Lucy siedziała w jednym z pokoi przesłuchań już dobre parędziesiąt
minut. W tym czasie próbowała rozważyć, dlaczego właściwie znalazła się na
komendzie. Długo podejrzewała, że to idiotyczny pomysł Natsu, głupi żart; że
mężczyzna chciał z nią po prostu porozmawiać w spokojnych warunkach. W końcu
jednak pojęła pewien istotny szczegół. Te wszystkie radiowozy i obława przed
Saber Guild oznaczały, że policjant doskonale wiedział, że ich niepozorne
spotkanie było ustawioną na niego pułapką. Mogła teraz zostać oskarżona o
współpracę z grupą przestępczą i nie miała pojęcia, co jej za to groziło, lecz
jedno było pewne – miała poważne tarapaty.
Poruszyła się nerwowo na krześle, gdy drzwi za nią otworzyły się
zamaszyście. Po chwili, po drugiej stronie biurka pojawił się on. Usiadł na
krześle z ciężkim westchnieniem i poczochrał się po włosach.
– Nienawidzę tej papierkologii...
Nie raczył na nią spojrzeć nawet na ułamek sekundy, choć Lucy swym
spojrzeniem wywiercała mu dziurę w głowie. Czyżby faktycznie aż tak miał jej za
złe, że próbowała go wydać Stingowi?
Policjant rozejrzał się po biurku, jakby nie wiedział, za co ma
się zabrać. W końcu zajrzał do szuflady, z której wyjął pusty arkusz do
spisywania protokołu.
– Nazwisko – zażądał krótko, jakby zwracał się do zupełnie obcej
osoby. Jakby jej nie znał.
– Naprawdę będziemy tak teraz rozmawiać? Po tym, jak sam mnie w to
wpakowałeś?
Natsu wreszcie spojrzał na przesłuchiwaną, która nie umiała
odczytać z jego oczu niczego szczególnego. Żadnych konkretnych emocji czy
uczuć. Był taki opanowany i spokojny. Obojętny.
– Za co mnie zatrzymałeś? – kontynuowała i poruszyła się nerwowo,
kiedy uparcie utkwił w niej swój zimny wzrok. – Oskarżysz mnie o współpracę z
tymi łotrami? Chcesz zeznań, to proszę bardzo! Napisz wszystko, zaczynając od
tego, jak zaciągnąłeś mnie do motelu i co tam ze mną zrobiłeś!
– Mówiłaś, że nie masz do mnie żalu...
Jego ściszony głos o nieco niebezpiecznej barwie przyprawił ją o
dreszcze. Nie dała się jednak zastraszyć.
– Tak było, dopóki nie walnąłeś moją głową o maskę samochodu i nie
skułeś mnie tą... Tym czymś! – krzyknęła z pretensją, skazując na swoje skute
ręce.
Usta mu nieznacznie drgnęły, jakby próbował powstrzymać
rozbawienie.
– To trytytka – sprostował, wstając niespiesznie. Heartfilia
zlękła się, kiedy wyjął z kieszeni scyzoryk i podszedł bliżej. Naprawdę, już
nie wiedziała, czego ma się spodziewać.
Natsu nachylił się z nożem nad dziewczyną, a gdy ich twarze
dzieliło zaledwie kilka centymetrów, niespodziewanie spojrzał na nią. Wręcz
zatopił w niej swoje zielone oczy, na moment hipnotyzując tym nastolatkę. Przez
to Lucy z początku nie zauważyła, jak jednym pociągnięciem ostrza uwolnił ją z
opaski zaciskowej. Natychmiast zaczęła rozmasowywać sobie nadgarstki, a Natsu
podniósł się, lecz nie powrócił na swoje miejsce.
– Nikt cię o nic nie będzie oskarżać, głuptasie, ale jesteś
świadkiem zdarzenia. Jedynym świadkiem, poza mną. Potrzebuję twoich zeznań. Bez
zbędnych szczegółów – podkreślił to w dobitny sposób, stojąc tuż za Heartfilią.
– Podaj mi swoje nazwisko i miejmy to za sobą.
Dziewczyna powoli wychyliła do tyłu głowę, spoglądając na niego ze
zbolałą miną.
