyła się uzbieraniem pożądanej kwoty. Ponadto, wraz z Levy skorzystały z obecności Anny w Magnolii i obie dziewczyny mocno podciągnęły się z — tak bardzo przez nie nielubianej — historii. Mimo to, Lucy miała wrażenie, że pogrążyła się w stagnacji i często dopadało ją przygnębienie. Natsu dzwonił do niej niemal codziennie, lecz coraz dotkliwiej odczuwała brak jego obecności. Jakby świat bez niego zatrzymał się w miejscu. 
Dziś jednak było nieco inaczej. Zaraz po szkole wybrała się z McGarden do centrum miasta. Chciały wspólnie uczcić zakończenie zbiórki charytatywnej i przy okazji poszukać bożonarodzeniowych upominków dla bliskich. Powoli opadające płatki śniegu oraz tematycznie ozdobione ulice wprawiły Heartfilię w dobry nastrój. Udzielił się jej świąteczny klimat. Niestety, nie na długo.
Wychodząc ze Starbucksa z jednorazowymi kubkami gorącej czekolady, Heartfilia spostrzegła młodą kobietę, zerkającą na nie z drugiej strony ulicy. Nieznajoma brunetka zatrzymała się przy wystawie z zegarkami i zarzuciła sportową torbę na ramię. Marszcząc brwi, zaczęła bezczelnie obserwować skonsternowaną tym Lucy, ale jej wzrok złagodniał, gdy ujrzała Levy.
— McGarden, siema! — Starsza dziewczyna wyszczerzyła się od ucha do ucha i podbiegła do nich truchtem. Lucy dopiero wtedy rozpoznała przelotną znajomą, Canę Alberonę. I natychmiast przypomniała sobie o pewnej obietnicy.
Cana złapała McGarden za ramiona i z zaaferowaniem zaczęła nawijać o jakieś sprawie, związanej ze zbliżającym się sylwestrem. Kompletnie zignorowała stojącą obok Heartfilię. 
Lucy, nieco zdegustowana impertynenckim zachowaniem Alberony, w milczeniu podążyła za dziewczynami, które powoli zaczęły zmierzać przed siebie. Półgębkiem wsłuchiwała się w prowadzoną między nimi rozmowę, jednocześnie z dyskrecją przyglądając się Canie.
Pomimo pikowanej, zimowej kurtki, jaką miała na sobie, nietrudno było dostrzec, że Alberona jest bardzo wysportowaną i atrakcyjną kobietą. Kaskada kasztanowych, lekko falowanych włosów opadała jej za ramiona, a zadziorny uśmieszek, nieschodzący z twarzy, jedynie eskalowały frywolną aparycję i protekcjonalność. Heartfilia kojarzyła ją z liceum, ale jak dotąd nie miały okazji się bliżej poznać. Kiedy zaczynała edukację z szkole średniej, Cana uczęszczała do ostatniej klasy, razem z Gajeelem. Już wtedy Lucy kojarzyła ją głównie dlatego, że Alberony zawsze było wszędzie pełno. Wręcz słynęła ze swej przebojowości, wybuchowego temperamentu i ciętego języka.
— Ponoć ciocia Gajeela to jakaś dawna znajoma tego całego komendanta. — Słowa Levy sprawiły, że Lucy zaczęła im się uważniej przysłuchiwać.
— Też o tym słyszałam — potwierdziła Cana. — Makarov wspominał, że to jego przyjaciółka ze studiów, ale jak dla mnie zwykły bullshit. Coś musiało być na rzeczy. 
— Też tak myślę — przyznała McGarden, niecnie się podśmiechując. — Dla dawnej koleżanki nie wciąga się całego komisariatu w akcję charytatywną. Prawda, Lucy?
Alberona w końcu odwróciła się w stronę kroczącej za nimi Heartfilii i obdarzyła ją podstępnym grymasem. 
— Lucy. Lucy Heartfilia, tak? — dociekała, podając dłoń i samemu się przedstawiając. W zasadzie się nie znały, więc Lucy nie chciała jej pochopnie oceniać, ale coś było nie tak. Miała dziwne wrażenie, że Cana nałożyła przed nią ułudną maskę. Wyczuwała od niej nieszczere intencje. 
— Zaraz, to z twoim ojcem gadałam przez telefon, co nie?!
— Nie wiem jak ci za to dziękować. — Zmieszana Heartfilia cicho zachichotała. — Uratowałaś mi wtedy tyłek. I nie martw się, nie zapomniałam o naszej umowie. Jack Daniel na ciebie czeka już od dłuższego czasu — skłamała. Na śmierć o tym zapomniała.
— Miło mi to słyszeć — zażartowała Alberona i niespodziewanie objęła Lucy ramieniem. — I jak było? Zabawiłaś się z Dragneelem na tym weselu?
Heartfilia zdębiała. Wspomnienie jej chłopaka zupełnie zbiło ją z pantałyku. Samo pytanie kobiety wydawało się co najmniej dwuznaczne i Lucy nie do końca wiedziała, jak się do tego odnieść.
Przelotnie zerknęła na równie zaskoczoną Levy, która nieznacznie wzruszyła ramionami. 
— To ty znasz Natsu? — spytała niepewnie, a Alberona parsknęła z rozbawienia.
