Miłego czytania ^^Lucy stała oparta o kuchenny blat, z telefonem przyłożonym do ucha. Cisza, jaka nastała w słuchawce na kilka sekund, ciągnęła się w nieskończoność.
— Hallo?
— spytała, powątpiewając, czy czasem nie zerwało połączenia.
— Ale jak
to jej nie będzie? — usłyszała w końcu zdenerwowany głos mężczyzny, należący do
ordynatora szpitala.— Za dwie godziny ma pacjenta na stole!
— No to
ktoś musi ją zastąpić, jak z resztą ona nie raz zastępowała innych —
stwierdziła gniewnie Lucy. — Przecież nie przyjdzie do pracy z grypą żołądkową,
jeszcze się zrzyga na pacjenta. Albo do, jeśli będzie w trakcie operacji...
Hallo?
Tym razem
przerywany odgłos rozłączonego połączenia dał Lucy jasno do zrozumienia, że
jej rozmowa z ordynatorem dobiegła końca. Westchnęła ociężale i odłożyła
telefon matki na blat. Spojrzała na swoją rodzicielkę, która siedziała na
taborecie i patrzyła na nią litościwym wzrokiem.
— No co?
— zdziwiła się Lucy, lecz Layla jedynie pokiwała głową z dezaprobatą, czego
szybko pożałowała. Nawet najmniejszy jej ruch przyprawiał kobietę o mdłości i
obezwładniający ból.
Lucy
przyjrzała się jej. Cierpiała? To słowo uwłaczało katuszom Layli. „Umierała”
było znacznie trafniejszym określeniem.
Choć
wciąż była zła na matkę za numer, jaki odwaliła poprzedniego dnia, nie mogła
jej teraz zignorować. Litując się nad skacowaną, podała jej szklankę z zimną
wodą z kranu.
— Dzięki,
córciu.
Lucy
jeszcze nie słyszała matki z tak przechlanym głosem.
— Chyba trochę
wczoraj przesadziłam — wycharczała Layla.
—
Trochę?!
— Na
litość boską, ciszej, Lucy... — kobieta z jękiem chwyciła się za skronie.
—
Pamiętasz coś w ogóle z wczorajszej kolacji? — dociekała dziewczyna, zabierając
od matki pustą szklankę.
— Szczerze
to niewiele — przyznała cicho, a po chwili otworzyła szerzej
oczy. — Ale chyba nie palnęłam czegoś głupiego?!
Nastolatka
włożyła szklankę do zlewu i odwrócona do Layli tyłem, prychnęła cynicznie.
— Nieee... — rzekła
z ironią. — Prócz tego, że próbowałaś mnie wydać za mąż temu
policjantowi, to nic.
— Mówisz
o Dragneelu?!
— No
przecież nie o tacie.
— To
nie jest śmieszne, Lucy!
— Mi
też wczoraj nie było do śmiechu — fuknęła obrażona dziewczyna. Choć starała się nie patrzeć na matkę, kątem oka dostrzegła, jak wstaje z taboretu i otwiera zamrażalkę.
— Moja
głowa... — Layla wyjęła worek z lodem i przyłożyła go sobie do czoła.
— Cierp
ciało, co chciało — mruknęła Lucy pod nosem, niestety nie na tyle
cicho, by nie doszło to do uszu matki.
— A ty nie powinnaś być w szkole?! Mądrala się znalazła...
— Mam
zajęcia dopiero za dwie godziny — uświadomiła ją córka.
Layla z
powrotem usiadła na taborecie, odwracając worek z kostkami lodu, które zaczęły się powoli roztapiać i moczyć jej dłoń.
— Naprawdę
mówiłam takie rzeczy? — spytała bardziej siebie. — Co ten
młody człowiek musiał sobie o mnie pomyśleć...
Lucy
postanowiła to przemilczeć. Po chwili jednak dostrzegła, że matka intensywnie
się w nią wpatruje.
— Co? — uniosła
brew w zdziwieniu.
— Widziałaś
się z nim wcześniej?
Serce
dziewczyny zabiło mocniej.