– Nie mogę tego zrobić.
Zaskoczony policjant uniósł jedną brew i chowając scyzoryk do
kieszeni, oparł dłoń o swoje biodro.
– O co ci chodzi? – spytał prześmiewczo rozswawolony, lecz Lucy
wyraźnie nie było do śmiechu.
– O to chodzi, że nie mogę podać ci nazwiska, głuchy jesteś czy
jak?! – furknęła, ale Natsu nadal zdawał się nie rozumieć jej zachowania, więc
odwróciła wzrok i dla uspokojenia nabrała głęboki wdech. – Jeśli mój ojciec się
o tym dowie...
Urwała, słysząc za sobą cyniczne parsknięcie i zesztywniała, kiedy
mężczyzna znienacka nachylił się nad nią, opierając dłonie o blat biurka w taki
sposób, że zamknął Heartfilię w potrzasku.
– Nie jeden dzieciak tu płakał w obawie przed rodzicami. Ale,
Lucy, przecież to tylko zeznania.
– Nie możesz tam wpisać jakiegoś zmyślonego nazwiska? – spytała
nieco uniesionym, piskliwym głosem, który zdradzał jej zdenerwowanie. –
Przecież jestem tylko głupim świadkiem!
– A jak wezwą cię na rozprawę sądową, byś zeznawała przeciwko
pozwanym? Poza tym, prosisz policjanta, by popełnił przestępstwo – mruknął jej
do ucha. Był już tak blisko jej twarzy, że czuła na policzku jego ciepły
oddech. – Zdajesz sobie z tego sprawę?
– Nic nie rozumiesz! – zawołała zniecierpliwiona, wstając
raptownie z krzesła. Zdumiony Natsu wyprostował się, gdy pełna determinacji
dziewczyna stanęła mu na przeciw. Szybko się jednak speszyła. Spojrzała na
niego błagalnym wzrokiem i nieśmiało, ze zwątpieniem przyłożyła dłonie do jego
torsu. Choć Natsu jedynie przyglądał się w milczeniu jej poczynaniom, choć
starał się stwarzać pozory opanowanego, dostrzegła, jak od przełknięcia śliny
uniosła mu się grdyka.
– Próbujesz mnie przekupić? – spytał z niewielką chrypką, jakby
zaschło mu w gardle.
– Przekonać, że mam rację – sprostowała, przysuwając się o krok.
Wciąż wlepiała wzrok w jego klatkę piersiową, bojąc się spojrzeć wyżej, niż na
wysokość brody mężczyzny. – Musisz mi zaufać, Natsu. Zrobię... – Natychmiast
umilkła, przypominając sobie, co się stało, gdy ostatnim razem wypowiadała te
słowa.
Wstrzymała oddech, kiedy Natsu niespodziewanie objął ją jedną ręką
w pasie i przycisnął do siebie.
– Wszystko? – dokończył za nią i palcami uniósł Lucy podbródek,
zmuszając ją w ten sposób, by wreszcie ukazała mu swoje duże, czekoladowe i
zlęknione oczęta. Uśmiechał się niecnie, jakby miał z tego wszystkiego niezły
ubaw.
Serce zadudniło w jej piersi jak oszalałe. Może do reszty
zgłupiała, jednak...
– Nie... Nie wszystko. Tylko to, co chcę – wyznała cicho, po czym
natychmiast przymknęła powieki i złożyła na ustach Natsu delikatny pocałunek.
Chyba go tym zaskoczyła, lecz kiedy nie odwzajemnił jej czułości, zdała sobie
sprawę, że niewzruszony policjant wciąż na nią patrzy. Zaczęła powoli się
odsuwać, lecz wtedy on ponownie przycisnął ją do siebie, zawadiacko unosząc
wargi. Przez zaledwie kilka sekund przyglądał się blondynce, a pewność siebie
wręcz emanowała z jego postawy. W zielonych tęczówkach, prócz odbicia
wystraszonej nastolatki, tlił się dziwny blask. Jakby jego oczy śmiały się
radośnie.
