4 sierpnia 2019

16 "Alcatraz"

Natsu brał prysznic, kiedy dostał smsa. Nie słyszał go. Kilkanaście minut później wyszedł z łazienki z ręcznikiem przepasanym na biodrach. Przechodząc przez kawalerkę, potargał mokre włosy, z których wciąż kapała woda. Po wczorajszym kawalerskim ledwo żył, a kac męczył go do teraz, dlatego mocno się skupiał, gdy chował ostatnie rzeczy do podróżnego plecaka. Mimo to, dobry humor go nie opuszczał. Kawa smakowała dziś nadzwyczaj dobrze, wrześniowe słońce grzało dziś przyjemniej i ogólnie cały świat zdawał się jakiś lepszy. Nawet ból głowy nie przyćmiewał mu radości, jaką odczuwał na samą myśl o wspólnym weekendzie z Lucy.
W końcu, gdy miał pewność, że spakował już wszystko, zapiął plecak, po czym się ubrał. Rozejrzał się za Happym i przypomniał sobie, że oddał kota sąsiadce pod opiekę. W tym właśnie momencie ujrzał pomarańczową diodę, migającą na smartfonie.
Śmiejąc się z własnego roztargnienia, sięgnął po telefon i odblokował ekran.
Lucyna: Nie jadę.
Treść smsa wprawiła go w osłupienie. Uśmiech dopiero po chwili zaczął zanikać z jego ust. Nic z tego nie rozumiał i musiała minąć dłuższa chwila, by dotarł do niego sens wysłanej przez Lucy wiadomości.
Czym prędzej wybrał jej numer z szybkiego wybierania, ale włączyła się poczta głosowa. Odczekał minutę, lecz za drugim podejściem znów usłyszał pocztę. Za trzecim również. I za siódmym. Zaczął więc do niej pisać, jednocześnie głowiąc się, dlaczego dziewczyna zmieniła zdanie tuż przed samym wyjazdem. Czy to dlatego, że wczoraj nie zadzwonił? Czy coś się stało? Swoje myśli od razu przelewał na wiadomości, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Jego telefon milczał.
Zadzwonił ostatni raz, ale gdy znów usłyszał pocztę głosową, przybity usiadł ciężko na sofie. Niechlujnie rzucił telefon obok siebie i kilkukrotnie przejechał dłonią po świeżo ogolonej brodzie.
Zaśmiał się ponuro, zdając sobie sprawę, że gówniara go wystawiła. Tylko zrobił z siebie idiotę.
Kurwa... prychnął, drwiąc z samego siebie.
Naprawdę go to zabolało.

***

Lucy? Ej, co jest?! Ty płaczesz?! Czekaj, bo nic nie rozumiem, mów wolniej! zawołała Levy, przelotnie zerkając na siedzącego obok Gajeela. Redfox przewrócił oczami i spauzował „Orange in the new black” na Netflixie. Wiedział, że pogaduchy przyjaciółek zawsze zajmują wieczność, więc ułożył głowę na kolanach McGarden i obserwował, jak jego dziewczyna wsłuchuje się w słowa rozmówcy. Słyszał ze słuchawki stłumiony szloch i szybko wypowiadane, niezrozumiane słowa. Nieco go to zaniepokoiło. Levy opowiadała mu o obecnych przygodach Heartfilii, więc nie trudno było mu się domyślić, że stało się coś złego.
Twój ojciec? Ale przecież miał być w pracy. No co ty... TAK CI POWIEDZIAŁ?! Czekaj, nie płacz już. Odkręcimy to. Przestań dramatyzować, mówię, że to odkręcimy! No.... No...  Nie wiem, ale jedziemy do ciebie. Nie rozłączaj się, ok?
Kiedy Levy gwałtownie wstała, głowa Gajeela brutalnie opadła na kanapę. Chłopak zamknął oczy, nabierając głęboki wdech do płuc. Skórzana tapicerka wcale nie była tak przyjemna, jak ciepłe i gładkie kolana McGarden.
Gajeel! Bierz kluczyki, jedziemy do...
Tak, wiem, do Lucy stęknął Redfox, w końcu wypuszczając powietrze. Niespiesznie wstał z kanapy i, zbierając się do wyjścia, rzucił przelotne, posępne spojrzenie na zatrzymany serial.

