28 kwietnia 2019

14 "Pierwsza gała"

Miłego czytania ^^
Lucy stała oparta o kuchenny blat, z telefonem przyłożonym do ucha. Cisza, jaka nastała w słuchawce na kilka sekund, ciągnęła się w nieskończoność.
— Hallo? — spytała, powątpiewając, czy czasem nie zerwało połączenia.
— Ale jak to jej nie będzie? — usłyszała w końcu zdenerwowany głos mężczyzny, należący do ordynatora szpitala.— Za dwie godziny ma pacjenta na stole!
— No to ktoś musi ją zastąpić, jak z resztą ona nie raz zastępowała innych — stwierdziła gniewnie Lucy. — Przecież nie przyjdzie do pracy z grypą żołądkową, jeszcze się zrzyga na pacjenta. Albo do, jeśli będzie w trakcie operacji... Hallo?
Tym razem przerywany odgłos rozłączonego połączenia dał Lucy jasno do zrozumienia, że jej rozmowa z ordynatorem dobiegła końca. Westchnęła ociężale i odłożyła telefon matki na blat. Spojrzała na swoją rodzicielkę, która siedziała na taborecie i patrzyła na nią litościwym wzrokiem.
— No co? — zdziwiła się Lucy, lecz Layla jedynie pokiwała głową z dezaprobatą, czego szybko pożałowała. Nawet najmniejszy jej ruch przyprawiał kobietę o mdłości i obezwładniający ból.
Lucy przyjrzała się jej. Cierpiała? To słowo uwłaczało katuszom Layli. „Umierała” było znacznie trafniejszym określeniem.
Choć wciąż była zła na matkę za numer, jaki odwaliła poprzedniego dnia, nie mogła jej teraz zignorować. Litując się nad skacowaną, podała jej szklankę z zimną wodą z kranu.
— Dzięki, córciu.
Lucy jeszcze nie słyszała matki z tak przechlanym głosem.
— Chyba trochę wczoraj przesadziłam — wycharczała Layla.
— Trochę?!
— Na litość boską, ciszej, Lucy... — kobieta z jękiem chwyciła się za skronie.
— Pamiętasz coś w ogóle z wczorajszej kolacji? — dociekała dziewczyna, zabierając od matki pustą szklankę.
— Szczerze to niewiele — przyznała cicho, a po chwili otworzyła szerzej oczy. — Ale chyba nie palnęłam czegoś głupiego?!
Nastolatka włożyła szklankę do zlewu i odwrócona do Layli tyłem, prychnęła cynicznie.
— Nieee... — rzekła z ironią. — Prócz tego, że próbowałaś mnie wydać za mąż temu policjantowi, to nic.
— Mówisz o Dragneelu?!
— No przecież nie o tacie.
— To nie jest śmieszne, Lucy!
— Mi też wczoraj nie było do śmiechu — fuknęła obrażona dziewczyna. Choć starała się nie patrzeć na matkę, kątem oka dostrzegła, jak wstaje z taboretu i otwiera zamrażalkę.
— Moja głowa... — Layla wyjęła worek z lodem i przyłożyła go sobie do czoła.
— Cierp ciało, co chciało — mruknęła Lucy pod nosem, niestety nie na tyle cicho, by nie doszło to do uszu matki.
— A ty nie powinnaś być w szkole?! Mądrala się znalazła...
— Mam zajęcia dopiero za dwie godziny — uświadomiła ją córka.
Layla z powrotem usiadła na taborecie, odwracając worek z kostkami lodu, które zaczęły się powoli roztapiać i moczyć jej dłoń.
— Naprawdę mówiłam takie rzeczy? — spytała bardziej siebie. — Co ten młody człowiek musiał sobie o mnie pomyśleć...
Lucy postanowiła to przemilczeć. Po chwili jednak dostrzegła, że matka intensywnie się w nią wpatruje.