— Z
kim, tym policjantem? A gdzie go niby miałam widzieć? — oznajmiła
najbardziej obojętnie, jak tylko zdołała. Mimo to Layla wciąż bacznie się jej
przyglądała. Zupełnie, jakby o wszystkim wiedziała. Lucy zaczęła szybko
analizować w głowie, czy w ogóle istnieje taka możliwość. Może coś słyszała? A jeśli
widziała ich pożegnanie?! Nie, to niemożliwe — przekonywała się
gorliwie — stali pod zadaszeniem, a matka była wtedy pijana jak bela
i zapewne już wtedy spała. — Skąd w ogóle ten pomysł?!
— Dziwnie
na niego zareagowałaś. Biedny serwis od babci Anny... — Layla z
żalem wspomniała stłuczone talerze.
Lucy
milczała. Bo co miała powiedzieć? Może to i jej ojciec był prokuratorem, lecz
Layla niejednokrotnie udowodniła, że bystrością i intuicją po stokroć
przebijała Judego. Lucy wolała teraz zachować szczególną ostrożność i nie
odzywać się bez powodu.
— Facet
nie jest najgorszy, ale żeby upuszczać przez niego przedwojenną
porcelanę? —kontynuowała Layla, sarkastycznie żartując z córki.
— Mamo,
błagam cię...
Niespodziewanie
rysy twarzy kobiety wyostrzyły się, co natychmiast dodało jej parę lat.
— To
dojrzały mężczyzna, a ty jesteś jeszcze dzieckiem — rzekła z powagą.
— Jestem
już prawie pełnoletnia — Lucy wywróciła ostentacyjnie oczami.
— Jest
tyle fajnych chłopaków w twoim wieku. Starsi mężczyźni mają inne wymagania i potrzeby.
Jeszcze by ci dzieciaka zrobił.
— Czemu
mówisz takie krępujące rzeczy?! — zażenowana, ale także wystraszona
dziewczyna wręcz się wydarła.
— Bo
widziałam, jak na siebie patrzycie — Layla stwierdziła oschle, choć
dało się wyczuć nutkę troski w jej głosie. — Mów co chcesz, matki nie oszukasz.
— To
nie wiem, jak ty patrzyłaś, mamo, że coś widziałaś! Chyba już wtedy byłaś
nieźle wstawiona, bo ładnie coś ci się uroiło we łbie!
— Nie
tym tonem, Lucy! — również Layla uniosła się krzykiem, lecz zaraz po
tym znów chwyciła się za skacowaną głowę.
Rozjuszona
nastolatka wpatrywała się w matkę, zaciskając wargi i pięści. Sama nie
wiedziała, co ją tak zdenerwowało, ale na moment strach i złość wzięły nad nią
górę.
Na kilka sekund w kuchni zapadła cisza, aż w końcu Lucy głośno wypuściła powietrze,
które dotąd trzymała w płucach.
— Chyba jednak już pójdę do szkoły — burknęła na
odchodne.
— Lucy... — Dziewczyna
była już w salonie, kiedy ciche, aczkolwiek imperatywne zawołanie matki
zatrzymało ją przy skórzanej sofie. — On jest dla ciebie za stary.
Słowa
Layli zabrzmiały jak wyrok sądu ostatecznego. Były bezdyskusyjne i
niekwestionowane. Lucy chciała się odwrócić i coś powiedzieć, lecz koniec
końców po prostu ruszyła przed siebie i pobiegła na piętro, by wziąć plecak ze
swojego pokoju. Odpuściła i darowała sobie jakiekolwiek wdawanie się w
dyskusje z matką. Nie wynikłoby z tego nic dobrego, a poza tym „matka zawsze
wie lepiej”.
***
Była to ostatnia lekcja dzisiejszego dnia. Historia, przedmiot
znienawidzony przez McGarden jak większość innych, dzisiaj ciągnęła się gorzej
niż mordoklejka w pysku bezzębnego dziadka. Ostatni raz spoglądnęła na zegar
wieczność temu, ale wskazówki na tarczy przesunęły się zaledwie o pięć minut.
— Kurwa — mruknęła
niemal bezdźwięcznie i spojrzała na Lucy, która siedziała dwie ławki dalej.