— Czy go znam? Hah, dobre. Jego były partner z pracy, Gildarts, to mój ojciec.
— Och — wyrwało się Heartfilii. Odpowiedź Cany nieco ją uspokoiła, lecz wtedy brunetka jeszcze ściślej przycisnęła do siebie skołowaną dziewczynę.
— Cóż, wygląda na to, że Dragneel gustuje w córeczkach swoich współpracowników — stwierdziła, mrugając porozumiewawczo. 
— Że co?! — Lucy raptownie się zatrzymała, wyswobadzając z uścisku wciąż rozochoconej Alberony. — Co masz na myśli?!
Zdezorientowana McGarden, na widok ich zaciętej walki na spojrzenia, nie odważyła się odezwać słowem.
— Dobrze wiesz. — Cana uniosła dłonie w obronnym geście. — Ale spokojnie, złotko. Co było i nie jest, nie pisze się w rejestr. To stare dzieje, którymi nie musisz się przejmować.
Lucy, wciąż mierząc się z nią wzrokiem, ścisnęła zęby. 
— Tu za rogiem mam zajęcia — rzuciła Alberona, odpuszczając jako pierwsza. Niestety jej cyniczny, nieudolnie skrywany półuśmiech spowodował, że Heartfilia nie odczuła nawet cienia satysfakcji. Odprowadzała Canę spojrzeniem przesyconym żądzą mordu i nawet nie próbowała tego ukrywać.
— Do zobaczenia w sylwestra, McGarden! — Alberona, będąc tuż za zakrętem, zerknęła przelotnie na blondynkę. — Ty też czuj się zaproszona. Wpadnij z Dragneelem, chętnie go znowu zobaczę!
Lucy mogłaby przysiąść, że zanim Cana zniknęła za rogiem, dostrzegła u niej kąciki ust, pyszałkowato wykrzywione do góry. Dotąd ledwo trzymała nerwy na wodzy, ale po czymś takim puściły jej hamulce. Miała ochotę zetrzeć suce ten durny uśmiech z pyska. Niewiele myśląc, wzburzonym krokiem ruszyła za Alberoną. 
— Czekaj! 
Choć kompletnie nie miała pojęcia, co chce zrobić, była tak zdeterminowana, że nawet krzyk Levy nie zdołał jej zatrzymać. Niemal biegnąc, mocno zaciskała żuchwę, a ze złości serce tłukło w jej piersi jak oszalałe.  
— Czyś ty oszalała?! Co w ciebie wstąpiło! — McGarden zatrzymała ją dopiero w zaułku, przed wejściem do budynku,  któremu zdecydowanie przydałaby się renowacja. 
— We mnie? Nie słyszałaś, co ona wygadywała?! — fuknęła Lucy. — To był atak! Ona jawnie ze mnie zakpiła!
— Słyszałam, ale… Ona już taka jest. Daj spokój, nie warto — prosiła Levy.
— Ciekawe, czy ty byś odpuściła, jakby mówiła takie rzeczy o Gajeelu.
Tym argumentem skutecznie uciszyła przyjaciółkę, ale i sama zdążyła nieco ochłonąć. Pojmując, że odrobine sapie, dla uspokojenia wzięła głęboki wdech. 
— Dobra, chodźmy stąd — żachnęła Heartfilia, a jej przyjaciółka westchnęła z nieskrywaną ulgą.
Zanim opuściły to miejsce, Lucy strofująco łypnęła na zepsuty neon nad drzwiami, za którymi zniknęła Cana. Zmrużyła powieki, wychwytując mrugające litery w napisie „Pole Dance”.

***

Natsu wyszedł przed motel, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wzdychając, wypuścił z ust obłok pary i spojrzał w bezchmurne, nocne niebo.  
— Ale piździ — mruknął, wyciągając papierosy z kieszeni rozpiętej kurtki. Usiadł w szerokim rozkroku na pobliskim krawężniku i zapalił. Pomimo, iż nie znosił zimna, wolał nieco pomarznąć, niż udusić się w niemalże pozbawionej tlenu klitce.
Wykorzystując fundusze policyjne, wynajmował z Jude wspólny pokój w podrzędnym motelu, któremu dalece było do uzyskania jakiejkolwiek hotelowej gwiazdki. Zrobili z niego małe centrum dowodzenia, gdzie gromadzili wszelkie ślady i informacje, ale prócz tropów, uzbierali także niezły bałagan, tworząc tu istną samczą jaskinię. Przez cały okres wynajmu nikt prócz nich nie wchodził do środka, a oni sami nie mieli czasu na tak trywialne czynności, jak sprzątanie. Puste opakowania po chińszczyźnie i kartony z niedojedzoną pizzą walały się w każdym zakamarku. Żaden z lokatorów nie dbał też o ścielenie własnego łóżka, a w całym pomieszczeniu panował zaduch i półmrok. Ze względu na przezorne środki ostrożności, nawet nie pomyśleli, by rozsunąć wiecznie zasłonięte rolety, czy choćby uchylić okna. 