– Zwykły buziak mnie nie przekona – oznajmił ochryple i pocałował
Lucy z taką namiętnością, że jęk sam wydobył się z jej płuc. Uniosła dłoń,
chcąc go powstrzymać, lecz Natsu złapał ją w nadgarstku. Drugą, wolną ręką
strącił z biurka wszystko, co na nim leżało i położył dziewczynę na blacie,
samemu przygniatając ją swoim ciałem. – Nie igraj ze mną, Lucy. Jak widać,
jestem bardziej przekupny, niż myślałem – zachichotał, muskając wargami skórę
na szyi Heartfilii i chwytając ją pod udami, by unieść jej zgrabne nogi.
Błądził dłońmi po jej ciele i całował po obojczyku, sprawiając, że Lucy nie
potrafiła skupić myśli.
– Czekaj – wydusiła z siebie, oddychając płytko i delikatnie
odsuwając od siebie lekko zniecierpliwionego policjanta. Znów na nią patrzył w
ten sam sposób, co tamtej nocy... – Nie jesteś na mnie zły?
– Zły? Za co mam być zły? – zdziwił się i chciał powrócić do
obsypywania dziewczyny pocałunkami, lecz ta, z resztką asertywności, znów
odsunęła go od siebie.
– Nie zastanawiasz się, dlaczego cię im wystawiłam?
Natsu zastygł na moment w bezruchu. W końcu zszedł z
przesłuchiwanej i przyjrzał się jej badawczo.
– Nie bardzo – odrzekł dość apatycznie, szokując tym Lucy. – No i
co się tak dziwisz? Nie zapomnij, że miałem pół roku, by poznać ich metody.
Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie.
– Zaraz! – podniosła głos, udaremniając Dragneelowi kolejną próbę
do zbliżenia się.
– No co znowu?!
– To dlatego za mną łaziłeś?!
– Po prostu miałem cię na oku – wytłumaczył po namyśle, jednak
Lucy doznała w tym momencie olśnienia.
– Wszystkie twoje słowa, te kwiaty, przeprosiny.... – wymieniała,
czekając, aż wreszcie zaprzeczy. Niestety on, na dobre odpuszczając sobie
pieszczoty, tylko patrzył na nią spokojnie. – To nic dla ciebie nie znaczyło?
Kłamałeś? No powiedz coś wreszcie! – wrzasnęła, ze złością popychając go na
środek pokoju.
– A co mam ci powiedzieć... – burknął pod nosem, ale na tyle
głośno, by Lucy go usłyszała. Zirytował się, gdy oczy dziewczyny momentalnie
zaszkliły się od łez. – Powiedziałaś, że sama tego chcesz!
– Ty draniu – wycedziła przez ściśnięte gardło i omal nie
rozpłakała się na jego oczach. By tego uniknąć, po prostu minęła go w pośpiechu
i wyszła z pokoju przesłuchań.
Miała jeszcze nikłą nadzieję, że Natsu ją zatrzyma, ale nic
takiego się nie wydarzyło. Nie wybiegł za nią, nie wołał. Po prostu stał w
miejscu z indolentną miną i nie odzywając się słowem, pozwolił jej odejść.
***
Kiedy po cichu zamknął za nią drzwi, uderzył w nie schylonym czołem.
– Kurwa – szepnął, mocno mrużąc oczy i chwytając się za skronie,
gdy zdał sobie sprawę, że nie wyciągnął od Lucy jej nazwiska. Nie będzie mógł
teraz sporządzić protokołu. Stary Dreyar nieźle go za to opierdoli – pomyślał,
lecz zbytnio się tym nie przejął.
Coś nieprzyjemnie ciężkiego uciskało mu na żołądek, a w głowie
wciąż majaczył mu powidok nastolatki, która właśnie cudem się przed nim nie
rozbeczała.
Powinien czuć ulgę, że wreszcie ma to za sobą. Ubieganie o względy
gówniary było wyjątkowo upierdliwe. Więc czym on się przejmował – młoda
wypłacze się w poduszkę i jej przejdzie. Poza tym przeprosił ją, a ona sama w
końcu przyznała, że nie ma do niego żalu. Robiła tylko to, co chciała. Nie
zmuszał jej do niego, niczego nie obiecywał. Nie mógł dostrzec żadnych podstaw,
by nękały go wyrzuty sumienia.