— Co? — uniosła brew w zdziwieniu.
— Widziałaś się z nim wcześniej?
Serce dziewczyny zabiło mocniej.
— Z kim, tym policjantem? A gdzie go niby miałam widzieć? — oznajmiła najbardziej obojętnie, jak tylko zdołała. Mimo to Layla wciąż bacznie się jej przyglądała. Zupełnie, jakby o wszystkim wiedziała. Lucy zaczęła szybko analizować w głowie, czy w ogóle istnieje taka możliwość. Może coś słyszała? A jeśli widziała ich pożegnanie?! Nie, to niemożliwe — przekonywała się gorliwie — stali pod zadaszeniem, a matka była wtedy pijana jak bela i zapewne już wtedy spała. — Skąd w ogóle ten pomysł?!
— Dziwnie na niego zareagowałaś. Biedny serwis od babci Anny... — Layla z żalem wspomniała stłuczone talerze.
Lucy milczała. Bo co miała powiedzieć? Może to i jej ojciec był prokuratorem, lecz Layla niejednokrotnie udowodniła, że bystrością i intuicją po stokroć przebijała Judego. Lucy wolała teraz zachować szczególną ostrożność i nie odzywać się bez powodu.
— Facet nie jest najgorszy, ale żeby upuszczać przez niego przedwojenną porcelanę? —kontynuowała Layla, sarkastycznie żartując z córki.
— Mamo, błagam cię...
Niespodziewanie rysy twarzy kobiety wyostrzyły się, co natychmiast dodało jej parę lat.
— To dojrzały mężczyzna, a ty jesteś jeszcze dzieckiem — rzekła z powagą.
— Jestem już prawie pełnoletnia — Lucy wywróciła ostentacyjnie oczami.
— Jest tyle fajnych chłopaków w twoim wieku. Starsi mężczyźni mają inne wymagania i potrzeby. Jeszcze by ci dzieciaka zrobił.
— Czemu mówisz takie krępujące rzeczy?! — zażenowana, ale także wystraszona dziewczyna wręcz się wydarła.
— Bo widziałam, jak na siebie patrzycie — Layla stwierdziła oschle, choć dało się wyczuć nutkę troski w jej głosie. — Mów co chcesz, matki nie oszukasz.
— To nie wiem, jak ty patrzyłaś, mamo, że coś widziałaś! Chyba już wtedy byłaś nieźle wstawiona, bo ładnie coś ci się uroiło we łbie!
— Nie tym tonem, Lucy! — również Layla uniosła się krzykiem, lecz zaraz po tym znów chwyciła się za skacowaną głowę.
Rozjuszona nastolatka wpatrywała się w matkę, zaciskając wargi i pięści. Sama nie wiedziała, co ją tak zdenerwowało, ale na moment strach i złość wzięły nad nią górę.
Na kilka sekund w kuchni zapadła cisza, aż w końcu Lucy głośno wypuściła powietrze, które dotąd trzymała w płucach.
— Chyba jednak już pójdę do szkoły — burknęła na odchodne.
— Lucy... — Dziewczyna była już w salonie, kiedy ciche, aczkolwiek imperatywne zawołanie matki zatrzymało ją przy skórzanej sofie. — On jest dla ciebie za stary.
Słowa Layli zabrzmiały jak wyrok sądu ostatecznego. Były bezdyskusyjne i niekwestionowane. Lucy chciała się odwrócić i coś powiedzieć, lecz koniec końców po prostu ruszyła przed siebie i pobiegła na piętro, by wziąć plecak ze swojego pokoju. Odpuściła i darowała sobie jakiekolwiek wdawanie się w dyskusje z matką. Nie wynikłoby z tego nic dobrego, a poza tym „matka zawsze wie lepiej”.