Jedynym miejscem, gdzie panował względny ład, była ściana nad ich łóżkami. To właśnie tam znajdowały się porozwieszane zdjęcia poszukiwanych dziewczyn: ekstrawaganckiej hostessy w nocnym klubie, Arany Webb, studentki filologii dalekowschodniej, Kagury Mikazuchi, pulchnej pasjonatki gastronomii, Risley Law i w końcu uczennicy gimnazjum, Beth Vanderwood. Każda z nich była zupełnie inna, obca sobie nawzajem. Pozornie nie miały ze sobą niczego wspólnego, ale łączyła je jedna rzecz — obie zaginęły w okolicy w przeciągu dwóch miesięcy. I to na ich odnalezieniu Natsu i Jude spędzili ostatnie trzy tygodnie w Hosence.
Praca nad śledztwem zajęła im więcej czasu, niż przypuszczali. Lokalna policja została poinformowana o ich poczynaniach i w przypadku tego wymagającym, oferowała swoje wsparcie. Póki co komenda w Hosence przekazała kilka poszlak i nie wchodziła im w paradę, co na chwilę obecną było najlepszą pomocą. Mimo to, dotarcie do świadków i osób, które znały zaginione i potencjalnie porwane przez gang dziewczyny, okazało się nie lada wyczynem. A kiedy wreszcie się udało, zeznania nie pokrywały się ze sobą. Jedna dziewczyna zaginęła po nocnej zabawie w klubie, inna ostatni raz była widziana w biały dzień podczas podróży na uczelnie, o kolejnej słuch zaginął po kursie kulinarnym. Wisienką na torcie była matka najmłodszej z zaginionych, która uważała, że jej córka po raz kolejny uciekła z domu i wciąż powtarzała Dragneelowi, by wziął się wreszcie do roboty oraz „przyprowadził gówniarę do domu”. Tylko jedna z ich domniemanych porwanych szczęśliwie odnalazła się zawczasu. 
Gdy nie przesłuchiwali świadków, Natsu i Jude większość czasu spędzali na poszukiwaniu miejsca, w którym mogły być przetrzymywane zaginione. Głównie ich celem padały nocne kluby, jednak jak do tej pory trafiały im się kiksy. Dziś mieli sprawdzić lokal, którego nazwa już kilkukrotnie obiła się im o uszy. Otwarty zaledwie rok temu „Wild Jungle” nie był okrzyknięty dobrą sławą, a do tego mieścił się w dość nieciekawej okolicy, od której większość mieszkańców Hosenki trzymała się z daleka. Nikt nie chodził tam bez potrzeby, bo i nie znajdowało się tam nic ciekawego. 
Wiedząc, że później nie będzie miał do tego sposobności, po kilku zaciągnięciach się nikotyną, wyjął komórkę i wybrał numer do Lucy. 
No nareszcie!
Ledwo przyłożył telefon do ucha, a uśmiechnął się szeroko, słysząc głos dziewczyny. Chyba czekała na jego odzew, bo odebrała niemal od razu.
— Wybacz, ale nie mam dziś zbyt wiele czasu, więc dzwonie dosłownie na chwilę. Wszystko tam dobrze u ciebie?
Tak. — Zaskoczyło go, że dziewczyna wyraźnie zawahała się przed odpowiedzią. 
— Na pewno? Coś masz niemrawy głos.
Tak, tak! Wszystko dobrze, ale będzie znacznie lepiej, jak wrócisz.
Zaśmiał się cicho. Miło było wiedzieć, że ktoś na niego czeka, że ma do kogo wrócić. Co prawda miał Happiego, ale to było zupełnie co innego. Dla niego coś nowego.
— A jak tam mój mały łobuz, gwiazdeczko? Daje ci się we znaki?
Mały łobuz? Ach, Happy! Przecież to najgrzeczniejszy i najukochańszy kociak na świecie! Chyba ci go już nie oddam — zagroziła Heartfilia.
— Hah, mowy nie ma!
Słysząc za sobą chrząknięcie, odwrócił głowę. Zamarł na widok stojącego za nim Judego.
— Oj, Dragneel, Dragneel…
— Wybacz, muszę kończyć — oznajmił ciszej do słuchawki i rozłączył się, nie czekając na odpowiedź dziewczyny. Pospiesznie schował telefon do kurtki, a prokurator w tym czasie złapał go za ramie i podtrzymując się nim, usiadł obok ze stęknięciem.
— Już nie te lata — przyznał, również odpalając papierosa. — Stare kości mnie nie rozpieszczają… I czego nic nie mówiłeś?! — zawołał niespodziewanie na całe gardło. — Gratuluję!
Heartfilia poklepał go po plecach z taką siłą, że omal nie wypadł z krawężnika.
— Ale… Nie rozumiem. Czego mi gratulujesz? — spytał zdezorientowany. Próbując zrozumieć zachowanie Judego, jednocześnie analizował, czy nie powiedział przez telefon czegoś, co zdradziłoby tożsamość jego rozmówcy.
— „Jak tam mój mały łobuz, gwiazdeczko”? Jaki romantyk! — Prokurator wyśmiał coraz bardziej pobladłego Dragneela i szturchając go łokciem, zabawnie poruszył brwiami. — Widziałem tą twoją białowłosą purchaweczkę przed prokuraturą. No, to kiedy mały łobuz pojawi się na świecie?
Natsu zajęła chwila, zanim domyślił się, o czym plecie mężczyzna. W końcu przypomniał sobie, że jakiś czas temu przechodził z Lisanną obok budynku prokuratury. Nie chcąc bardziej mieszać, postanowił podtrzymać tę wersję.