Więc dlaczego czuł się tak podle?
Powiadają, że oczy są oknem na duszę. Jej spojrzenie, pełne
dobroci i troskliwości, skrywające szczyptę naiwności, było także smutne. Jakby
za czymś tęskniła. Widział to już. Widział to choćby codziennie w lustrzanym
odbiciu, lecz nigdy nie odnalazł tego u tak młodej osoby. Tak samo jak jego,
oczy Lucy ukazywały duszę, która doświadczyła czegoś w przeszłości. Były pełne
mądrości, zupełnie inne niż u pustych panienek, z jakimi nierzadko obcował.
Miały w sobie coś wyjątkowego, pociągającego. Coś, czego nie umiał opisać
słowami. Chyba jakąś magię, bo totalnie go oczarowywały...
Nagle drzwi otworzyły się, a Natsu w ostatniej chwili odskoczył do
tyłu. Spojrzał przed siebie z nadzieją, jednak rozczarował się, widząc w
przejściu swoją koleżankę z pracy, Erzę Scarlet.
– Drangeel, co ty wyprawiasz? Czekają na ciebie z przesłuchaniem
od piętnastu minut!
– Idę, już idę... – warknął niemrawo i wraz z policjantką opuścił
pokój przesłuchań.
Nie zauważył, że pod biurkiem leżało coś, co z pewnością nie
powinno się tu znajdować.
***
Wybiegła z komisariatu, nie bacząc na zaskoczonych
funkcjonariuszy. Teraz nic ją nie obchodziło. Nic nie było w stanie jej
zatrzymać. Pogrążona w amoku, pędem szła przed siebie. Nie wiedziała dokąd;
uliczne lampy prowadziły ją w nieznaną podróż. Tracąc rachubę czasu, nie
potrafiła wyrzucić z głowy tych wszystkich myśli. Tych uczuć, kłębiących się w
jej sercu jak poplątana, wełniana włóczka.
Zawiał mocniejszy wiatr, który wstrząsnął jej kruchą posturą i
ocucił ją. Zalana łzami, spojrzała przytomniej przed siebie.
– Gdzie ja w ogóle jestem? – zadała sobie pytanie, nie rozpoznając
okolicy. W pobliżu nie widziała ani jednej żywej duszy. Także jezdnia, obok
której kroczyła, nie była szczególnie ruchliwa. Zaczęła nerwowo się rozglądać i
wtem, po drugiej stronie ulicy, ujrzała przystanek autobusowy. Podeszła do
niego, ignorując brak przejścia dla pieszych i zaznajomiła się z krótkim
rozkładem jazdy jedynego autobusu, który się tu zatrzymywał. Na szczęście
dojeżdżał on do ścisłego centrum Magnolii, więc usiadła pod wiatą na stalowej,
zimnej ławeczce i czekała. Obserwowała przejeżdżające raz po raz samochody, aż
w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że zarówno ich światła, jak i ulicznych
lamp, rozmazują się. Sama nie wiedząc dlaczego, znów nie potrafiła powstrzymać
łez.
Wspomnienia z Natsu przelatywały przez jej umysł jak miraże. Choć
to on wpakował ją w całą tę kobyłę, starała się go chronić. Ona – zwykła
obywatelka, nieletnia. Dorosłego policjanta. Ryzykowała dla niego życiem swoim
i swoich bliskich. Narażała się dla niego...
Prychnęła pod nosem, którym po chwili pociągnęła, i desperacko
otarła mokre policzki. Owszem, w końcu podjęła decyzję, by ulec Stingowi i
zgodzić się na jego żądania, ale jakie miała wyjście? Poza tym koniec końców i
tak usiłowała pomóc Natsu – usprawiedliwiała się w myślach, choć doskonale
wiedziała, że nie powinna się obwiniać.
Do jej głowy wkradło się kolejne, bardzo świeże wspomnienie. Jego
niewzruszone, ostatnie spojrzenie, które sprawiło jej ogromną przykrość.
Pospiesznie potrząsnęła głową, jakby w ten sposób mogła wyrzucić
to z pamięci. Pragnęła, by ten podły człowiek już nigdy nie stanął jej na
drodze. Nigdy. Nawet jeśli oznaczało to, że już nigdy nie będzie miała okazji
tak dobrze przyjrzeć się jego zielonym oczom. I że już nigdy nie poczuje na
sobie jego ust. Nigdy.