***

Była to ostatnia lekcja dzisiejszego dnia. Historia, przedmiot znienawidzony przez McGarden jak większość innych, dzisiaj ciągnęła się gorzej niż mordoklejka w pysku bezzębnego dziadka. Ostatni raz spoglądnęła na zegar wieczność temu, ale wskazówki na tarczy przesunęły się zaledwie o pięć minut.
— Kurwa — mruknęła niemal bezdźwięcznie i spojrzała na Lucy, która siedziała dwie ławki dalej. Blondynka zupełnie odpłynęła myślami. Jej brązowe oczy były nieobecne, a głos nauczyciela chyba wcale do niej nie docierał. Nie wyglądała jednak na przygnębioną. Bardziej, jakby intensywnie nad czymś główkowała. Levy podejrzewała, że zachowanie Heartfilii ma duży związek z wczorajszą kolacją, jaka odbyła się w jej domu.
Zaczęła nerwowo podrygiwać nogą, nie mogąc doczekać się końca lekcji — fajrantu, po którym miały się udać z Lucy w jakieś spokojne miejsce i wszystko obgadać.
Na szczęście po ostatnim zdarzeniu, Heartfilia znów zaczęła się do niej normalnie odzywać. Nie złościła się już za numer, jaki Levy jej wywinęła z Lokim. Teraz kiedy McGarden przemyślała całą sytuację na spokojnie, zrozumiała, jak głupio postąpiła. Było jej wstyd za samą siebie i jednocześnie czuła wdzięczność do przyjaciółki, że nie chowała do niej urazy.
Odruchowo spoglądnęła w stronę Regulusa, siedzącego na drugim końcu klasy. Zdębiała, gdy zorientowała się, że Loki wgapiał się w zadumaną Lucy z dziwnie poważnym wyrazem twarzy. Jakby z podziwem?
— Możecie odrobić część zadania domowego do końca lekcji — oznajmił nauczyciel historii, po czym zamyślił się na moment. — Ach, no tak! Heartfilia, proszę o referat.
Kiedy nauczyciel wywołał nazwisko najlepszej uczennicy z klasy, początkowo nikt nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero gdy Lucy kompletnie nie zareagowała, uczniowie zaczęli spoglądać w jej kierunku.  Niestety dziewczyna, kompletnie odcięta od świata, nie dostrzegła tego.
— HEARTFILIA, REFERAT! — wrzask historyka ocucił Heartfilię. Rozkojarzona, spojrzała na niego, mrugając powiekami.
— Co?
— Masz referat? Ten zaległy — dodał zniecierpliwiony nauczyciel.
— Ach, ten — Lucy machnęła ręką i spojrzała w bok. — Nie mam.
Profesor zamarł. Nie tego oczekiwał od najlepszej, najpilniejszej uczennicy, jaką — mógł do dziś przyznać to z czystym sumieniem — edukował od paru ostatnich lat. Musiała minąć chwila, by otrząsnąć się ze zdziwienia.
— A dlaczego nie masz? Może się panna łaskawie podzieli tą tajemnicą?
— Bo nie — burknęła apatycznie. Zachowywała się, jakby nauczyciel ją nudził. On, lekcja, którą prowadził, jego słowa — Lucy zupełnie straciła tym zainteresowanie i nawet nie pofatygowała się, by przy swojej zdawkowej odpowiedzi spojrzeć na profesora.
Nauczyciel z niedowierzania rozchylił usta, a w klasie dało się wyczuć napiętą atmosferę. Jedni wpatrywali się w nią z zaskoczeniem, inni się podśmiechiwali.
Lucy zacisnęła wargi w cienką linię. Zaczęło ją to irytować. No tak — pomyślała drwiąco — w końcu jakim prawem ta zawsze przygotowana, wzorowa Heartfilia mogła tak się zachować i raz nie oddać referatu na czas? Tragedia.
— No to będzie niedostateczny — zagroził profesor, ale zawahał się po otwarciu dziennika. Ponownie zerknął na uczennicę. Niestety nie dostrzegając u niej żadnej reakcji, ze zniesmaczoną miną wpisał dziewczynie jedynkę.

***

— Nie wierzę, że zaliczyłaś pierwszą gałę.
Lucy, która szła za Levy z tacą, zatrzymała się raptownie.
— Co ty tak nagle...?! O czym ty w ogóle mówisz! — pisnęła czerwona jak marchewka, a McGarden, która po chwili zrozumiała podwójne znaczenie swoich słów, posłała przyjaciółce niecne spojrzenie.
— Mówię o twojej pierwszej jedynce w dzienniku. A o czym ty myślałaś, mój mały zboku?
Zawstydzona Heartfilia minęła rozbawioną Levy bez słowa i zaszyła się na najcichszej i najodleglejszej kanapie w McDonaldzie. McGarden szybko do niej dołączyła i — gdy w końcu przestała prześmiewczo zadziwiać się „pierwszą gałą” Lucy — zaczęły rozmawiać o wczorajszym wieczorze.