— Jakoś na kwiecień… Maj? — odrzekł niepewnie, próbując przypomnieć sobie, w którym miesiącu ciąży jest jego koleżanka.
— Hehe, no to skończyło się bzykanie studentek na boku. Zmajstrowałeś malucha, to teraz trzeba podjąć kolejne kroki. No wiesz, mówię o tej cizi, przez którą spaliłeś się jako tajniak — wyjaśnił prokurator, widząc zgłupiałą minę policjanta. — I o ślubie oczywiście.
Natsu, nie mając zamiaru tego komentować, jedynie przytaknął niemrawo głową. Zmieszany, zastanawiał się, jak to się stało, że temat ich rozmowy potoczył się w takim kierunku. Chciał ją jak najszybciej zakończyć, ale prokurator dopiero się rozkręcał. 
— Nie zrozum mnie, źle Dragneel — westchnął, wypuszczając z płuc obłok dymu, zmieszany z ciepłą parą. — Bardzo kocham swoją żonę, ale taka młoda studentka… Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie kusi. Choć ta twoja „gwiazdeczka” jest raczej młodziutka, prawda?
— Zdecydowanie — odparł Natsu, wstając z miejsca i wyrzucając niedopałek do kratki kanalizacyjnej. 
— Jak czasem pomyślę sobie o mojej córce… — zaczął Heartfilia, a policjant mimowolnie spiął mięśnie. Niepewnie zerknął na zamyślonego i wpatrzonego przed siebie prokuratora. — Ostatnio zastanawiałem się nad tym, co mówiłeś mi w „Love & Lucky”. Muszę częściowo przyznać ci rację. Całe szczęście, na razie Lucy skupia się na nauce, ale przecież w końcu ktoś pojawi się w jej życiu. I uwierz mi, Natsu, staram się. Staram i to bardzo, ale gdy tylko o tym pomyślę, mam ochotę rozwalić potencjalnemu delikwentowi łeb dubeltówką, którą trzymam pod biurkiem w swoim domu.
Jude zorientował się, że zaczęło prószyć. W milczeniu przyglądał się opadającemu puchowi, aż po dłuższej chwili, w końcu skrzyżował swoje spojrzenie z Dragneelem. Widząc, że policjant jest równie blady, co płatki śniegu, wybuchł gromkim, niepohamowanym śmiechem.
— Nie patrz tak na mnie! Kto wie, może za parę miesięcy urodzi ci się córka, to mnie zrozumiesz. A teraz idziemy to oblać!

***

Wybacz, muszę kończyć.
— Zaczekaj! — zawołała Lucy, jednak w słuchawce zaległa cisza. Natsu już się rozłączył.
Spoglądając ze skwaszoną miną na ekran telefonu, niedbale rzuciła nim przed siebie, na drugi koniec łóżka. Siedząc na nim po turecku, zerknęła w stronę śpiącego na poduszce kota. Pomimo upomnień Dragneela, dziewczyna już od pierwszego dnia pozwalała spać Happiemu ze sobą. Był zbyt rozkoszny, by mogła mu tego odmówić. 
Przyglądając się zwierzakowi, który nieco łagodził jej rozłąkę z ukochanym, zaczęła zastanawiać się, jak bardzo trzeba mieć z głową, by znęcać się nad tak małą, niewinną istotką — nawet, jeśli były to tylko szczyle ze sprejami. Na razie wiedziała tylko tyle, ale Natsu obiecał jej, że gdy wróci z Hosenki, ze szczegółami opowie w jakich okolicznościach Happy trafił w jego ręce. 
Z zadumy wyrwało ją odległe wołanie Anny. Przypomniała sobie, że dzisiejszego wieczoru miała z nią obejrzeć „Czego pragną kobiety”. 
By ruch materaca nie obudził kota, ostrożnie zeszła z łóżka, a chwilę potem na parter domu. Jak tylko weszła do salonu, zauważyła babcię, siedzącą na skórzanym narożniku z lampką wina w dłoni.
— Mama już wyszła do pracy? — spytała Lucy, dosiadając się.
— Jakieś pięć minut temu — potwierdziła Anna, przełączając kanały w telewizji. Kiedy w końcu znalazła ten, którego uparcie szukała, ukontentowana odłożyła pilot na stoliku. Wtedy zauważyła, że jej wnuczka zerka na pusty kieliszek, postawiony tuż przed nią.
— Tak, Lucy, to dla ciebie.
Dziewczyna z początku chyba chciała coś powiedzieć, lecz koniec końców bez słowa złapała za butelkę czerwonego Pinot Noir. Kilka minut później, wraz z babcią raczyła się zarówno komedią romantyczną, jak i wytrawnym smakiem wina, przegryzany popcornem.
Choć film był całkiem zabawny, Lucy nie bardzo mogła się na nim skupić. Co chwile odpływając myślami, nieświadomie raz po raz zerkała na babcie. Sama nie wiedziała, co ją tak trapiło. Jakaś była dziewczyna jej chłopaka? A może to, że przed nią był ktoś inny? Przecież to było niedorzeczne. Natsu w przeszłości miał prawo spotykać się z kim tylko chciał i nie musiał jej mówić o wszystkich swoich dawnych związkach. Prawdę powiedziawszy, nawet nie chciałaby znać szczegółów. Wiedziała, że takie tematy są solą w oku i zawsze będą wywoływać nieprzyjemne ukłucie w sercu. 