***

Przez telefon dziewczyny próbowały na szybko obmyślić plan, który miał skłonić Judego do zmiany zdania, jednak skończyło się na tym, że będą improwizować. Heartfilia i tak nie sądziła, że cokolwiek przekonałoby jej ojca, ale nie miała już nic do stracenia.
Lucy rozłączyła się dopiero, gdy Levy była pod drzwiami jej mieszkania. Dosłownie kilka sekund późnej w domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi, a po chwili usłyszała swojego ojca, rozmawiającego z Levy. Serce Lucy stanęło w gardle. To nie mogło się udać...
Chcąc odłożyć telefon, zauważyła osiem nieodebranych połączeń i kilka wiadomości. Niestety nie miała czasu ich teraz odczytać męski, obcy głos z zewnątrz cicho nawoływał jej imię. Nieco zaskoczona wyjrzała przez okno, ale zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy dostrzegła na swoim ogrodzie Redfoxa.
Rzuć walizkę! nakazał, starając się zostać niezauważonym przez Judego, którego właśnie zagadywała McGarden.
Heartfilia w milczeniu przytaknęła głową i rzuciła się pod łóżko, wyciągając przygotowany wcześniej bagaż. Z trudem uniosła go na parapet, a następnie zrzuciła na trawnik.
Lucy! Chodź tu na moment! krzyk Judego rozniósł się po całym w domu w tej samej chwili, w której walizka dziewczyny upadła na ziemię i się otworzyła.
Widząc, jak Redfox pospiesznie chowa wszystkie jej rzeczy z powrotem do środka, chwyciła się oburącz za głowę i wypowiedziała nieme, soczyste przekleństwo.
To się nie uda, to się nie uda szeptała pod nosem niczym mantrę, gdy ponownie usłyszała nawoływanie zniecierpliwionego już ojca. Zbiegła na dół do salonu, próbując uspokoić nerwy.
O, Levy! udała zdziwioną, jednocześnie uśmiechając się do przyjaciółki. To była jedyna rzecz, jaką w stu procentach dziewczyny ustaliły w swoim „planie”.
Lucy, dlaczego mi nie powiedziałaś, że robicie ten projekt z historii w kilka osób? wtrącił Jude, patrząc karcąco na swoją córkę.
Bo nie chciałeś mnie wysłuchać? spytała lekko wzburzona, a po chwili wzruszyła ramionami. A to coś w ogóle zmienia?
No wiesz, Levy wspomniała, że macie zrobić ten projekt także z chłopcami...
No... Tak, tato. Chodzę do koedukacyjnej szkoły. W mojej klasie są też chłopcy. Lucy wywróciła oczami, lecz wewnątrz cała się trzęsła. Nie miała pojęcia, czy wspominanie o jakichkolwiek chłopakach mogło cokolwiek wskórać. W przypadku Judego, który traktował rówieśników Lucy płci męskiej jako zgraję napaleńców, mogło to przybrać wręcz odwrotny skutek. Z drugiej zaś strony, przecież ojciec nie mógł jej zabronić wykonania pracy, zadanej przez nauczyciela. A skoro miała ją zrobić w grupie, składającej się w dużej mierze z nastoletnich napaleńców, to lepiej, by była wtedy pod czujnym okiem bezrobotnej pani McGarden, niż w pustym domu i z rodzicami na nocnych zmianach w pracy.
Moja mama już nie może się doczekać, aż Lucy do nas zawita dodała niewinnie Levy. Upiekła nawet sernik i przygotowała jej materac.
No nie wiem... Jude wciąż nie wyglądał na przekonanego, lecz wtedy McGarden uśmiechnęła się enigmatycznie i wyciągnęła telefon.
Skoro ja nie mogę pana przekonać, to może moja mama to zrobi?
Heartfilia otworzyła szeroko oczy i wymownie spojrzała na Levy, ale ta zdawała się tego nie widzieć.
No cześć mamo, tu Levy! Chodzi o ten weekend, w którym Lucy miała u nas nocować, wiesz, musimy zrobić projekt z historii wypowiedziała całe zdanie jednym tchem. Tak, dokładnie tak. Tata Lucy chce z tobą porozmawiać.
Kiedy oddała telefon Judemu, zarówno on, jak i Lucy stali w bezruchu. W końcu jednak mężczyzna zabrał telefon i przyłożył go do ucha.
Pani McGarden? Dzień dobry, Jude Heartfilia z tej strony... Chciałem się tylko upewnić, czy aby na pewno nie będzie to problem, jeśli córka zostanie u pani na weekend.
Zmiękł. Totalnie zmiękł, rozmawiając z mamą Levy. Najwyraźniej nie chciał wyjść przed kobietą na nadopiekuńczego rodzica, jednak Lucy nadal nie mogła w to uwierzyć. I w to, że pani McGarden, choć jest bardzo wyrozumiałą kobietą, przystała na coś takiego.
Dobrze... Dobrze, już ją daję. Nagle Jude podał telefon zdumionej Lucy. Dziewczyna nieśmiało zabrała smartfona i przyłożyła go do ucha.
Pani McGarden? spytała.
Może i dla twojego starego. Cana z tej strony usłyszała śmiech po drugiej stronie. Za tą akcję wisisz mi jakąś flaszkę w podzięce, jasne?
Jasne. Oczywiście! obiecała Lucy, po czym dziewczyna, podszywająca się pod matkę Levy, rozłączyła się. Heartfilia bez słowa oddała telefon uradowanej Levy, po czym spojrzała na ojca.
Więc...
Tylko wróć w niedzielę przed obiadem furknął Jude, nie ukrywając niezadowolenia z faktu, że ewidentnie przegrał tę rodzicielską batalię z nastolatkami.