Dwadzieścia minut, cztery cheesburgery i dwie cole z lodem później, Levy znała każdy szczegół z kolacji, na której pojawił się policjant.
— Zanim coś powiesz, idę się wysikać — Lucy oznajmiła szczerze i wstała z sofy. Tak jej się spieszyło do toalety, że zostawiła pod opieką McGarden torebkę i telefon, z którego właśnie wydobył się charakterystyczny dźwięk facebookowego powiadomienia.
Levy spojrzała na smartfona jak na tykającą bombę. Urządzenie oprawione w etui w gwiazdki leżało niewinnie na stole, miejscami upaćkanym od ketchupu po poprzednim gościu restauracji, a zielona, mrugająca dioda telefonu aż krzyczała, by odblokować ekran i przeczytać nową wiadomość.
McGarden zerknęła w stronę toalet i kiedy nie dostrzegła Lucy, wzięła jej telefon do ręki. Chciała tylko zobaczyć, kto do niej napisał — pomyślała, lecz jej nastawienie diametralnie się zmieniło, gdy zobaczyła nazwisko nadawcy.
Natsu Dragneel: Jedziesz?
Levy zmarszczyła brwi. Jej rozum wręcz krzyczał, by się w to nie mieszała. Już raz to zrobiła, prosząc o pomoc Lokiego i naskakując na Dragneela oraz strasząc go ojcem Lucy. Heartfilia słusznie się na nią wtedy wściekła i przecież dopiero co przestała się na nią złościć. Z drugiej strony, Levy wciąż czuła, że nie naprawiła swojego błędu. Chciała go jakoś zrekompensować i choć robienie tego samego w ramach zadośćuczynienia wydawało się absurdalne, tym razem sytuacja wyglądała inaczej.
Gdy Lucy opowiadała jej o wczorajszej kolacji, a zwłaszcza o jej zakończeniu, starała się udawać rozgniewaną i zirytowaną. Prychała szyderczo, wręcz z pogardą, ale jej lekko drżący, załamujący się głos, dłonie, z którymi nie wiedziała co zrobić podczas opowiadania o tym, jak „okropnie” ją pocałował, czy przyspieszony oddech zdradzały wszystko.
McGarden wiedziała także, że Lucy sama z siebie nie pojedzie na weekend z Dragneelem. Heartfilia, opowiadając jej o propozycji złożonej przez policjanta, dawała jasno do zrozumienia, że ten pomysł jest irracjonalny, a Natsu jest skończonym idiotą pozbawionym piątej klepki, skoro pomyślał, że mogłaby przystać na wspólny wyjazd. Uwadze Levy nie uszło jednak, że Lucy, rozwodząc się nad głupotą i lekkomyślnością mężczyzny, raz po raz spoglądała na przyjaciółkę, jakby czekała na jakiś znak. Jakby liczyła, że ta da jej przyzwolenie na to szaleństwo i zasugeruje, iż to wcale nie jest taki zły plan.
I owszem, byłoby to szaleństwo, ale które McGarden popierała całą sobą. Widziała to w Dragneelu, gdy tylko zobaczył Lucy. Patrzył na nią z uczuciem i tęsknotą. Miał to samo spojrzenie, jakim ją obdarowywał Gajeel. Tego nie dało się pomylić z niczym innym, jak z szaleństwem z miłości.
Levy przypomniała sobie zachowanie przyjaciółki i policjanta, kiedy widziała ich razem po raz ostatni. Byli jak zagubione dzieci we mgle. Choć stali na przeciw siebie, nie potrafili wykrztusić z siebie słów, które ugrzęzły im w gardłach. 
McGarden zerknęła, czy Heartfilia nie wychodzi z toalety, a następnie odpisała na wiadomość. Natsu  chyba w końcu zrozumiał, co należało zrobić. Teraz tylko Lucy potrzebowała małego popchnięcia, by to wreszcie pojęła.
Dziewczyna zablokowała ekran smartfona i odłożyła telefon na stół. Dosłownie kilka sekund później blondynka wyszła z łazienki i usiadła obok Levy.