Blondynka zupełnie odpłynęła myślami. Jej brązowe oczy były nieobecne, a głos
nauczyciela chyba wcale do niej nie docierał. Nie wyglądała jednak na
przygnębioną. Bardziej, jakby intensywnie nad czymś główkowała. Levy
podejrzewała, że zachowanie Heartfilii ma duży związek z wczorajszą kolacją,
jaka odbyła się w jej domu.
Zaczęła
nerwowo podrygiwać nogą, nie mogąc doczekać się końca
lekcji — fajrantu, po którym miały się udać z Lucy w jakieś spokojne
miejsce i wszystko obgadać.
Na
szczęście po ostatnim zdarzeniu, Heartfilia znów zaczęła się do niej normalnie
odzywać. Nie złościła się już za numer, jaki Levy jej wywinęła z Lokim. Teraz
kiedy McGarden przemyślała całą sytuację na spokojnie, zrozumiała, jak głupio
postąpiła. Było jej wstyd za samą siebie i jednocześnie czuła wdzięczność do
przyjaciółki, że nie chowała do niej urazy.
Odruchowo
spoglądnęła w stronę Regulusa, siedzącego na drugim końcu klasy. Zdębiała, gdy
zorientowała się, że Loki wgapiał się w zadumaną Lucy z dziwnie poważnym
wyrazem twarzy. Jakby z podziwem?
— Możecie
odrobić część zadania domowego do końca lekcji — oznajmił nauczyciel
historii, po czym zamyślił się na moment. — Ach, no tak! Heartfilia,
proszę o referat.
Kiedy
nauczyciel wywołał nazwisko najlepszej uczennicy z klasy, początkowo nikt nie
zwrócił na nią uwagi. Dopiero gdy Lucy kompletnie nie zareagowała, uczniowie
zaczęli spoglądać w jej kierunku. Niestety dziewczyna, kompletnie odcięta
od świata, nie dostrzegła tego.
— HEARTFILIA,
REFERAT! — wrzask historyka ocucił Heartfilię. Rozkojarzona,
spojrzała na niego, mrugając powiekami.
— Co?
— Masz
referat? Ten zaległy — dodał zniecierpliwiony nauczyciel.
— Ach, ten — Lucy machnęła ręką i spojrzała w
bok. — Nie mam.
Profesor
zamarł. Nie tego oczekiwał od najlepszej, najpilniejszej uczennicy,
jaką — mógł do dziś przyznać to z czystym
sumieniem — edukował od paru ostatnich lat. Musiała minąć chwila, by
otrząsnąć się ze zdziwienia.
— A
dlaczego nie masz? Może się panna łaskawie podzieli tą tajemnicą?
— Bo
nie — burknęła apatycznie. Zachowywała się, jakby nauczyciel ją
nudził. On, lekcja, którą prowadził, jego słowa — Lucy zupełnie
straciła tym zainteresowanie i nawet nie pofatygowała się, by przy swojej
zdawkowej odpowiedzi spojrzeć na profesora.
Nauczyciel
z niedowierzania rozchylił usta, a w klasie dało się wyczuć napiętą atmosferę.
Jedni wpatrywali się w nią z zaskoczeniem, inni się podśmiechiwali.
Lucy
zacisnęła wargi w cienką linię. Zaczęło ją to irytować. No
tak — pomyślała drwiąco — w końcu jakim prawem ta zawsze
przygotowana, wzorowa Heartfilia mogła tak się zachować i raz nie oddać
referatu na czas? Tragedia.
— No
to będzie niedostateczny — zagroził profesor, ale zawahał się po
otwarciu dziennika. Ponownie zerknął na uczennicę. Niestety nie dostrzegając u niej
żadnej reakcji, ze zniesmaczoną miną wpisał dziewczynie jedynkę.
***
— Nie wierzę, że zaliczyłaś pierwszą gałę.
Lucy,
która szła za Levy z tacą, zatrzymała się raptownie.
— Co
ty tak nagle...?! O czym ty w ogóle mówisz! — pisnęła czerwona jak
marchewka, a McGarden, która po chwili zrozumiała podwójne znaczenie swoich
słów, posłała przyjaciółce niecne spojrzenie.
— Mówię
o twojej pierwszej jedynce w dzienniku. A o czym ty myślałaś, mój mały zboku?