Długo wam to zeszło stwierdził Gajeel, stojąc przed samochodem, zaparkowanym dwie ulice od domu Heartfillów. Twoja walizka jest już w bagażniku.
Dzięki. Naprawdę wam dziękuję oznajmiła przejęta Lucy. Nie wiem, jak się wam za to wszystko odwdzięczę.
Możesz tak jak Canie zachichotała Levy, wsiadając do auta.
Było aż tak ciężko, że musieliście dzwonić do Alberony? zdziwił się Redfox, siadając za kierownicą. Ja pierdole, to niezły reżim musisz mieć w domu, blondyna...
Łatwiej byłoby zbiec więźniowi z Alcatraz westchnęła McGarden. Swoją drogą, Lucy, kojarzysz Canę, prawda? Chodziła do klasy z Gajeelem.
Ta... Kojarzę... mruknęła, siedząc na tyłach samochodu. Z zatrwożeniem wpatrywała się w swój telefon.
No dobra, to gdzie pannę podwieźć? spytał Gajeel, przekręcając kluczyki w stacyjce, lecz Heartfilia, wpatrzona w jasny ekran smartfona, nie odpowiedziała.
Osiem nieodebranych połączeń wszystkie od Natsu. Cały smsowy spam również był od niego.
Natsu: Czemu nie jedziesz?!
Natsu: Coś się stało?
Natsu: Czy to dlatego, że wczoraj nie zadzwoniłem? Jesteś zła?
Natsu: Lucy, proszę, daj znać, co się dzieje.
Natsu: O co ci chodzi, Lu!
Ostatnia wiadomość została nadesłana zaledwie kilkanaście minut temu. Ona najbardziej zaniepokoiła Lucy.
Natsu: Ok, rozumiem. Twoja strata.
Nie...
Na pewno pomyślał, że po prostu się na niego wypięła. Przerażona, zauważyła obecną godzinę: dwudziestą dwadzieścia siedem.
Nie, nie, nie! zawołała panicznie, dzwoniąc do Dragneela. Kurwa, tylko nie to...
Gajeel i Levy zerknęli na tyle siedzenia.
Lucy, wszystko ok?
Za trzynaście minut odjeżdża bus do Oak z autobusowego dworca. Nie zdążę stwierdziła Lucy ze zduszonym głosem, wsłuchując się w jednostajny dźwięk połączenia. Wszystko na nic...
To się jeszcze okaże warknął Redfox, depcząc na pedał gazu.
On myśli, że go wystawiłam jęknęła Heartfilia. Odjedzie beze mnie.
Zadzwoń do niego! krzyknęła Levy, kiedy dołączyli do ulicznego ruchu.
A myślisz, że co robię! zawołała Lucy, ponownie wybierając ten sam numer. No dalej, Natsu, odbierz...