— Wracając do... — zaczęła Heartfilia, lecz przerwał jej dźwięk nowej wiadomości na facebooku. I kolejnej. I jeszcze jednej. Nieco zaskoczona, lecz niczego nieświadoma, sięgnęła po telefon i jednym ruchem palca odblokowała ekran. 
Serce Levy podskoczyło aż do gardła. Wiedziała, że zaraz cały McDonald będzie świadkiem wybuchu wściekłości Lucy. Złości, którą w całości przekieruje właśnie na nią.
Heartfilia zesztywniała, widząc spam od Natsu.
Natsu Dragneel: Naprawdę?
Natsu Dragneel: Ale tak na serio?!
Natsu Dragneel: Ok, w piątek o 20:40 mamy autobus z dworca. Jedziemy do Oak.
— Co do... — Dziewczyna cofnęła się do poprzednich wiadomości. Kiedy na zapytanie od Dragneela odczytała — rzekomo — swoją, twierdzącą odpowiedź, powoli odłożyła telefon i zmroziła milczącą Levy morderczym wzrokiem.
McGarden siorbnęła końcówkę coli ze słomki, nieskutecznie próbując uniknąć świdrujących ją oczu przyjaciółki.
— Pojedziesz z nim? — spytała wprost.
— No chyba cię pogrzało do reszty! — wrzasnęła Lucy, uderzając pięścią w stół.
— Nie chcesz? — Levy zachowywała się, jakby pytała o zjedzenie ostatniej frytki.
— Oczywiście, że nie! — zarzekła się Heartfilia. — Dlaczego w ogóle to zrobiłaś?! 
— Nie zrobiłabym tego, gdybym nie była pewna, że tego chcesz. A ty mogłabyś wreszcie zacząć być szczera, zarówno ze mną, jak i ze samą sobą. Nie mam zamiaru cię oceniać, Lucy, ale proszę cię... Przecież to widać gołym okiem, że chcesz z nim jechać.
Wściekła blondynka zacisnęła usta i przymrużyła powieki.
— Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że mam rację — dodała McGarden, bawiąc się słomką w plastikowym kubku. 
Heartfilia nieco złagodniała. Wzięła głęboki wdech i po chwili wypuściła powietrze z głośnym westchnieniem.
— Ale przecież to oczywiste, po co on chce mnie tam zabrać — szepnęła z pretensją.
— Ach, no bo ty to chciałaś tam jechać potańczyć?! — prychnęła Levy.
— A żebyś wiedziała! To znaczy nie, nie chcę w ogóle tam jechać!
Zniecierpliwiona McGarden pokręciła głową.
— Nawet twoja stara dostrzegła, jak się na siebie wgapiacie. Kiedy stoicie blisko siebie, to od samej atmosfery w powietrzu można się podniecić. I to coś więcej, niż feromony. Coś między wami zaiskrzyło.
— Ty jesteś nienormalna — oświadczyła krótko Lucy.
— A ty głupia, dobrałyśmy się — odgryzła się McGarden. — I przestań się wreszcie przed tym wzbraniać. To i tak silniejsze od was.
— Tak? A pomyślałaś może, jak ja się wyrwę z chaty na cały weekend?!
Nagle Levy przybrała podstępny wyraz twarzy.
— Gehe, zostaw to mnie, mała! — zaśmiała się, parodiując swojego chłopaka. — Ty się lepiej martw, by mieć w czym pojechać na wesele.
— Yhym, już to widzę.
— Przestań być taką pesymistką, Lucy! Powiesz starym, że siedzisz u mnie na weekend, bo musimy napisać referat z historii i tyle. Widzisz? Nawet twoja pierwsza gała na coś się przydała. Wszystko będzie cacy.
Zrezygnowana Heartfilia jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
— W co ty mnie wpakowałaś...
— Tym razem wiem, co robię. Jeszcze mi za to podziękujesz.
Ich rozmowę przerwała kolejna wiadomość, nadesłana na facebooku. Właścicielka smartfonu natychmiast pochwyciła go w ręce.
Natsu Dragneel: Naprawdę mnie zaskoczyłaś, ale nawet nie wiesz, jak się cieszę :D!!!
Choć Heartfilia starała się utrzymać pozory niewzruszonej, jej oczy zalśniły blaskiem radości. Wpatrzona w ekran, nieznacznie się zarumieniła i po chwili mocniej ścisnęła telefon.