Zawstydzona
Heartfilia minęła rozbawioną Levy bez słowa i zaszyła się na najcichszej i
najodleglejszej kanapie w McDonaldzie. McGarden szybko do niej dołączyła
i — gdy w końcu przestała prześmiewczo zadziwiać się „pierwszą gałą”
Lucy — zaczęły rozmawiać o wczorajszym wieczorze.
Dwadzieścia
minut, cztery cheesburgery i dwie cole z lodem później, Levy znała każdy
szczegół z kolacji, na której pojawił się policjant.
— Zanim
coś powiesz, idę się wysikać — Lucy oznajmiła szczerze i wstała z
sofy. Tak jej się spieszyło do toalety, że zostawiła pod opieką McGarden
torebkę i telefon, z którego właśnie wydobył się charakterystyczny dźwięk
facebookowego powiadomienia.
Levy
spojrzała na smartfona jak na tykającą bombę. Urządzenie oprawione w etui w
gwiazdki leżało niewinnie na stole, miejscami upaćkanym od ketchupu po
poprzednim gościu restauracji, a zielona, mrugająca dioda telefonu aż
krzyczała, by odblokować ekran i przeczytać nową wiadomość.
McGarden zerknęła w stronę toalet i kiedy nie dostrzegła Lucy,
wzięła jej telefon do ręki. Chciała tylko zobaczyć, kto do niej
napisał — pomyślała, lecz jej nastawienie diametralnie się zmieniło,
gdy zobaczyła nazwisko nadawcy.
Natsu
Dragneel: Jedziesz?
Levy
zmarszczyła brwi. Jej rozum wręcz krzyczał, by się w to nie mieszała. Już raz
to zrobiła, prosząc o pomoc Lokiego i naskakując na Dragneela oraz strasząc go
ojcem Lucy. Heartfilia słusznie się na nią wtedy wściekła i przecież dopiero co
przestała się na nią złościć. Z drugiej strony, Levy wciąż czuła, że nie
naprawiła swojego błędu. Chciała go jakoś zrekompensować i choć robienie tego samego
w ramach zadośćuczynienia wydawało się absurdalne, tym razem sytuacja wyglądała
inaczej.
Gdy Lucy
opowiadała jej o wczorajszej kolacji, a zwłaszcza o jej zakończeniu, starała
się udawać rozgniewaną i zirytowaną. Prychała szyderczo, wręcz z pogardą, ale
jej lekko drżący, załamujący się głos, dłonie, z którymi nie wiedziała co
zrobić podczas opowiadania o tym, jak „okropnie” ją pocałował, czy
przyspieszony oddech zdradzały wszystko.
McGarden
wiedziała także, że Lucy sama z siebie nie pojedzie na weekend z Dragneelem.
Heartfilia, opowiadając jej o propozycji złożonej przez policjanta, dawała
jasno do zrozumienia, że ten pomysł jest irracjonalny, a Natsu jest
skończonym idiotą pozbawionym piątej klepki, skoro pomyślał, że mogłaby
przystać na wspólny wyjazd. Uwadze Levy nie uszło jednak, że Lucy, rozwodząc
się nad głupotą i lekkomyślnością mężczyzny, raz po raz spoglądała na
przyjaciółkę, jakby czekała na jakiś znak. Jakby liczyła, że ta da jej
przyzwolenie na to szaleństwo i zasugeruje, iż to wcale nie jest taki zły plan.
I owszem,
byłoby to szaleństwo, ale które McGarden popierała całą sobą. Widziała to w
Dragneelu, gdy tylko zobaczył Lucy. Patrzył na nią z uczuciem i tęsknotą. Miał
to samo spojrzenie, jakim ją obdarowywał Gajeel. Tego nie dało się pomylić z
niczym innym, jak z szaleństwem z miłości.
Levy
przypomniała sobie zachowanie przyjaciółki i policjanta, kiedy widziała ich
razem po raz ostatni. Byli jak zagubione dzieci we mgle. Choć stali na
przeciw siebie, nie potrafili wykrztusić z siebie słów, które ugrzęzły im w
gardłach.
McGarden
zerknęła, czy Heartfilia nie wychodzi z toalety, a następnie odpisała na
wiadomość. Natsu chyba w końcu zrozumiał, co należało zrobić. Teraz tylko
Lucy potrzebowała małego popchnięcia, by to wreszcie pojęła.