Do odjazdu autobusu zostały zaledwie trzy minuty, ale wystarczyło, by wjechali na ostatnią główną drogę i byli na prostej do dworca.
To jakiś żart?! zawołał Gajeel, kiedy wjechali na ulicę Aloesową.
Lucy wyjrzała między przednie siedzenia i stęknęła, dostrzegając zakorkowaną ulicę. Chyba cały wszechświat stawał na głowie, by tylko jej dopiec. Drwił z niej, nieustannie dając i odbierając nadzieję. Może po prostu nie było jej dane, by wyjechała do Oak?
McGarden zacisnęła usta, zauważając zrezygnowane spojrzenie przyjaciółki. Szybko odpięła pasy i wyskoczyła z samochodu.
Levy, wracaj do środka! zawołał Redfox.
Co ty wyprawiasz?! dodała zaskoczona Lucy. Levy ich jednak nie słuchała.
Wysiadaj! ryknęła do Heartfilii, otwierając bagażnik. I nie waż mi się teraz odpuszczać! Pojedziesz z nim na ten cholerny ślub, choćbym miała cię zanieść do Oak na rękach, ale teraz rusz tą swoją cholerną dupę i zapierdalaj za dworzec w podskokach! 
McGarden nie musiała się powtarzać. Zanim dokończyła zdanie, Lucy stała tuż obok niej i wspólnie wyciągały walizkę z bagażnika.
Przepraszam was, Levy. Sprawiłam tyle kłopotu…
Przestań pieprzyć głupstwa i ruszże się, kobieto!
Blondynka zacisnęła usta i zmarszczyła brwi, kiwając twierdząco głową. Naprawdę nie miała pojęcia, jak wynagrodzi Levy i Gajeelowi to wszystko, ale faktycznie, nie był to odpowiedni moment. Nie miała na to czasu. Chwyciła za rączkę walizki i pędem pognała w stronę autobusowego dworca, którego dach majaczył w oddali na tle ciemniejącego już nieba i świateł samochodów oraz ulicznych lamp.
Masz zdążyć, jasne?! usłyszała głos Levy, przebijający się przez uliczny zgiełk. Sprawił on, że na zdeterminowanej twarzy Lucy ukazał się cień uśmiechu.
Biegła środkiem zakorkowanej ulicy między samochodami. Przez gabaryty swojego bagażu wyglądała dość nieporadnie, ale nie poddawała się nie przed samą metą. Nie zważała także na trąbiących kierowców. Nie mogła przecież pozwolić, by Natsu odjechał bez niej, ze świadomością, że go olała. Czuła, że to nieporozumienia przekreśliłoby wszystko. Postanowiła zagrać wszechświatowi na nosie i dotrzeć na miejsce o czasie, choćby po trupach.
Zmachana, wbiegła na miejski przystanek autobusowy i pobiegła w stronę przejścia dla pieszych ostatniej przeszkody, która dzieliła ją od dworca. Wielki cyfrowy zegar, zawieszony na jego dachu wskazał właśnie dwudziestą czterdzieści. Widząc to, Lucy chciała przebiec przez pasy na czerwonym świetle, ale szybko się cofnęła, cudem unikając wpadnięcia pod koła autobusu. Autobusu do Oak.
Dziewczyna cofnęła się jeszcze o dwa kroki i puściła rączkę walizki, z niedowierzaniem obserwując odjeżdżający pojazd. Miała ochotę pobiec za tym cholernym busem, choć wiedziała, jak niedorzeczny był ten pomysł.
Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Jej umysł zalała ciemna pustka, z której zaczęła przebijać się jedna myśl że to wszystko faktycznie zdało się na nic. Z bezradności złapała się za głowę i odwróciła się tyłem do dworca. Nie mogła na niego patrzeć. Mało brakowało, by nie rozpłakała się głośno na środku ulicy.
Lucy?
Zawołał ktoś za nią. Odwróciła się i zamrugała kilkukrotnie powiekami, dostrzegając po drugiej stronie ulicy Natsu.
Sygnalizacja świetlna dla pieszych zmieniła kolor na zielony. Chciała podejść do Dragneela, lecz zauważyła, że równie zaskoczony mężczyzna żwawo kroczy w jej stronę.
Co ty tu robisz? spytał, gdy stanął tuż przed nią.
Co... Co ty tu robisz?! wrzasnęła. Twój autobus przecież odjechał, dlaczego nim nie pojechałeś?! Omal mnie nie przejechał! I ja... Dzwoniłam, ale nie odbierałeś, więc przyjechałam tu... Z mojego Alcatraz. I biegłam, bo... Lucy, wciąż nie dowierzając, że rozmawia z Natsu, zaczęła tracić zdolność mówienia. Nagle zapomniała, co miała mu powiedzieć. Była zbyt zszokowana.
Niespodziewanie Dragneel uśmiechnął się promiennie. Nie zważając na licznych gapiów, uwięził Lucy w mocnym uścisku i pocałował ją. Długo, pożądliwie, intensywnie. Tęskno, jakby żył właśnie dla tej chwili. Czując te wszystkie emocje, dziewczyna odwzajemniła pocałunek bez chwili namysłu, zapominając o otaczającym ich świecie. Patrzący na nich ludzie, przejeżdżające obok samochody, czy nawet czas, odmierzany na wielkim zegarze autobusowego dworca przestały na moment istnieć.
To... Co tu robisz? zapytała szeptem, kiedy Dragneel nieznacznie się od niej odsunął. Przyglądał się jej z dziwnie kpiącą i pełną satysfakcji miną, choć jego zielone oczy iskrzyły się z radości i wręcz serdecznie się do niej śmiały.
Nic, hehe.
Jak to nic?!
Mężczyzna zabrał jej walizkę, chwycił ją za rękę i przeprowadził przez ulicę.
No odpowiesz mi wreszcie? Heartfilia zaczęła się denerwować. Ten człowiek nawet w takiej chwili potrafił ją drażnić! Jakim cudem nie jedziesz teraz do Oak?!
Nie odrzekł stanowczo, niespodziewanie się zatrzymując. Nie odpowiem ci. I nigdy się tego nie dowiesz.
Lucy zdębiała, kiedy Drangeel wyjął z tylnej kieszeni spodni bilet autobusowy i wcisnął jej go do wolnej dłoni. Wciąż uśmiechał się ironicznie. Gnojek ewidentnie się z niej nabijał.
Ja kiedyś z tobą zwariuje, Natsu westchnęła zdegustowana.
No ja myślę! przyznał żartobliwie, jakby było to coś oczywistego i zaprowadził ją na przystanek, z którego mieli mieć następny autobus do Oak.
Dziewczyna chciała sprawdzić rozkład jazdy, przyczepiony do jednego z betonowych filarów, lecz wtedy poczuła na plecach przyjemne, kojące ciepło przylegającego do niej Natsu. Tuląc się, zawiesił ręce na jej ramionach i oplótł je wokół szyi Heartfilii, a następnie westchnął ciężko tuż obok jej ucha. Niewątpliwie mu ulżyło.
Cieszę się, że jesteś, Lucy.
Blondynka, choć nieco zaskoczona, uśmiechnęła się rozczulona do tablicy z rozkładem jazdy i mocno złapała za jedną z dłoni Dragneela.
            — Ja też.