***

Tej  nocy Lucy nie mogła zasnąć. Dochodziła już pierwsza w nocy, a ona od trzech godzin kręciła się w swoim łóżku. Strach, adrenalina i ekscytacja sięgały u niej zenitu, nie potrafiła także wyrzucić Dragneela z głowy. Owszem, może i znali się dopiero z miesiąc, ale przeszli razem swoje. Trudno było nazwać go obcym, lecz co tak naprawdę o nim wiedziała? Miała tak po prostu przyjść w piątek na dworzec i pojechać w nim w nieznane? Nie obawiała się go, bardziej wstydziła tej całej sytuacji.
Wyjęła telefon zza poduszki i palcem pogłaskała etui w gwiazdki. Po chwili namysłu wreszcie zebrała się na odwagę i wysłała wiadomość.

Natsu właśnie zasypiał, kiedy jego telefon zaczął wibrować. Po omacku sięgnął po urządzenie, klnąc pod nosem. Zmrużył powieki, kiedy jasne światło włączonego ekranu go oślepiło. Potrzebował chwili, by odzyskać wzrok, lecz gdy zobaczył, kto do niego napisał, z miejsca usiadł. Przetarł oczy, by się nieco rozbudzić, a Happy, korzystając z okazji, momentalnie zajął jego poduszkę.
Lucy Heartfilia: Śpisz?
Spojrzał na zegarek i wystraszył się, gdy coś sobie uświadomił. Czyżby się rozmyśliła, co do ich wspólnego wyjazdu?
Już nie — odpisał.
Lucy Heartfilia: Obudziłam cię? Przepraszam, nie przeszkadzam!
Dragneel cmoknął ustami z niezadowolenia
Teraz, jak mnie obudziłaś, to możesz mi już trochę poprzeszkadzać. O co chodzi?
Tym razem musiał chwilę poczekać na odpowiedź.
Lucy Heartfilia: To nic pilnego.
Patrzył na jej ostatnią wiadomość z niedowierzaniem.
— Typowa baba — mruknął. Sama zaczęła pisać, a teraz musi ją ciągnąć za język?
Zastanawiając się, czy ją opierdzielić, czy prosić o wyjaśnienia, wpadł na pomysł.
Podaj mi swój numer.
Spodziewał się kolejnej, typowo babskiej odpowiedzi. Był pewny, że zaraz zacznie wypytywać „a na co”, „a po co”, ale zdziwił się, kiedy bez żadnych obiekcji podała swój numer.
Zadzwonił do niej. Zanim odebrała, usłyszał trzy sygnały połączenia. Chyba bała się odebrać.
— Tak? — Mówiła bardzo cicho i niepewnie.
— O co chodzi, gwiazdeczko? Nie możesz beze mnie zasnąć? — zaśmiał się.
— Już zaczynam żałować, że dałam ci swój numer — fuknęła, jeszcze bardziej go rozbawiając. 
— No już, już, nie obrażaj się — próbował ją uspokoić.
— Ale poniekąd masz rację — wtrąciła nieśmiało, a Natsu natychmiast zaniemówił ze zdumienia.
— To znaczy... — Lucy zaczęła się tłumaczyć. — Nie zrozum tego źle, nie wlewaj sobie! Po prostu pomyślałam, że skoro mamy razem jechać, to... I spędzić ze sobą trochę czasu... Chciałabym dowiedzieć się... No wiesz, poznać cię trochę. Dowiedzieć się czegoś o tobie... Boże...
Natsu, słuchając, jak plącze się jej język, położył się obok Happiego i uśmiechnął szeroko. Przez moment naprawdę zwątpił, czy Lucy nie odwoła ich wyjazdu, lecz teraz wszelkie jego obawy przestały istnieć. Przymykając oczy, z radością wsłuchiwał się w jej kojący głos, pełen przesłodkiego zażenowania.
— A co byś chciała wiedzieć? — spytał w końcu, litując się nad jąkającą dziewczyną.
Chyba żadne z nich nie przypuszczało, że to krótkie pytanie zapoczątkuje ponad dwugodzinną debatę. Ich usta się nie zamykały, a tematy do rozmów nie kończyły. Były one pełne żartów, śmiechu, czasem poważne, a czasem o wszystkim i o niczym.