Dziewczyna
zablokowała ekran smartfona i odłożyła telefon na stół. Dosłownie kilka sekund
później blondynka wyszła z łazienki i usiadła obok Levy.
— Wracając
do... — zaczęła Heartfilia, lecz przerwał jej dźwięk nowej wiadomości
na facebooku. I kolejnej. I jeszcze jednej. Nieco zaskoczona, lecz niczego nieświadoma, sięgnęła po telefon i jednym ruchem palca odblokowała ekran.
Serce
Levy podskoczyło aż do gardła. Wiedziała, że zaraz cały McDonald będzie
świadkiem wybuchu wściekłości Lucy. Złości, którą w całości przekieruje właśnie
na nią.
Heartfilia
zesztywniała, widząc spam od Natsu.
Natsu
Dragneel: Naprawdę?
Natsu
Dragneel: Ale tak na serio?!
Natsu
Dragneel: Ok, w piątek o 20:40 mamy autobus z dworca. Jedziemy do
Oak.
— Co
do... — Dziewczyna cofnęła się do poprzednich wiadomości. Kiedy na
zapytanie od Dragneela odczytała — rzekomo — swoją, twierdzącą
odpowiedź, powoli odłożyła telefon i zmroziła milczącą Levy morderczym
wzrokiem.
McGarden
siorbnęła końcówkę coli ze słomki, nieskutecznie próbując uniknąć świdrujących ją oczu przyjaciółki.
— Pojedziesz
z nim? — spytała wprost.
— No
chyba cię pogrzało do reszty! — wrzasnęła Lucy, uderzając pięścią w
stół.
— Nie chcesz? — Levy zachowywała się, jakby pytała o zjedzenie ostatniej frytki.
— Nie chcesz? — Levy zachowywała się, jakby pytała o zjedzenie ostatniej frytki.
— Oczywiście,
że nie! — zarzekła się Heartfilia. — Dlaczego w ogóle to
zrobiłaś?!
— Nie
zrobiłabym tego, gdybym nie była pewna, że tego chcesz. A ty mogłabyś wreszcie
zacząć być szczera, zarówno ze mną, jak i ze samą sobą. Nie mam zamiaru cię
oceniać, Lucy, ale proszę cię... Przecież to widać gołym okiem, że chcesz z nim
jechać.
Wściekła
blondynka zacisnęła usta i przymrużyła powieki.
— Nie
patrz tak na mnie. Wiesz, że mam rację — dodała McGarden, bawiąc się
słomką w plastikowym kubku.
Heartfilia
nieco złagodniała. Wzięła głęboki wdech i po chwili wypuściła powietrze z
głośnym westchnieniem.
— Ale
przecież to oczywiste, po co on chce mnie tam zabrać — szepnęła z pretensją.
— Ach,
no bo ty to chciałaś tam jechać potańczyć?! — prychnęła Levy.
— A
żebyś wiedziała! To znaczy nie, nie chcę w ogóle tam jechać!
Zniecierpliwiona
McGarden pokręciła głową.
— Nawet
twoja stara dostrzegła, jak się na siebie wgapiacie. Kiedy stoicie blisko siebie,
to od samej atmosfery w powietrzu można się podniecić. I to coś więcej, niż
feromony. Coś między wami zaiskrzyło.
— Ty
jesteś nienormalna — oświadczyła krótko Lucy.
— A
ty głupia, dobrałyśmy się — odgryzła się McGarden. — I przestań
się wreszcie przed tym wzbraniać. To i tak silniejsze od was.
— Tak?
A pomyślałaś może, jak ja się wyrwę z chaty na cały weekend?!
Nagle
Levy przybrała podstępny wyraz twarzy.
— Gehe,
zostaw to mnie, mała! — zaśmiała się, parodiując swojego
chłopaka. — Ty się lepiej martw, by mieć w czym pojechać na wesele.
— Yhym,
już to widzę.
— Przestań
być taką pesymistką, Lucy! Powiesz starym, że siedzisz u mnie na weekend, bo musimy
napisać referat z historii i tyle. Widzisz? Nawet twoja pierwsza gała na coś
się przydała. Wszystko będzie cacy.