— No dobrze, odpuśćmy sobie czekanie na reklamy i powiedz mi wreszcie, czemu się tak gapisz — stwierdziła Anna, a Lucy, zapatrzona akurat na w połowie opróżnioną, kolejną lampkę wina, zamrugała powiekami.
— Co?
— Nie „co”, tylko mów, co się dzieje. Widok twojej zasmuconej twarzy jest dla mnie większą męczarnią, niż pysk podstarzałego Mela Gibsona.
Dziewczyna mimowolnie parsknęła z rozbawienia, ale niewinny półuśmiech na jej twarzy szybko na powrót zamienił się w zaambarasowany grymas. Zastanawiając się, czy poruszyć dręczącą ją kwestię, Lucy zacisnęła dłonie. 
— Babciu, czy to coś złego, że dwoje ludzi chce ze sobą być? Przecież miłość to nic złego, więc nie powinno się tego potępiać, prawda?
Anna zakrztusiła się winem. Miała nadzieję, że alkohol nieco rozluźni wnuczce język, ale zdecydowanie nie spodziewała się pytania takiego kalibru.
— To zależy — zaczęła ostrożnie, wyczuwając, że stąpa po grząskim gruncie. — Wiesz, są odrębne przypadki…
— Ale kto je ustanawia? — przerwała jej Lucy, idąc w zaparte. — Kto decyduje o tym, co w miłości jest właściwe?
— Ustala to prawo, moja droga. — Anna odstawiła kieliszek na stół i złapała wnuczkę za ściśnięte pięści. — Lucy, czy ty jesteś lesbijką?
Patrząc na śmiertelnie poważny wzrok babci, znieruchomiała.
— Co? Nie!
— Spotykasz się z księdzem?! — brnęła dalej Anna.
— Babciu, nie! Skąd ten chory pomysł! — krzyknęła nastolatka, nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać. 
— No co, nie o takich rzeczach się słyszało — babcia wzruszyła ramionami.
Lucy pokiwała głową.
— Moja przyjaciółka…
— Och, na litość, Lucy! — oburzyła się kobieta. — Nie obrażaj mnie! Przecież to zostanie między nami. Nie ufasz mi?
Czując pogłębiający się uścisk na dłoniach, dziewczyna nabrała nozdrzami powietrza. Ufała jej prawie jak nikomu na świecie.
— On jest starszy — wyszeptała po namyśle. Doskonale zarejestrowała moment, w którym brwi babci ściągnęły się ku sobie i zmarszczyły.
— Dużo starszy?
— O parę lat. O sześć — wyszczególniła z zakłopotaniem, czekając na reakcję Anny. Mocno się zdziwiła, gdy babcia prychnęła pod nosem i puszczając jej dłoń, lekceważąco machnęła swoją.
— Sześć lat? Phi! 
— Nie masz zamiaru tego w żaden sposób komentować? — upewniała się nastolatka.
— A co mam powiedzieć. Sześć lat to wcale nie tak dużo. Już myślałam, że mówimy o kimś pokroju Hugha Hefnera, a ty mi z jakimś studenciakiem wyskakujesz! Poza tym, znam cię i wiem, że rozsądna z ciebie dziewczyna. Może czasem furiacka, ale z głową na karku — tak jak babcia. Na pewno wiesz, co robisz i nie widzę powodu, bym miała to komentować w inny sposób.
Kąciki ust Lucy drgnęły do góry, ale w jej oczach wciąż można było dostrzec smutek.
— Może to nie Hefner, ale rodzice i tak go nie zaakceptują — wyznała, a Anna również zmarkotniała.
— Ach, ci twoi rodzice. Kto wie, mój kurczaczku, może nie teraz, ale z czasem… — Nagle urwała w połowie zdanie. — Zresztą, niedługo kończysz osiemnaście lat i rodzice będą mieli gówno do gadania! Lepiej mi powiedz, kochasz go?
Kiedy babcia przysunęła się do niej z podstępnym grymasem, ze wstydu poczuła pieczenie na policzkach.
— Ja… Ja… — Język plątał się w jej buzi. Z zafrasowaniem spojrzała na Mela Gibsona, który gościł na ekranie ich telewizora. — Zakochałam się. Bardzo. Babciu, kocham go tak bardzo, że boli mnie ze smutku, kiedy nie mogę być przy nim i ze szczęścia, gdy go widzę. I boli mnie teraz, kiedy pomyślę sobie o jego byłej, którą dziś przypadkiem poznałam.
— Ah-a! —wydarła się Anna, wskazując na nią palcem. — A więc o to chodzi! Cały wieczór zastanawiałam się, kto lub co tak popsuł ci humor! 
— No to już wiesz — odrzekła z rzewnym westchnięciem. — To nie powinno mnie tak męczyć, ale…
— Ale i tak męczy — dokończyła za nią uradowana babcia. — Lucy, ex zawsze były, są i będą wrzodem na dupie. Nic na to nie poradzisz, ale raczej nie bez powodu ona jest jego „byłą”. To ty z nim jesteś, więc kto rozdaje karty? — Poklepała wnuczkę po kolanie, posyłając jej pokrzepiający uśmieszek, a następnie wstała na równe nogi, zabierając ze sobą kieliszki. — Jak chcesz więcej wina, to chodź do kuchni. Kupiłam jeszcze jedną butelkę.