Zbeształa się w myślach, kiedy ponownie zebrało się jej na płacz.
Natsu złamał jej – jak się za późno okazało – naiwne serce. Sam Loki nie
sprawił jej tyle bólu i cierpienia. Wiedziała, że przyszło jej słono zapłacić
za własną głupotę, ale przynajmniej będzie miała nauczkę na przyszłość.
Tymczasem musiała się jakoś uporać z tym potwornym, miażdżącym uczuciem. Gdyby
tylko miała pojęcie, jak tego dokonać...
Zauważyła nadjeżdżający autobus i wpierw pomyślała półżartem, czy
nie lepiej byłoby po prostu wskoczyć pod jego koła. Wzdychając z bezradności,
wstała z ławki i ocierając ostatnie łzy, weszła do pojazdu, gdy tylko otworzyły
się jego drzwi. Pomimo później godziny w środku było dość tłoczno, więc
chwyciła się uchwytu nad głową. W letargu obserwowała zza okna krajobraz
nocnego miasta, odpływając we własny świat i jednocześnie walcząc z samą sobą,
by nie rozbeczeć się w miejscu publicznym.
Autobus zatrzymał się na światłach. Wtedy w odbiciu szyby
zauważyła coś dziwnego. Jakby brudną, bardzo smutną twarz. Zajęło jej chwilę,
zanim skojarzyła, że to jej własne odbicie, całe rozmazane od czarnego tuszu do
rzęs. Zażenowana, sięgnęła ręką do zawieszonej na ramieniu torebki, by wyjąć
lusterko i jak najszybciej poprawić swój wizerunek. Zamarła, zdając sobie
sprawę, że nie ma przy sobie lusterka. Ani torebki.
– Z pubu ją wzięła, bo używała gazu pieprzowego –
rozmyślała gorliwie. – Musiała ją zostawić... Tylko nie to...
Uświadomiła sobie, że wyszła z komisariatu bez kopertówki.
Wściekła na siebie za nieroztropność, mocno zacisnęła palce na uchwycie. I
kiedy sądziła, że gorzej już być nie może, na ekranie informacyjnym pojazdu
pojawił się czerwony napis, który przyprawił Lucy o mikro-zawał. Napis „Kontrola
biletów".
Ostatnio naprawdę mnie poniosło. Jeśli ktoś nie widział wpisu na fanpagu, to powiem tylko tyle – ponad 50 stron. Właśnie tyle napisałam w zeszycie (B4). Dostałam jakiegoś olśnienia, chwilowo porzucając wszystkie inne projekty. Wyszło tego parę rozdziałów, a oprócz tego rozpisałam sobie konspekt całej historii. Może nie mam jej dopracowanej w 100%, ale mało brakuje ;). Mogę wam także powiedzieć, że planuję około pięćdziesięciu rozdziałów, choć początkowo planowałam około trzydzieści. Myślę jednak, że to dobra wiadomość ;).Jeśli przeczytałaś/przeczytałeś rozdział, będzie mi niezmiernie miło jeśli pozostawisz po sobie ślad, swoją opinię (*Yasha żul* xD). Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu, albo chociaż umili wam na chwilę dzień, a następny już niebawem! Buziaki :* // PS. Znowu przy publikacji wyje**ło mi akapity i byłam zmuszona zrobić to odręcznie... Wiem, jak to wygląda...
Oj oj, szkoda Lucynki:( Czekam aż Natsu odkryje, kim jest nasza blondyneczka :D
OdpowiedzUsuńRozdział suuuper, pozdrawiam! <3
PS. Akapitami się nie przejmuj, przy ciekawej fabule nie zwraca się na nie uwagi, haha :D
No ale to wkurza, kiedy w wordzie starasz się o te zasrane akapity, potem męczysz się by skopiować tekst do arkusza blogspota tak, by one wciąż były... A przy publikacji i tak znikają xD. A na to, na co czekasz... Długo czekać nie będziesz (już nic mówię, stop spoilerom) xD.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana za komentarz :* :* :*