Zrezygnowana
Heartfilia jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
— W
co ty mnie wpakowałaś...
— Tym
razem wiem, co robię. Jeszcze mi za to podziękujesz.
Ich
rozmowę przerwała kolejna wiadomość, nadesłana na facebooku. Właścicielka
smartfonu natychmiast pochwyciła go w ręce.
Natsu Dragneel: Naprawdę
mnie zaskoczyłaś, ale nawet nie wiesz, jak się cieszę :D!!!
Choć
Heartfilia starała się utrzymać pozory niewzruszonej, jej oczy zalśniły
blaskiem radości. Wpatrzona w ekran, nieznacznie się zarumieniła i po
chwili mocniej ścisnęła telefon.
***
Tej nocy Lucy nie mogła
zasnąć. Dochodziła już pierwsza w nocy, a ona od trzech godzin kręciła się w
swoim łóżku. Strach, adrenalina i ekscytacja sięgały u niej zenitu, nie
potrafiła także wyrzucić Dragneela z głowy. Owszem, może i znali się dopiero z miesiąc,
ale przeszli razem swoje. Trudno było nazwać go obcym, lecz co tak naprawdę o
nim wiedziała? Miała tak po prostu przyjść w piątek na dworzec i pojechać w nim
w nieznane? Nie obawiała się go, bardziej wstydziła tej całej sytuacji.
Wyjęła
telefon zza poduszki i palcem pogłaskała etui w gwiazdki. Po chwili namysłu
wreszcie zebrała się na odwagę i wysłała wiadomość.
Natsu właśnie zasypiał, kiedy jego telefon zaczął wibrować. Po omacku
sięgnął po urządzenie, klnąc pod nosem. Zmrużył powieki, kiedy jasne światło
włączonego ekranu go oślepiło. Potrzebował chwili, by odzyskać wzrok, lecz gdy
zobaczył, kto do niego napisał, z miejsca usiadł. Przetarł oczy, by się nieco
rozbudzić, a Happy, korzystając z okazji, momentalnie zajął jego poduszkę.
Lucy
Heartfilia: Śpisz?
Spojrzał
na zegarek i wystraszył się, gdy coś sobie uświadomił. Czyżby się rozmyśliła,
co do ich wspólnego wyjazdu?
Już nie — odpisał.
Lucy
Heartfilia: Obudziłam cię? Przepraszam, nie przeszkadzam!
Dragneel
cmoknął ustami z niezadowolenia
Teraz,
jak mnie obudziłaś, to możesz mi już trochę poprzeszkadzać. O co chodzi?
Tym razem
musiał chwilę poczekać na odpowiedź.
Lucy
Heartfilia: To nic pilnego.
Patrzył
na jej ostatnią wiadomość z niedowierzaniem.
— Typowa
baba — mruknął. Sama zaczęła pisać, a teraz musi ją ciągnąć za język?
Zastanawiając
się, czy ją opierdzielić, czy prosić o wyjaśnienia, wpadł na pomysł.
Podaj mi
swój numer.
Spodziewał
się kolejnej, typowo babskiej odpowiedzi. Był pewny, że zaraz zacznie wypytywać
„a na co”, „a po co”, ale zdziwił się, kiedy bez żadnych obiekcji podała swój
numer.
Zadzwonił
do niej. Zanim odebrała, usłyszał trzy sygnały połączenia. Chyba bała się odebrać.
— Tak? — Mówiła
bardzo cicho i niepewnie.
— O
co chodzi, gwiazdeczko? Nie możesz beze mnie zasnąć? — zaśmiał się.
— Już
zaczynam żałować, że dałam ci swój numer — fuknęła, jeszcze bardziej
go rozbawiając.
— No już, już, nie obrażaj się — próbował ją
uspokoić.
— Ale
poniekąd masz rację — wtrąciła nieśmiało, a Natsu natychmiast
zaniemówił ze zdumienia.
— To
znaczy... — Lucy zaczęła się tłumaczyć. — Nie zrozum tego
źle, nie wlewaj sobie! Po prostu pomyślałam, że skoro mamy razem jechać, to...