No i tak jak obiecałam: jest niedziela, jest rozdział! Jest on dla mnie trochę... sentymentalny ze względu na ostatni fragment. Nie często mi się to zdarza, ale zdradzę wam w tajemnicy, że jest on w dużej mierze oparty na własnych doświadczeniach. (Tak, tak, kiedyś Yasha była taką pierdolniętą nastolatką, że jechała i biegła za swoim chłopem na dworzec autobusowy przez niemal całe miasto, tyle że bez walizki i w nieco innych okolicznościach. I niestety do dziś nie dowiedziałam się, dlaczego chłop nie odjechał autobusem, który przejechał mi perfidnie przed nosem. Mogę się tylko domyślać, tak jak Lucy względem Natsu :'D). Cóż, czasem w życiu zdarzają się chwilę niczym wyjęte z filmowego kadru.
No, a w następnym rozdziale będzie już to, na co chyba od dłuższego czasu czekacie, hehe. Oczywiście mam na myśli... Ślub! Jak ktoś pomyślał o czymś niestosownym, niech się wstydzi!!! ... I tak tylko przypomnę, że jest to opowiadanie z erotyką, bez żadnego powodu ;> xD.
Rozdział będzie zapewne dłuższy, bo mam zamiar się rozpisać, więc nie wiem dokładnie kiedy go skończę i opublikuję. Chciałabym zrobić to jeszcze w tym miesiącu i mam nadzieję, że pomimo napiętego grafiku i nadchodzącego wyjazdu uda mi się tego dokonać :).
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Życzcie mi weny, a ja wysyłam wam wszystkim gorące buziaki!!!