***

Przy wejściu do „Wild Jungle” o dziwo nie czekała żadna ochrona. Choć weszli do środka bez problemu, byli niebywale skupieni i czujni. Schodząc po stromych schodach, sądzili, że są przygotowani na wszystko, jednak bardzo się zdziwili, gdy na miejscu, zamiast speluny, zastali zwyczajny, wręcz całkiem przystępny klub. Oboje przystanęli, bacznie się rozglądając. Królowała tu purpura i czerń. Na samym środku znajdował się opustoszały parkiet, nad którym powoli obracała się najprawdziwsza kula dyskotekowa. Na około niego umieszczone zostały skórzane sofy ze stolikami, a na samym końcu lokalu stał bar, oświetlony neonowymi palmami. Schowany za konsoletą DJ uraczał klubowiczów najsłynniejszymi przebojami z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zarówno Natsu, jak i Jude nie zauważyli tutaj niczego podejrzanego.
Policjant jako pierwszy ruszył w kierunku kontuaru. Choć klub nie był oblegany, na brak ruchu nie można było tu narzekać. Co ciekawsze, nie dostrzegł tu ani jednej kobiety. 
Z nadzieją, że wreszcie trafili na sensowny trop, usiadł na hokerze, tuż przed barmanem.
— Dwa szoty — poprosił, gdy Jude dosiadł się tuż obok niego.
— A może skuszą się panowie na specjalność wieczoru?
Słysząc pracownika klubu, Natsu uniósł jedną brew.
— Nie, dzięki — stwierdził niepewnie.
— A ja się skuszę — oznajmił infantylnie Jude. Jemu chyba bardzo tu się podobało. Dragneel podejrzewał, że muzyka i wystrój z dawnej epoki przemawiały do klimatów prokuratora, a być może sprawiły, że Heartfilia cofnął się do czasów młodości. Jeszcze nigdy wcześniej nie widział go tak rozluźnionego, więc stwierdził, że odpuści mu docinki na temat „specjalności wieczoru”.
Dotarcie tego miejsca nie było łatwe. Hosenka słynęła z nocnego życia i licznych klubów, więc znalezienie odpowiedniego lokalu — typowo dla mężczyzn — zajęło im trochę czasu i kosztowało niemałego zachodu. I choć „Wild Jungle” z pewnością wpisywało się w schematy knajpy, której szukali, Natsu nie mógł odeprzeć wrażenia, że coś było nie tak.
Biorąc do ręki kieliszek wódki, dyskretnie obejrzał się za siebie. Wzrokiem wodził za czymś, co choćby przypominało podest dla striptizerek, ale jedynym, co przykuło jego uwagę, była kilkuosobowa grupa harleyowców, która przyglądała się im z przesadnym zainteresowaniem. Część z nich udała się na parkiet, tańcząc do „Papa was a Rollin' Stone” Georga Michaela.
Mocno zaniepokojony, wypił szota jednym haustem. Chciał zwrócić się do prokuratora, lecz wtem, kątem oka zauważył coś jeszcze gorszego. Na jeden z sof siedział onieśmielony chłopak. Mógł mieć nie więcej niż dziewiętnaście lat. Dragneel zwątpił, gdy młodzieniec uśmiechnął się półgębkiem do swojego towarzysza, który z czułością zaczął gładzić go po ramieniu. 
Idąc tu, byli przygotowani na wszystko — tylko nie na to.
— Jude? — zagadał niepewnie, spoglądając na prokuratora, który w końcu doczekał się zamówionego drinka; kolorowego i z parasolką.
— O, jaki ładny! — zawołał zadowolony i niczego nieświadomy Heartfilia.
— Jude… To chyba nie tego miejsca szukaliśmy.
Zadowolony prokurator beztrosko popijał trunek przez słomkę i podążył wzrokiem za ostrożnym skinięciem głowy Dragneela. Zamarł, zauważając grono mężczyzn, tańczących i obściskujących się tuż za jego plecami. 
— Wychodzimy — odrzekł natychmiast Jude, odstawiając drinka na ladzie.
Wraz z Natsu niemal wyskoczyli z wysokich krzeseł i czym prędzej pognali do wyjścia. Nie chcieli tu przebywać ani minuty dłużej.
— Hola, hola! — Niespodziewanie tuż przed Heartfilią stanął jeden z „harleyowców”. — A panowie dokąd?
— Jak najdalej stąd — burknął Jude i przepchnął się przez barczystego mężczyznę, lecz zdołał postawić zaledwie kilka kroków.
— Stój! — Wrzask adoratora wstrząsnął ścianami lokalu i na moment zagłuszył następną piosenkę, graną przez DJa. Wszyscy, nawet Natsu, odwrócili się w jego stronę. I ujrzeli coś tak szokującego, że nie jeden z tu obecnych zbierał szczękę z podłogi.
Rosły mężczyzna w lateksowym stroju motocyklisty klęknął na środku parkietu. Zdejmując czapkę z głowy, przyłożył ją sobie do piersi, a wolną dłonią wskazał na pobladłego Judego.
— If i could turn back time. If i could find a way — śpiewał, cytując puszczaną w głośnikach Cher.