Przez trzy dni, aż do środy włącznie, ich wieczorne rozmowy telefoniczne stały się codziennym punktem dnia. Telefon do Lucy był teraz dla Natsu czymś tak oczywistym, jak umycie zębów przed snem. 
Aż do czwartku... 


Dobra, przyznać się, kto po zobaczeniu tytułu rozdziału pomyślał o czymś zupełnie innym? Mam nadzieję, że w końcowym efekcie nikogo tym nie rozczarowałam xD? I wiem, rozdział taki trochę jak te telefoniczne rozmowy gołąbeczków - o wszystkim i o niczym. Takie pierdolenie o dupie Maryny :P. Do tego podzieliłam go na dwie części, bo wyszedłby chyba za długi...(prawie 3k słów na jeden rozdział to wystarczająco?). Ale nie martwcie się, to po prostu powolne szykowanie sobie gruntu pod coś konkretniejszego ;). I czy w końcu udało mi się okiełznać akapity na blogerze...? Aż sama nie dowierzam, nvm xD.
Oby mimo wszystko rozdział się wam spodobał, buziaki dziubki i do zobaczenia niebawem! :***

11 komentarzy:

  1. Przyznam się szczerze, że nawet nie zwróciłam uwagi na tytuł. Wystarczyło, że zobaczyłam 14 z przodu, zorientowałam się, że to nowy rozdział i zaczęłam czytać. Ej masakra... Jakoś tak liczyłam, że jak ojciec jest przeciwny, to może chociaż matka będzie wspierać, tzn może nie aż wpychać ją w jego ramiona, no ale chociaż zaakceptuje, a tu dupa... Natsu i Lucy weszli na kolejny poziom hehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wtt to samo, nikt nie zwraca uwagi na tytuł :') xD. No i niestety, nie ma tak łatwo z rodzicami:D
      I dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Prrrff... Biorąc pod uwagę to co wyrabiali w hotelu to się nie dziwię, że nikt nie zwrócił uwagi na dwuznaczność tytułuxDDD
    Przyznaję, że się pomyliłam - stawiałam wszystko na wsparcie Layli w shippowaniu NaLu, a tutaj taka dupa! D: Trzeba by było jej znowu polać... *prostuje ręce i wykręca sobie dłonie z uśmiechem diabła* Hyhyhy, no dzieciaka mógł zrobić, ale coś nie pykło. Ciut szkoda, bo drama byłaby większa :DDD Chcę dramy z ojcem w roli głównej - chyba za dużo Todorokiego i Endeavora, wybaczxD
    To się psorek zdziwił... Mimo to Lu nie musiała być tak niegrzeczna dla niego, bo czym sobie zasłużył? Tym, że się upomniał o referat? I to zaległy? To przecież żadna tragedia, prędzej czy później można nadrobićxD Ta, ja i mój stosunek do zadań domowych i do niektórych przedmiotów jest porażająco... zły.
    Levy u mnie zapunktowała swoją postawą, ale jakby za moimi plecami napisała do mojego crusha, to bym ją zabiła. Z drugiej strony przynajmniej coś się ruszyło w kwestii NaLu. No i podejrzewam, że jej pogadanka też swoje zrobiła:D
    No w końcu się wzięli za siebie! Mimo to, troszku mi brakowało jakiś informacji o Dragnellu - nie mówię o całym życiorysie, ale chociaż kim są jego rodzice, no! Czekam na ciąg dalszy, bo zapowiada się supi-dupi akcja!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuuuuuuck, zapomniałam!
      Loki, wara od Lu, bo zabiję na spółkę z Natsu:D
      No, teraz na serio pozdrawiam! :*xD