I spędzić ze sobą trochę czasu... Chciałabym dowiedzieć się... No wiesz, poznać
cię trochę. Dowiedzieć się czegoś o tobie... Boże...
Natsu,
słuchając, jak plącze się jej język, położył się obok Happiego i uśmiechnął
szeroko. Przez moment naprawdę zwątpił, czy Lucy nie odwoła ich wyjazdu, lecz teraz wszelkie
jego obawy przestały istnieć. Przymykając oczy, z radością wsłuchiwał się w jej
kojący głos, pełen przesłodkiego zażenowania.
— A
co byś chciała wiedzieć? — spytał w końcu, litując się nad jąkającą
dziewczyną.
Chyba
żadne z nich nie przypuszczało, że to krótkie pytanie zapoczątkuje ponad
dwugodzinną debatę. Ich usta się nie zamykały, a tematy do rozmów nie kończyły.
Były one pełne żartów, śmiechu, czasem poważne, a czasem o wszystkim i o
niczym.
Przez trzy dni, aż do środy włącznie, ich wieczorne rozmowy telefoniczne
stały się codziennym punktem dnia. Telefon do Lucy był teraz dla Natsu czymś tak
oczywistym, jak umycie zębów przed snem.
Aż do czwartku...
Aż do czwartku...
Dobra, przyznać się, kto po zobaczeniu tytułu rozdziału pomyślał o czymś zupełnie innym? Mam nadzieję, że w końcowym efekcie nikogo tym nie rozczarowałam xD? I wiem, rozdział taki trochę jak te telefoniczne rozmowy gołąbeczków - o wszystkim i o niczym. Takie pierdolenie o dupie Maryny :P. Do tego podzieliłam go na dwie części, bo wyszedłby chyba za długi...(prawie 3k słów na jeden rozdział to wystarczająco?). Ale nie martwcie się, to po prostu powolne szykowanie sobie gruntu pod coś konkretniejszego ;). I czy w końcu udało mi się okiełznać akapity na blogerze...? Aż sama nie dowierzam, nvm xD.
Oby mimo wszystko rozdział się wam spodobał, buziaki dziubki i do zobaczenia niebawem! :***
Przyznam się szczerze, że nawet nie zwróciłam uwagi na tytuł. Wystarczyło, że zobaczyłam 14 z przodu, zorientowałam się, że to nowy rozdział i zaczęłam czytać. Ej masakra... Jakoś tak liczyłam, że jak ojciec jest przeciwny, to może chociaż matka będzie wspierać, tzn może nie aż wpychać ją w jego ramiona, no ale chociaż zaakceptuje, a tu dupa... Natsu i Lucy weszli na kolejny poziom hehe :D
OdpowiedzUsuńNa wtt to samo, nikt nie zwraca uwagi na tytuł :') xD. No i niestety, nie ma tak łatwo z rodzicami:D
UsuńI dziękuję za komentarz :*
Prrrff... Biorąc pod uwagę to co wyrabiali w hotelu to się nie dziwię, że nikt nie zwrócił uwagi na dwuznaczność tytułuxDDD
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że się pomyliłam - stawiałam wszystko na wsparcie Layli w shippowaniu NaLu, a tutaj taka dupa! D: Trzeba by było jej znowu polać... *prostuje ręce i wykręca sobie dłonie z uśmiechem diabła* Hyhyhy, no dzieciaka mógł zrobić, ale coś nie pykło. Ciut szkoda, bo drama byłaby większa :DDD Chcę dramy z ojcem w roli głównej - chyba za dużo Todorokiego i Endeavora, wybaczxD
To się psorek zdziwił... Mimo to Lu nie musiała być tak niegrzeczna dla niego, bo czym sobie zasłużył? Tym, że się upomniał o referat? I to zaległy? To przecież żadna tragedia, prędzej czy później można nadrobićxD Ta, ja i mój stosunek do zadań domowych i do niektórych przedmiotów jest porażająco... zły.
Levy u mnie zapunktowała swoją postawą, ale jakby za moimi plecami napisała do mojego crusha, to bym ją zabiła. Z drugiej strony przynajmniej coś się ruszyło w kwestii NaLu. No i podejrzewam, że jej pogadanka też swoje zrobiła:D
No w końcu się wzięli za siebie! Mimo to, troszku mi brakowało jakiś informacji o Dragnellu - nie mówię o całym życiorysie, ale chociaż kim są jego rodzice, no! Czekam na ciąg dalszy, bo zapowiada się supi-dupi akcja!