— Kurwa, nie wierzę. — Natsu usłyszał słaby głos Judego.
— I'd take back those words that hurt you… — Nagle mężczyzna posłał prokuratorowi kokieteryjny uśmiech. — You'd stay!
Tłum oszalał. Poruszeni, a zarazem zachwyceni klubowicze zaczęli bić brawa, a Jude nawet nie wiedział, kto wypchnął go na środek parkietu, prosto w ramiona swojego amanta.
Prokurator, uwięziony w silnych męskich ramionach, odwrócił za siebie głowę i wzrokiem błagał Drangeela o pomoc. Natsu jednak cofnął się do lady, gdzie rozsiadł się w hokerze z rękoma założonymi na piersi i szatańskim uśmiechem. Takiego widowiska nie mógł sobie odpuścić.
— To moja piosenka! — zawołał Jude, chwiejnie zeskakując z kontuara baru. Wystarczyło mu zaledwie kilka kolorowych „specjałów wieczoru” z parasolką, by do reszty wyzbyć się uprzedzeń. Wstydu chyba też — pomyślał zachwycony Natsu, któremu wyskoczył w telefonie komunikat o kończącym się miejscu na karcie pamięci.
— Niezapomniane chwile trzeba upamiętniać — zażartował barman, gdy Dragneel zaczął nagrywać kolejny filmik.
— Te nagrania nie pozwolą Judemu o tym zapomnieć. — Zaśmiał się Natsu. — Już ja o to zadbam.
Heartfilia, otoczony na parkiecie wianuszkiem mężczyzn, ściągnął z siebie koszulkę i zaczął nią wymachiwać nad głową.
— Jo ma haaart! Jo ma soooł! Lalalalala everywhere I go! — darł się na totalnym rauszu. Widząc go tak spitego, Dragneel był pewien, że prokurator przywita jutrzejszy dzień kacem i pustką w głowie.
— Chcieliśmy pooglądać panienki, ale to co widzę, jest znacznie lepsze! — zawołał rozbawiony policjant, który także był nieco wstawiony. 
— No to nieźle zabłądziliście — przyznał barman, zamyślając się na moment. — Ale jak chcecie panienek… Ren! Chodź tu na moment!
Natsu podążył wzrokiem za jego wystawioną ręką. Zauważył, że towarzysz dzieciaka, którego dostrzegł niemal na samym początku, wstaje z loży. Szczupły mulat podszedł do nich z serdecznym uśmiechem.
— Co tam, Riko?
— Opowiedz mu o tym rolniku, u którego robisz zakupy — poprosił podekscytowany barman, wskazując na skołowanego Dragneela. — Kolega szuka panienek.
— O to chodzi! — Ren dosiadł się do wolnego hokera i przyglądając się Natsu, założył nogę na nogę. — No więc było tak. Idę sobie na zakupy, do takiego sklepiku za rogiem, niedaleko mojego mieszkania, bo facet zawsze ma naprawdę dobre, świeże warzywa…
— Do rzeczy — mruknął Dragneel, nieco podirytowany gestykulacją zgiętej w nadgarstku dłoni Rena. 
— Ojoj, kolega jest chyba napalony. Aż takie braki?
— Co?! Zaraz ty będziesz miał braki w uzębieniu, „kolego” — warknął Natsu, coraz bardziej rozeźlony, a Ren z oburzenia zatrzepotał rzęsami.
— A chcesz usłyszeć, gdzie znajdziesz panienki?!
— Chcę — Dragneel przyznał niechętnie.
— To zamknij się i słuchaj. — Nieco zbulwersowany mulat wyprostował plecy i zgrabnie poruszając ramionami, poprawił kołnierz koszuli. — No więc, robię tam zakupy, bo koleś zazwyczaj ma świeże jedzenie. Sam je uprawia, dosłownie kilka kilometrów za miastem. No i idę ostatnio do niego, a ten na mnie z mordą, bo macam mu ogórki! No wyobrażacie to sobie?
— Jakoś nie mam z tym problemu — burknął Natsu, ale kiedy napotkał ostrzegawcze spojrzenie Rena, natychmiast umilkł, żartobliwie zapinając usta niewidzialnym zamkiem błyskawicznym.
— Niebywałe, otaczają mnie sami zboczeńcy. Sprawdzałem, czy są świeże, okej?! — zdenerwowany, wystawił wewnętrzną stronę dłoni przed twarzą Dragneela. — Wracając… Ten rolnik zawsze był jakiś taki gburowaty, ale wtedy to już totalnie przegiął. Grzecznie go pytam, czego mordę drze. A on wtedy westchnął ciężko i zaczął mi się żalić, że mieszka za miastem na wygnajewie, bo ludzi nie lubi. Myślę sobie, że to widać od razu, co nie? No ale słucham go dalej, a ten mówi mi, że dojeżdża się do niego szosą. Nikt praktycznie tamtędy nie jeździł, bo to droga donikąd. Aż tu nagle, co noc mu jakaś parada samochodów tuż przy chacie przejeżdża. I to głównie nocą. Kury mu się płoszą, jaj nie znoszą, a pies ujada do rana, przez co z małżonką oka zmrużyć nie może. Trwało to niby jakiś czas, nawet miesiące, aż w końcu nie wytrzymał i pojechał za jednym z aut, zobaczyć dokąd to tak wszystkie jadą. 