      Usuń
    2. Chyba większość oczekiwała, że Layla będzie po stronie córki, więc chyba mogę stwierdzić, że zrobiłam całkiem niezłego trolla :P No ale zawsze można Layli polać xD. Na dramy musisz trochę poczekać, ale i tego tu nie zabraknie, nie martw się ;).
      Profesorek oczywiście niczym sobie nie zasłużył na takie zachowanie ze strony uczennicy - w ten sposób chciałam pokazać, że zawsze sumienna, pilna uczennica, jak i nieskazitelna córka w domu zaczyna tupać nogą. Hmm, czyżby nastoletni bunt? :D
      Natsu crush xDDD. I ty sobie nie myśl, przeszłość Dragneela to mocne karty, więc nie będę ich od razu odkrywać :P.
      PS. O Lokim też jeszcze usłyszysz i to nie raz xD ;*

      Usuń
  3. A ja się głównie przeraziłam czytając tytuł, idk why. XD
    Też liczyłam, że Layla będzie wspierać Lucyne w wyborach miłosnych, przecież miłość nie zna wieku:( ( pomijając skrajne przypadkiXD).
    Z Levy super przyjaciółka, chociaż ja osobiście udusiłabym ją gołymi rękoma, haha. Za wspomnienie o Gajeel'u kocham mocno <3
    Pomysł z rozmowami telefonicznymi przesłodki! Dobrze, że Lucyna przestała być taka zawzięta, haha.
    Czekam na rozdziały z niecierpliwością, tu i na cudownym Barze!! <3 Pozdrawiam cieplutko, weny worków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam cię przerazić xD Ale jeśli obawiałaś się, że będzie miało to związek z treściami dla... Ekhm, dorosłych... Nie planowałam tego robić, bo z góry trąbiłam, że to opko wiadomo jakie xD Ale dla ciebie, jeśli chcesz, będę mogła ostrzegać przed takimi treściami, kiedy się zaczną w tekście ;)
      I owszem, miłość nie zna wieku. Znam małżeństwa, gdzie żona jest starsza od męża o kilka lat, albo są różnice rzędu nawet 10lat różnicy i przeważnie są to bardzo dobre małżeństwa :) Nie mówię o skrajnych przypadkach jak np. Hugh Hefner xD.
      No Levy to sobie na dużo pozwala, ale widzę, że teraz uchodzi jej to płazem, bo popycha NaLu ku sobie xD. I lubisz Gajeela? To następny rozdział bardzo ci się spodoba, bo nie będzie jedynie wspomniany ;).
      Dziękuję za komentarz i chęcią biorę worki weny :D <3 :***

      Usuń
  4. Obawiam się, że ja pomyslalam o czyms innym, ale no cóż...
    Powiem ci ze czytajac to powoli znow przekonuje sje do nalu!
    Pani M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe no cóż, ja raczej też bym nie pomyślała o niedostatecznej ocenie w dzienniku, patrząc na tytuł tego rozdziału :p. I no proszę, ale mnie zaskoczyłaś! Może faktycznie uda mi się ciebie przekonać ^^.

      Usuń
  5. Po za standardowym 'chcę więcej' zgłaszam sprzeciw! Jesteś dobrym Polsatem kończąc w takim miejscu xD Tytuł mnie zmylił, bo myślałam o Lu grającą w gałę, a nie o jedynce...
    Jestem ciekawa, kiedy tatuś dowie się co się działo z jego córeczką, jednak sobie poczekam na to jeszcze trochę (chyba):P
    Zgłasza się pierwszy raz na pokładzie statku
    ~Jazz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polsat to moje drugie imię xD I przepraszam cię Jazz, albo blogspot robi mnie w balona, albo po prostu nie wysłałam mojego komentarza przeszło dwa miesiące temu... Ale witamy na pokładzie! Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :*

      Usuń

Szablon © Stworki|Yasha