Pozdrawiam :*
Fuuuuuuck, zapomniałam!
UsuńLoki, wara od Lu, bo zabiję na spółkę z Natsu:D
No, teraz na serio pozdrawiam! :*xD
Chyba większość oczekiwała, że Layla będzie po stronie córki, więc chyba mogę stwierdzić, że zrobiłam całkiem niezłego trolla :P No ale zawsze można Layli polać xD. Na dramy musisz trochę poczekać, ale i tego tu nie zabraknie, nie martw się ;).
UsuńProfesorek oczywiście niczym sobie nie zasłużył na takie zachowanie ze strony uczennicy - w ten sposób chciałam pokazać, że zawsze sumienna, pilna uczennica, jak i nieskazitelna córka w domu zaczyna tupać nogą. Hmm, czyżby nastoletni bunt? :D
Natsu crush xDDD. I ty sobie nie myśl, przeszłość Dragneela to mocne karty, więc nie będę ich od razu odkrywać :P.
PS. O Lokim też jeszcze usłyszysz i to nie raz xD ;*
A ja się głównie przeraziłam czytając tytuł, idk why. XD
OdpowiedzUsuńTeż liczyłam, że Layla będzie wspierać Lucyne w wyborach miłosnych, przecież miłość nie zna wieku:( ( pomijając skrajne przypadkiXD).
Z Levy super przyjaciółka, chociaż ja osobiście udusiłabym ją gołymi rękoma, haha. Za wspomnienie o Gajeel'u kocham mocno <3
Pomysł z rozmowami telefonicznymi przesłodki! Dobrze, że Lucyna przestała być taka zawzięta, haha.
Czekam na rozdziały z niecierpliwością, tu i na cudownym Barze!! <3 Pozdrawiam cieplutko, weny worków!
Nie chciałam cię przerazić xD Ale jeśli obawiałaś się, że będzie miało to związek z treściami dla... Ekhm, dorosłych... Nie planowałam tego robić, bo z góry trąbiłam, że to opko wiadomo jakie xD Ale dla ciebie, jeśli chcesz, będę mogła ostrzegać przed takimi treściami, kiedy się zaczną w tekście ;)
UsuńI owszem, miłość nie zna wieku. Znam małżeństwa, gdzie żona jest starsza od męża o kilka lat, albo są różnice rzędu nawet 10lat różnicy i przeważnie są to bardzo dobre małżeństwa :) Nie mówię o skrajnych przypadkach jak np. Hugh Hefner xD.
No Levy to sobie na dużo pozwala, ale widzę, że teraz uchodzi jej to płazem, bo popycha NaLu ku sobie xD. I lubisz Gajeela? To następny rozdział bardzo ci się spodoba, bo nie będzie jedynie wspomniany ;).
Dziękuję za komentarz i chęcią biorę worki weny :D <3 :***
Obawiam się, że ja pomyslalam o czyms innym, ale no cóż...
OdpowiedzUsuńPowiem ci ze czytajac to powoli znow przekonuje sje do nalu!
Pani M.
Hehe no cóż, ja raczej też bym nie pomyślała o niedostatecznej ocenie w dzienniku, patrząc na tytuł tego rozdziału :p. I no proszę, ale mnie zaskoczyłaś! Może faktycznie uda mi się ciebie przekonać ^^.
UsuńPo za standardowym 'chcę więcej' zgłaszam sprzeciw! Jesteś dobrym Polsatem kończąc w takim miejscu xD Tytuł mnie zmylił, bo myślałam o Lu grającą w gałę, a nie o jedynce...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, kiedy tatuś dowie się co się działo z jego córeczką, jednak sobie poczekam na to jeszcze trochę (chyba):P
Zgłasza się pierwszy raz na pokładzie statku
~Jazz
Polsat to moje drugie imię xD I przepraszam cię Jazz, albo blogspot robi mnie w balona, albo po prostu nie wysłałam mojego komentarza przeszło dwa miesiące temu... Ale witamy na pokładzie! Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :*
Usuń