— No i? — dociekał Natsu, kiedy Ren zamilkł.
— No i dojechał do starego motelu, które od lat już stoi jako pustostan. Tyle że zamiast nieużytku, zastał tam jakieś panienki jak spod latarni, głośną muzę wyjącą z budynku i typów spod ciemnej gwiazdy. Jak to sam ujął, sodoma i gomora. Chciał tam wejść, to ochrona go przegoniła ze śmiechem, że to nie miejsce dla wieśniaków, pff — fuknął Rin. — Nie lubię tego starucha, ale tak się ludzi nie traktuje, o nie! — Pogroził palcem.
— Nie wiem, czy chodzi o to samo miejsce, ale ja też coś słyszałem. — Niespodziewanie do rozmowy dołączył drugi barman, który dotąd trzymał się na uboczu. — Ponoć gdzieś na obrzeżach miasta jest jakiś klub gogo, gdzie cię nawet z telefonem nie wpuszczą. Wiecie, żeby nie wyszło na zewnątrz, co tam się odwala. Myślicie, że mowa o tym samym miejscu? I… Czy on chce zdjąć spodnie?
Natsu, słysząc ostatnie zdanie barmana, zupełnie wyrwane z kontekstu, z początku nie zrozumiał, o czym mówi. Dopiero po chwili zreflektował się i raptownie odwrócił za siebie. Widząc na parkiecie szalejącego prokuratora ze skórzanym paskiem w dłoniach, zerwał się z hokera jak oparzony.
— Tobie już wystarczy, Jude! — zawołał, w ostatniej chwili przytrzymując mu spodnie przy biodrach. — Wychodzimy.



No, to było hihi i haha, pośmialiśmy się, ale teraz przechodzimy do bardziej poważnych rozdziałów ;>. Nowy el rozdziałos powinien ukazać się na dniach. A ten dedykuję mojemu słońcu, Hinieichigo. Ty wiesz, za co <3

8 komentarzy:

  1. kochaaaam hahah

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, wszystko wszystkim ale Jude w gejowskim klubie W Y M I A T A. Periodt. Tyle.
    Dragneel poznaje przyszłego teścia (o ile ten go nie zabije gdy się tylko dowie o wszystkim) z najlepszej strony z jakiej można poznać człowieka. Rozrywkowy Jude to mój kolejny spirit animal z Twoich opowiadań, haha.
    Bardzo zabawny rozdział, aż boję się rozpoczęcia "poważnych rozdziałów" ale z drugiej strony nie mogę się doczekać :D
    zyczę dużo weny, pozdrawiam cieplutko, dużo zdrówka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no Jude w tym rozdziale zaszalał xD. I spokojnie, w tych poważniejszych rozdziałach także nie zabraknie humoru, choć nie będzie go w takiej dawce, jak tutaj.
      I dziękuję! Tobie również dużo, dużo zdrówka <3

      Usuń
  3. Czyli jednak Lucy ma wsparcie kogoś z rodziny! Trochę przykro, że Alberona jest tu czarnym charakterem... Wiedziałam, że to będzie klub dla gejów, ale że Jude się tak rozkręci to nie podejrzewałam xD no i się zdziwi jak w końcu dowie się prawdy. Już widzę go z dubeltówką w ręce! Tym bardziej skoro myśli, że Natsu ma dziewczynę w ciąży i jeszcze przy tym kogoś na boku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy coś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebawem, za pare dni będzie u mnie luźniej i napewno znajde w końcu czas na pisanie :)

      Usuń
  5. Czemu ja, do ciula pana Wacka, tego nie skomentowałam, hmmm?
    Albo skomentowałam na Wattpadzie, ale komentarz się nie zapisał lub po prostu go nie widzę.
    DOBRA, MNIEJSZA Z TYM! Najwyżej będziesz miała dwa komentarze.. :D
    Czemu zrobiłaś z Cany głupią sucz? Najpierw Mira na Barze, teraz Cana na Zakazanym... Jadę wytargać cię za uszy normalnie!
    Przysięgam, że jak przeczytałam drugi fragment to odniosłam wrażenie, że już go gdzieś czytałam. Serio musiałam skomentować wcześniej ten rozdział, tylko po prostu komentarz dostał nóżek i spierniczył na Hawaje. Niedobry. :<
    Wracając... Też bym nie oddała Happy'ego takiemu ułomowi, zwłaszcza jakbym zobaczyła, że woli mnie. Chyba, że Happy z tych zwierzaków, co kochają właścicieli, ale okazują miłość poprzez srogie uprzykrzanie im życia.xDDDD
    Jude, weź się za robotę, a nie za ploty i umoralnianie. Ugh, aż sobie przypomniałam swoją sporą niechęć do ciebie. :<
    SKISŁAM! PO PROSTU SKISŁAM PRZY FRAGMENCIE Z MOTOCYKLISTĄ!!! SKISŁAM NA ZEWNĄTRZ I WEWNĄTRZ.XDDDDD
    Dragnell, weź mi daj te nagrania, błaaaagam cię!
    Okej, dobra, przyznaję - były niezłe hihi i haha, ale ostatecznie dostaliśmy przepustkę do poważniejszych rozdziałów, których nie mogę się doczekać. :D
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń

Szablon © Stworki|Yasha