12 komentarzy:

  1. Ja też się cieszę! Normalnie czułam te wszystkie emocje, ten strach, panikę, że to się nie uda, że już pojechał... Potrafisz wywołać napięcie! Ale martwi mnie ta walizka, która się otworzyła przy rzucie... Boję się, że coś z niej wypadło i to da znać rodzicom, że jednak nie jest tam gdzie mówiła, że jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten moment, kiedy twój czytelnik wpadł na tak genialny pomysł, że tobie wcześniej nawet nie przyszło to do głowy... xD Nie no, mogę spokojnie powiedzieć, że takiego "walizkowego" wątku nie będzie, ale muszę przyznać - jest cholernie dobry :o
      I dziękuję za komentarz! :**

      Usuń
  2. Mióóód!:D Oby ślub poszedł bez problemów, błagam:(
    Czekam na więcej i więcej! Tu, jak i na na barze oczywiście!
    Weny, weny i jeszcze raz weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakie problemy masz na myśli, ale bez żadnych na pewno się nie obejdzie xD.

      Usuń
  3. Wcale, ale to wcale nie pomyślałam o sama wiesz czym ;*
    Pani M.

    OdpowiedzUsuń
  4. A już myślałam, że będzie o ślubie ;(
    Ostatnią scena niczym z filmu romantycznego, nie wiem czemu tak mi się skojarzyło :')
    Czekam na dalej, a szczególnie ślub :D
    ~Jazz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślub (i nie tylko 🤭🤫) będzie już w następnym rozdziale, obiecuję. I, hehe, wcale mnie nie dziwi twoje skojarzenie z filmem romantycznym. Nawet na żywo to wyglądało jak wyjęte z jakiegoś romansidła x'D.
      Dzięki za komentarz 😍😘

      Usuń
    2. Teraz to nie usiedze na tyłku ���� czekam na najnowszy rozdział!
      ~ Jazz

      Usuń
  5. Lucyna...
    Ta nazwa kontaktu tak doskonale odzwierciedla dziecinną stronę charakteru Dragnella, że ja pierniczę :')
    Dragnell skończył z kacykiem-mordercą... Mógł więcej chlać, po wszystkim czułby się jak w rajuxD

    Jude, ty frajerze, przez ciebie Lu odwołała wyjazd! By cię diabli porwali i nigdy nie wpuścili z piekielnych otchłani! >.<
    Oosobiście nie chciałabym się dowiedzieć, że moje miłosne przygody są znane chłopakowi mojej przyjaciółki, nawet tej najlepszej. A już zwłaszcza za moimi plecami, byłoby... złe. Albo zwyczajnie jestem mentalnym moherem, który opowiada o swoich miłosnych ekscesach tylko tym najbardziej zaufanymxDDD

    Redfox, jaki z ciebie tajny agent! Normalnie japońska wersja Jamesa Bonda!xDD
    Cofam to co napisałam o byciu moherem - Jude jest większym moherem ode mnie. Nikt ani nic nie zmieni mojego zdania, nawet pazury Killa przy szyixDDD

    Może dla twojego starego... Cana rozjebała system, jak zawsze zresztą :')

    Reżim to jedno, reżim połączony z niewiedzą o życiu córki to drugie >.>

    Udało się, udało się!!! *cieszy się jak wariatka*

    Gorzej jak starzy się dowiedzą, będzie wtedy konkretny MeksykxDDD

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ty chcesz, Ginny. "Lucyna" to złoto xD. I masz rację, najlepsze na kaca jest chlać dalej, hehe xD.
      Judego też się nie czepiaj, od tego po części są rodzice, moja droga :').
      Gajeel jako japoński James Bond? Chcem zobaczyć takiego mema xD.
      A Cana rozjebie system jeszcze nie raz, ale wszystko w swoim czasie :3.

      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz... Tylko nie bij, że dopiero teraz na niego odpisałam xD

      Usuń
  6. a kiedy coś nowego? :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon © Stworki|Yasha